Marcin Wołowiec: Ta runda sporo nas kosztowała

Czytaj dalej
Fot. Krzysztof Kapica
Miłosz Bieniaszewski

Marcin Wołowiec: Ta runda sporo nas kosztowała

Miłosz Bieniaszewski

Z Marcinem Wołowcem, trenerem Stali Rzeszów rozmawiamy m.in. o słowie, którego nie lubi, rundzie jesiennej i planach na zimową przerwę.

Impreza na zakończenie rundy udała się?
Wszystko było fajnie zorganizowane przez kierownika i będziemy miło wspominać tę imprezę.

Rozumiem, że piłkarze dostali dyspensę?
Trzeba było przymknąć oko na pewne rzeczy, ale nikt nie przesadził.

Piłkarze już mają wolne, czy jeszcze przed wami treningi?
Trenujemy do 7. grudnia, ale już trochę mniej. Później rozchodzimy się na miesiąc i od 10. stycznia zaczynamy przygotowania do nowej rundy.

Jaka to była runda dla Stali?
Bardzo ciężka. Początek był bardzo optymistyczny, bo wygraliśmy zdecydowanie dwa pierwsze mecze, a później nastąpił mały przestój w meczu z Unią Tarnów. Wróciliśmy na dobre tory, ale ten feralny mecz w Nowotańcu spowodował, że towarzyszyły nam spore emocje. Liga zaczęła weryfikować nasze pewne przyzwyczajenia. Dwa ostatnie sezony mieliśmy wąską kadrę i udawało się je kończyć jakimś pozytywnym wynikiem, ale tamta liga była dużo słabsza. Bywały mecze, które nie kosztowały nas tyle sił. W tym sezonie w każdy mecz trzeba było włożyć dużo zdrowia i braki w kadrze były widoczne

Mi się nasuwa słowo „chimeryczna”. Zgodzi się pan?
Zgodzę się, ale to wynikało właśnie z tego, że ten poziom mocno się podniósł. Jak w poprzednich sezonach mogliśmy liczyć na moment oddechu, to teraz takiego czegoś nie było. W większości meczów to my prowadziliśmy grę, ale nie zawsze równało się to z oczekiwanym wynikiem.

Gdzie Stal zagrała najlepszy mecz?
Myślę, że na Motorze Lublin. To był mecz bardzo dobry w naszym wykonaniu. Podobać mogło się też spotkanie u siebie z Karpatami Krosno, które było pewną niewiadomą, bo inauguracja zawsze nią jest. Rzetelną piłkę pokazaliśmy też w Ostrowcu Św.

A taki mecz, o którym chce się jak najszybciej zapomnieć?
Przede wszystkim Cosmos Nowotaniec (uśmiech). To był jednak w pewnym sensie przełomowy mecz. Gdybyśmy wygrali, to pewnie nie byłoby tego całego szumu i grałoby się dużo spokojniej. Na minus na pewno była porażka z Unią Tarnów, gdzie przez 80 minut nie mogliśmy pokazać naszych możliwości. Wspomniany Cosmos oraz mecz w Nowym Targu, który był specyficzny, bo już w pierwszej połowie musiałem dokonać dwóch zmian w obronie i nie funkcjonowało to, tak jak powinno.

Jak pan wspomniał po meczu z Cosmosem zaczął się spory szum, a prezydent postanowił zmotywować Stal i Resovię i ogłosił wyścig o dodatkowe pieniądze z ratusza. To bardziej zmotywowało piłkarzy, czy usztywniło?
Na początku na pewno zmotywowało. Była duża mobilizacja. Przeglądnęliśmy nasz terminarz, Resovii i innych drużyn. Porażka w Garbarni troszkę nas przystopowała i Resovia nam lekko odskoczyła. Presja zaczęła rosnąć i do momentu, kiedy nie zapewniliśmy sobie wyższego miejsca, towarzyszyła nam nieustannie.

W pewnym momencie był to trochę ślimaczy wyścig i wyglądało to tak, jakby żadna z drużyn nie chciała go wygrać...
Tempo tego – naprawdę nie lubię tego słowa – wyścigu ugrzęzło po derbach. To był nasz pierwszy remis. Parę dni później graliśmy u siebie z JKS-em i też zremisowaliśmy. Następnie trzeci remis z rzędu z w Nowym Targu. Resovia też traciła punkty, bo jeśli dobrze pamiętam przegrała w Radzyniu Podlaski i zremisowała z Sołą Oświęcim. Na domiar złego KSZO nie traciło punktów.

Przepraszam, że wejdę w słowo, ale momentami wyglądało to tak, że sporo ludzi emocjonowało się walką Stali i Resovii, a zapominali trochę, o tym, co się dzieje wyżej w tabeli...
Ja cały czas śledziłem, co się dzieje w lidze. Cel wyprzedzenia Resovii zrodził się w trakcie rundy. Nam od początku przyświecał cel walki o awans i kontrolowałem przebieg tych rozgrywek.

Jak się pan odniesie do słów trenera Resovii, który mówił, że Stal wygrała ten wyścig nie tylko na boisku?
Rewelacje trenera Szydełko pozostawię bez komentarza.

Po meczu z MKS-em Trzebinia/Siersza powiedział pan, że najwięcej ta rywalizacja kosztowała pana i prezesa Szczepaniaka, a nie piłkarzy...
Ja bym tutaj dodał jeszcze Darka Paśkiewicza, mojego kierownika. Piłkarze są już na tyle doświadczonymi ludźmi na boisku i potrafią sobie radzić z tą presją. Ta rywalizacja oczywiście siedziała w ich głowach, ale to my się martwiliśmy czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Czy zrobiony był odpowiedni trening itd. Mimo, że to wszystko dzieje się na poziomie 3 ligi, to kosztowało nas sporo nerwów. Chwała chłopakom, że udźwignęli ten ciężar i zdobyli tych punktów więcej od Resovii.

Koniec końców to Stal ma otrzymać dodatkowe wsparcie. Już jesteście po spotkaniu z prezydentem?
Z tego co wiem, to do spotkania ma dojść na początku grudnia.

Czyli nie wiecie, na co możecie liczyć?
Jeszcze nie wiemy.

W pierwszej części jesieni mieliście spory problem z bramkarzami. Rzadko się zdarza, aby w jednej rundzie broniło czterech różnych golkiperów...
Myśleliśmy, że damy radę z bramkarzem-młodzieżowcem lub z seniorem, ale jeszcze nie do końca ogranym. Okazało się to błędem. Kilka punktów straciliśmy przez niefortunne interwencje bramkarzy, ale przede wszystkim wkradała się duża nerwowość w naszą grę obronną. Musieliśmy znaleźć na to receptę. Decyzja o pozyskaniu Maćka Krakowiaka nastąpiła po przegranym meczu z Garbarnią Kraków. To nie jest jednak tak, że te punkty traciliśmy tylko przez bramkarzy.

Dopiero ten czwarty do brydża, czyli wspomniany Maciej Krakowiak okazał się pewnym punktem drużyny. Zastanawiał się pan, jak to możliwe, że tak dobry bramkarz był bez klubu?
Maciek miał kontuzję, jak jeszcze był w Bełchatowie. W tym klubie, jeśli się nie mylę, postawili na młodzieżowca i Maciek nie chciał siedzieć na ławce. Dobrze się stało, bo my na tym skorzystaliśmy (śmiech). Pokazał swoje bardzo duże umiejętności w meczach, w których bronił. Do ostatniej puszczonej bramki można mieć małe zastrzeżenia, ale w ogólnym rozrachunku dał nam dużo dobrego.

Mecz w Ostrowcu Św. w sporej mierze wygraliście dzięki niemu...
Ale też z Avią Świdnik miał kilka świetnych interwencji. W zasadzie w każdym meczu dał „coś” od siebie. Ja mu życzę, żeby jak najszybciej wrócił tam, gdzie jest jego miejsce, a jak się uda, że uczyni to razem z naszą drużyną, to będziemy podwójnie zadowoleni.

Czyżby szykowało się jego odejście?
Kontrakt ma podpisany do końca sezonu, ale z opcją, że jak się pojawi oferta z wyższej ligi to może spokojnie odejść. Mówił mi, że ma propozycję z zagranicy i ją rozpatruje, ale nie jest powiedziane, że z niej skorzysta. Piłka jest po jego stronie. My będziemy go namawiali, aby został w Stali.

Nie sprawdził się plan z bramkarzem młodzieżowcem, ale ogólnie z letnimi transferami trafiliście...
Udały się transfery, to prawda, ale też odeszło kilku klasowych piłkarzy i w zasadzie zastępowaliśmy ubytki, a liczbowo wszystko zostało po staremu. Każdy kto do nas przyszedł dołożył jednak solidną cegłę do końcowego wyniku. Wojtka Reimana umiejętności wszyscy znali. Większą niewiadomą był Kuba Zięba, ale jego bramki zdobyte, szczególnie ta w Lublinie, były na wagę złota. Charyzma i ciągnięcie zespołu przez Damiana Skałę chyba wszystkich miło zaskoczyła.

Dla mnie właśnie powrót Damiana Skały był strzałem w „10”...
Damiana dobrze znałem z poprzednich lat. Jest wychowankiem Stali, ale jakoś tak się potoczyły jego losy, że musiał pograć najpierw w innych klubach na Podkarpaciu. Ja z nim pracowałem w Strumyku Malawa i już wtedy był bardzo dobrym zawodnikiem. Cieszę się, że do nas trafił. On sam mi mówił, że powrót to jedna z jego najlepszych decyzji. Damiana chciałem już w poprzednim sezonie, ale wtedy u nas ta sytuacja finansowa była taka, że ciężko było namówić chłopaka, który w innym klubie ma regularnie fajne pieniądze.

Jak bardzo brakowało bramek Piotra Prędoty?
Oj brakowało. Chyba jednak najbardziej jemu. Bardzo mocno walczył ze sobą. Na treningach ciężko pracował, aby wrócić do optymalnej formy i w doskonałym momencie odpalił. Z Trzebinią może gola nie strzelił, ale te dwie asysty były dużym plusem.

Na półmetku tracicie 2 punkty do lidera. To dobra pozycja wyjściowa?
Rok temu też mieliśmy dwa punkty do Motoru Lublin i szybko ta różnica się powiększyła, bo straciliśmy punkty na początku rundy rewanżowej. Tak naprawdę to jest jednak żadna przewaga. Jak to my byśmy mieli dwa punkty przewagi, to mówiłbym to samo. Jak już mówiłem ta liga jest bardzo wyrównana i każdy zespół z czołówki może tracić punkty. Myślę, że do ostatniej kolejki będzie się toczyła walka o czołowe miejsca, ale też i o utrzymanie.

Czyli mecz Stal – KSZO będzie hitem sezonu?
Mam nadzieję, że nie (śmiech) i wcześniej zapewnimy sobie awans.

Ile nowych twarzy możemy się spodziewać w trakcie zimowej przerwy?
Po rozmowie z panem prezesem doszliśmy do wniosku, że te 3-4 osoby to jest takie minimum. Stawiamy na jakość i nie chcemy mocno testować ludzi. Chciałbym na początku stycznia mieć już kadrę, aby móc się zgrywać.

Już są konkretni kandydaci?
Mamy już kandydatów, ale nazwisk zdradzał jeszcze nie będę. Są to: środkowy obrońca, fałszywy napastnik, boczny pomocnik, młodzieżowiec i jeszcze mamy miejsce dla bocznego obrońcy z wiodącą lewą nogą.

Mówi pan, że potrzebny jest młodzieżowiec. Nie ma takiego na zapleczu, który by się nadawał?
Są bardzo dobrzy chłopcy, ale należy pamiętać, że nasze szeregi juniorskie zostały przetrzebione, bo chłopcy poszli szukać szczęścia gdzie indziej. Z rocznika 1999, który prowadziłem prawie nic nie zostało. Mi teraz zależy na pozyskaniu młodzieżowca z doświadczeniem gry w seniorach. Oczywiście naszym wychowankom drzwi nie zamykam. Zresztą w ostatnich latach zadebiutowało wielu 16-17-latków.

Ktoś z drużyny odejdzie?
Jest nas tak niewielu, że nie chciałbym z nikogo rezygnować. Wszystko zależy od tego, jak potoczą się rozmowy z tymi ludźmi, których chcemy pozyskać. Jak ściągniemy kilku piłkarzy, to niektórzy będą mieli problem z miejscem w jedenastce. Jeśli podejmą się rywalizacji to zostaną, jak nie to nie będziemy im robić problemów z odejściem. Nie chcę jednak znowu zostać z 14 ludzi.

Niebawem przyjdzie czas na urlop. Nie pytam czy jest potrzebny, tylko jak bardzo?
Tak naprawdę nie jest mi potrzebny. Ja mam złe wspomnienia z ostatniego urlopu (śmiech). Dzisiaj już z tego żartuję, ale wtedy trochę mnie to kosztowało. Kilka dni, które będą między świętami i nowym rokiem wystarczy mi, aby się zresetować i wrócić naładowanym.

Miłosz Bieniaszewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.