Marek Krajewski obiecał 8 kryminałów, czyli wakacje ludzi pracowitych
Wakacje wakacjami, ale są ludzie, dla których jest to czas wytężonego wysiłku i wzmożonej aktywności. Na przykład studenci Politechniki Wrocławskiej, którzy niedawno wsławili się zbudowaniem łazika marsjańskiego i szybkich bolidów, teraz pochwalili się kolejnym dziełem. To łazik ziemski Turtle. Mówią nawet, że pierwszy taki pracowity żółw na świecie. Jest to czterokołowy robot, którego można wysłać na przykład do jakiejś jaskini, czy w inne trudno dostępne miejsce. Żółw na czterech kółkach zrobi tam za nas film czy zdjęcia. Ale czy pojedzie po piwo albo wyprowadzi psa na spacer? Tego nie wiem. Studenci chcą produkować i sprzedawać łaziki, co się ceni i chwali. Bo nie ma nic gorszego niż świetne wynalazki, nagradzane za granicą, a nawet w samej Ameryce, które odkłada się potem na półkę.
Pracowite lato ma niewątpliwie także Marek Krajewski, wrocławski pisarz, który wymyślił z kolei policjanta Eberharda Mocka. Takiego glinę, co to tęgo pije, gania za kobietami, łamie regulaminy i zasady służby. Ale jest zarazem postrachem kryminalistów i najbardziej perfidnych złoczyńców w przedwojennym Wrocławiu, czyli Breslau. Właśnie teraz wydał kolejną książkę: „Mock. Ludzkie zoo”, z którą wyrusza w trasę promocyjną po Polsce. Nie ukrywam, że czytam jeszcze ciepłe książki Krajewskiego, czyli co roku jesienią, gdy tylko świeży tom opuści drukarnię i trafi na księgarską półkę. Intryga, zbrodnia, powikłane powiązania, owszem... Ale najbardziej mnie cieszy tło i sceneria, w jakiej rozgrywają się wymyślane przez pisarza przygody Mocka. Obrazy, klimat, język Wrocławia, a także Lwowa, gdzie toczyła się akcja jego książek. Tego Krajewski nie wymyśla, tylko przypomina, jak było.
Pisarz ucieszył mnie swoim piątkowym wywiadem w naszej gazecie, gdzie zapowiedział, że planuje napisać, rok po roku, jeszcze osiem książek kryminalnych. Aż mu stuknie sześćdziesiątka. Wtedy będzie miał ich na koncie 25 i sobie poluzuje z pisaniem. Zadeklarował też, że będzie walczył w kolejnych tomach z powielaniem się, które jest naturalnym zagrożeniem w przypadku długich seriali - nie tylko w papierze. Choć z tym powielaniem to różnie bywa. Gdy oglądamy agenta Bonda czy porucznika Borewicza, co chwilę łapiemy się na tym, że w poprzednich odcinkach już coś podobnego było. I co? I oglądamy dalej.
Po swojemu i na maksa zarobiony jest tego lata detektyw Krzysztof Rutkowski. Rok temu kupił pałacyk w podgłogowskim Szczepowie. Ostatnio zaś stał się właścicielem sporego pensjonatu w Lądku-Zdroju. Ale okazuje się, że do pałacyku zajeżdża dość rzadko i wciąż szuka firmy, która go wyremontuje. Tempo życia i liczne zadania spowodowały też, że pasjonat nabył po obejrzeniu go... na zdjęciach, bo nie miał czasu pojawić się osobiście.
Nie obijają się też ludzie na budowie ekspresowej „trójki”. Pracują nawet w soboty. Ale co z tego. Kilka dni temu robotnicy zablokowali wjazd na budowę S3, bo firma, która ich wynajęła, nie płaci im pensji od marca! Kiedyś mówiono: Bez pracy nie ma kołaczy. Teraz trzeba pracować i jeszcze nie dać się wykiwać.