Marek Magierowski: Nie ma głosów niepokoju z NATO
- Interpretowanie obecnej sytuacji według schematu „pan prezydent jest mało aktywny”, jest nieuprawnione - mówi Marek Magierowski, dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta RP, w rozmowie z Agatonem Kozińskim.
Polityka epistolarna między Andrzejem Dudą i Antonim Macierewiczem kwitnie. Dokąd ona prowadzi?
To nie jest wymiana listów, tylko pism urzędowych. Powtarzam to od dawna, może Pan to uznać za moją obsesję, ale akurat w tym wypadku precyzyjne nazewnictwo jest istotne.
Nie dziwię się, że Pan to powtarza. Trudno uwierzyć w takie banalizowanie poważnego sporu.
To nie banalizacja. To normalna procedura. Wszystkie urzędy, które ze sobą współpracują, wymieniają się pismami. Nie inaczej jest w przypadku Pałacu Prezydenckiego czy Biura Bezpieczeństwa Narodowego oraz MON.
Na pewno? Ostatnie pismo, o którym usłyszeliśmy, było skargą, że MON nie odpowiada na wcześniejsze pisma. To też normalna procedura?
Już po tym, jak wspomniane pismo zostało wysłane - a było to w połowie marca, dopiero teraz ujrzała je opinia publiczna - pan prezydent miał okazję kilka razy spotkać się z ministrem obrony. Rozmawiali także o opóźnieniach w odpowiedziach na pisma płynące z Pałacu Prezydenckiego. Nie ma nic szczególnego w tym, że komunikacja między urzędami odbywa się jednocześnie za pośrednictwem pism, drogą oficjalną, oraz przy okazji dwustronnych spotkań.
Ostatnio rzeczywiście było kilka spotkań prezydenta z szefem MON. A wcześniej?
Nie uczestniczę we wszystkich spotkaniach pana prezydenta. Ale wiem, że minister Macierewicz jest dość regularnym gościem Andrzeja Dudy.
Odwiedza go regularnie: raz do roku?
Nie, dużo częściej. Były takie miesiące, gdy spotkał się z panem prezydentem w Pałacu cztery, pięć razy.
Prezydent - zgodnie z konstytucją - jest zwierzchnikiem sił zbrojnych, dokonuje też nominacji generalskich. A jakie są jego realne wpływy w armii?
Rolą prezydenta jako zwierzchnika sił zbrojnych jest kreślenie wizji naszej polityki bezpieczeństwa i rozwoju polskiej armii oraz nadzorowanie tego procesu. To wynika i z konstytucji, i niższych aktów prawnych.
Czy w tej wizji mieści się wymiana 90 proc. składu Sztabu Generalnego?
Pan prezydent śledzi zmiany personalne w armii i zdaje sobie sprawę, że wiele z nich może budzić emocje opinii publicznej. Ale z drugiej strony podkreśla, że wojsko, przynajmniej w niektórych obszarach, potrzebuje także świeżej krwi, odmłodzenia kadr. W jednym z wywiadów przypomniał m.in. o oficerach wykształconych jeszcze na uczelniach sowieckich.
O gen. Mirosławie Różańskim tego się powiedzieć nie da - miał on za to doświadczenie we współpracy z USA w Iraku.
Nie mówię o konkretnych nazwiskach, tylko o szerszym problemie. Podobnie jak w przypadku wizji naszej polityki bezpieczeństwa. Zmiany dokonywane w resorcie przez ministra Macierewicza to jedno, a geostrategiczne myślenie o priorytetach Polski, o zagrożeniach, płynących głów nie zza wschodniej granicy, o naszym funkcjonowaniu w NATO - to inna sprawa. Tutaj rola prezydenta jest największa i najważniejsza. Przejawem realizacji założonej wizji jest choćby fakt wzmocnienia wschodniej flanki Sojuszu.
Decyzja o tym zapadła w czerwcu tamtego roku - a karuzela nazwisk, z której spadali kolejni generałowie, ruszyła dużo później. Kręci się tak szybko, że nosem zaczynają kręcić także nasi sojusznicy z NATO - pisała o tym niedawno „Polityka”.
Do prezydenta nie docierają głosy z NATO, które miałyby świadczyć o jakimś poważnym zaniepokojeniu tym, co się dzieje w polskiej armii.
Niedawno w prezydentem spotkał się gen. Curtis Scaparotti, szef wojsk NATO. Przyjął po prostu do wiadomości, że jego niedawny partner gen. Różański jest już poza armią?
Rozmowa nie dotyczyła generała Różańskiego.
Wrócę jeszcze do polityki epistolarnej. Bardzo się ona nie podoba Jarosławowi Kaczyńskiemu, a mimo to Andrzej Duda ją kontynuuje. To przejaw samodzielności?
Z jednej strony rozumiem media, które próbują znaleźć jakieś szczeliny w obozie rządzącym, podkreślać domniemane konflikty. Medialnie to jest oczywiście bardzo smakowite, choć najczęściej zwykłe, niekiedy drobne różnice zdań są przez dziennikarzy „nadmuchiwane” do granic wytrzymałości. Z drugiej strony - tak, oczywiście, są spory, są wątpliwości. Trzeba by być naiwnym, aby uwierzyć, że pan prezydent, pani premier, wszyscy ministrowie mają tożsame zdanie w absolutnie wszystkich kwestiach.
Pytam o coś innego. W 2015 r. w obozie rządzącym wykrystalizował się „triumwirat”: Jarosław Kaczyński, Beata Szydło, Andrzej Duda. Do tej pory prezydent był z tego trójkąt najmniej widoczny. To się teraz zmienia?
Zapomina pan o tym, że bardzo wiele reform, które zostały przeprowadzone przez rząd, to są ustawy, które Andrzej Duda zapowiadał w swojej kampanii wyborczej - na kilka miesięcy przed tym, jak Prawo i Sprawiedliwość przejęło władzę. Sztandarowym przykładem jest program „500 plus”. Poza tym wróćmy jeszcze na chwilę do konstytucji. W naszym systemie główny ciężar odpowiedzialności za zmiany w prawie, za reformy gospodarcze i społeczne, spoczywa na rządzie i parlamencie. Dlatego interpretowanie obecnej sytuacji według schematu „pan prezydent jest mało aktywny”, jest nieuprawnione.
Czyli prezydentowi przez dwa lata wszystko się podobało. Przestało w przypadku ustawy o zgromadzeniach i teraz przy sporze z szefem MON, tak?
Prezydent nigdy nie miał problemu z wyrażaniem krytycznej opinii na temat tej czy innej ustawy, jeśli widział, że coś idzie w złym kierunku. Mówił otwarcie o swoich wątpliwościach dotyczących reformy edukacyjnej. Miał też poważne uwagi do ustawy o zgromadzeniach i skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego.
To był błąd? Może zamiast wysyłania do TK powinien był ją wetować?
Pan prezydent uznał, że powinien ją ocenić Trybunał Konstytucyjny.
A jaką podejmie w przypadku ustawy o zmianach w Krajowej Radzie Sądownictwa (KRS)?
Andrzej Duda wspiera reformy ministra Ziobry, bo uważa, że wymiar sprawiedliwości w Polsce działał do tej pory źle, a w szczególności dotyczy do sądów. Podobnie zresztą myśli zdecydowana większość Polaków. Głębokie zmiany są potrzebne. Prezydent uważa, że niektórzy członkowie KRS - podobnie jak swego czasu prezes Rzepliński - kreują się na polityków, czego czynić nie powinni. Poza tym zachwiane są proporcje w składzie Rady, jeśli chodzi o reprezentację poszczególnych szczebli władzy sądowniczej.
Najwięcej kontrowersji budzi pomysł automatycznego wygaśnięcia mandatów sędziów w KRS i wybór nowych. Prezydent to poprze?
Rozmawiał z ministrem Ziobrą na ten temat, zgłaszając wątpliwości konstytucyjne z tym związane.
A czy Andrzej Duda rozmawiał na ten temat z sędziami?
W lutym spotkał się m.in. z przedstawicielami Porozumienia Samorządów Zawodowych i Stowarzyszeń Prawniczych.
Coś z tego spotkanie wynikło?
Nie, przełomu nie było. Środowisko sędziowskie jest specyficzne. Duża część sędziów jest przeciwko zmianom. Niestety, to są często zachowania stricte korporacyjne. Pan prezydent zdaje sobie sprawę, że tak szeroka reforma może być bolesna dla części sędziów. Problem jednak w tym, że jak na razie funkcjonowanie sądów w Polsce jest bolesne dla zwykłych obywateli. I to trzeba zmienić.
Czego spodziewać się z Pałacu Prezydenckiego wiosną?
Pan prezydent chce się skupić na kilku obszarach. Na pewno będzie to polityka zagraniczna - z naciskiem na dyplomację ekonomiczną. Skupia się też na staraniach Polski o niestałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, głosowanie w tej sprawie już w czerwcu. Trwają także prace nad kilkoma inicjatywami legislacyjnymi.
Jedna z nich poświęcona jest „frankowiczom”?
Kancelaria jest w stałym dialogu z NBP w tej sprawie. Czekamy także na inicjatywę banków, liczymy, że one same spróbują tę kwestię unormować. A z nowych inicjatyw prezydenta - media wspominały już choćby o ustawie, która pozwoliłaby ograniczyć liczbę zachorowań na nowotwory skóry. Jest ona związana z regulacjami dotyczącymi korzystania z solariów. Czasami warto skoncentrować się na pozornie drobnym problemie, który po bliższej analizie okazuje się być problemem bardzo poważnym, i to dla całkiem niemałej części społeczeństwa.