Marcin Mastalerek: Trzeba robić swoje nawet, gdy cały stadion gwiżdże
- Nie byłoby zwycięstwa parlamentarnego PiS w 2015 r., gdyby wcześniej Andrzej Duda nie wygrał wyborów prezydenckich - twierdzi Marcin Mastalerek - były poseł PiS, który kierował kampanią Andrzeja Dudy w 2015 roku - w rozmowie z
6 sierpnia mija trzecia rocznica zaprzysiężenia Andrzeja Dudy na prezydenta. Jakie były te trzy lata?
Andrzej Duda jest przede wszystkim symbolem dobrej zmiany, zresztą nie byłoby jej bez zwycięstwa w wyborach prezydenckich. W 2015 r. nikt inny nie byłby w stanie tej wygranej osiągnąć. Pamiętajmy, że były też inne pomysły na kandydata PiS w wyborach prezydenckich. Nie od razu było oczywiste, że to Andrzej Duda będzie kandydatem.
Teraz Pan twierdzi, że gdyby Bronisław Komorowski wygrał wybory prezydenckie, to PiS przegrałby parlamentarne?
Na pewno by dzisiaj nie rządził. Ale - co najważniejsze - nikt inny by wtedy nie wygrał z Komorowskim. Postawienie na Andrzeja Dudę było strzałem w dziesiątkę, jego zwycięstwo zmieniło dynamikę polityczną. Tamte wybory były magicznym momentem, który odmienił sytuację polityczną.
Jak dziś ważny dla obozu władzy jest prezydent?
Niezastąpiony. Jeśli chodzi o politykę partyjną niekwestionowanym liderem jest Jarosław Kaczyński. Natomiast Andrzej Duda gra na innym polu, ma zupełnie inne kompetencje, nie działa na polu partyjnym.
Ale to partia - na polecenie Jarosława Kaczyńskiego - utrąciła prezydentowi projekt referendum.
To, że referendum przepadło w Senacie, nie jest problemem prezydenta. To zresztą nie jest pierwsze referendum, które mu utrącono. Gdy w parlamencie większość miały jeszcze PO i PSL, Andrzej Duda wnioskował o dołączenie do referendum Bronisława Komorowskiego pytań, pod którymi podpisały się miliony Polaków.
Chodziło o kwestie związane z posyłaniem sześciolatków do szkoły, wiek emerytalny i ochronę Lasów Państwowych.
To wtedy przepadło, ale on na tym nie przegrał. Teraz jest podobnie. Prezydent chciał zapytać Polaków o kwestie najważniejsze, ale senatorowie mu to uniemożliwili. Widać, że dziś to prezydent najbardziej walczy o to, aby to Polacy mogli się wypowiadać.
Łatwo się domyślić, że gdyby do referendum konstytucyjnego doszło, byłaby bardzo niska frekwencja.
Jestem przekonany, że byłaby bardzo wysoka, przekroczyłaby 40 proc.
Nie widzę sprężyny, która by uruchomiła tak wysoką aktywność Polaków w tej kwestii.
Została wybrana najlepsza możliwa data. Nie było jeszcze kampanii referendalnej, ta w całej mocy mogłaby ruszyć gdyby wniosek został zaakceptowany. Osobiste zaangażowanie prezydenta w promowanie idei referendum, niech przykładem będzie jego aktywność w kampanii wyborczej, gwarantowało, że frekwencja byłaby bardzo dobra.
Jednak o referendum mówiło się bardzo dużo - tylko bez entuzjazmu.
Przez ostatni rok odbyło się ponad 20 otwartych spotkań w województwach, podczas których prowadzono rozmowy na ten temat. To były poważne rozmowy. Potwierdzały, że pomysł referendum to była świetna inicjatywa. I prezydent na niej wygrał - bo ludzie zapamiętają, że on chciał oddać im głos.
Zgodzę się, że wygrał - w tym sensie, że bardzo dużo by przegrał przy fiasku referendum.
W światku polityczno-publicystycznym wylansowano dwie tezy. Po pierwsze, że nikt się tym referendum nie interesuje, a po drugie, że przedstawiono zbyt wiele pytań, które w dodatku są zbyt trudne. Taką opinię wyrobiło między sobą kilkaset osób zajmujących się zawodowo polityką - dziennikarze, publicyści, politycy - w Warszawie. Tyle, że to teza fałszywa. Polska to nie tylko Twitter, nie tylko publicyści, dziennikarze, politycy, którzy często przypominają towarzystwo wzajemnej adoracji. Oczywiście różniące się w poglądach, ale często nie dostrzegające, że wyborcy w Polsce żyją innymi emocjami i sprawami niż polski Twitter.
Z tego wynika, że ja też żyję takiej bańce - bo Pan jest pierwszą osobą, z którą rozmawiam, a która broni tego referendum.
Gdyby pan z prezydentem albo ministrem Muchą pojechał w Polskę, to by pan się zorientował, że Polacy autentycznie chcieli tego referendum. Prezydent nie upierał się przy nim, bo uznał, że jest najmądrzejszy na świecie, tylko dlatego, że widział, że Polacy tego autentycznie chcą. To dużo lepsze badanie niż jakiekolwiek sondaże. Swoją drogą pogłębione sondaże na ten temat pokazywały duże zainteresowanie tematem, wskazywały, że możliwa jest frekwencja w okolicach 50 proc.
[b]50 proc.?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień