Mamy więcej zmartwień niż powodów do świętowania
Rozmowa z Agnieszką Olchin, szefową związku zawodowego pielęgniarek w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku.
Niedawno był Międzynarodowy Dzień Pielęgniarek i Położnych. Pani spędziła go na szkoleniu.
Niestety, jako grupa zawodowa nie mamy powodów do świętowania. To był smutny dzień. Brałam udział w zjeździe zarządu regionu. W ostatnim czasie dzieją się rzeczy istotne dla naszego środowiska. Nasze postulaty nadal nie zostały spełnione. Spotykamy się i rozmawiamy, co dalej, bo w naszym regionie są szpitale, w których pielęgniarki zarabiają żenująco małe pieniądze. Pracodawcy robią wszystko, żeby nie podnieść płacy minimalnej. Tzw. dodatek Zembali, który dostajemy, czyli 460 zł na rękę, został wliczony do wynagrodzenia ogólnego, dzięki czemu nie musieli podnieść płacy minimalnej. Pracodawca na tym zyskał, my nie. Duże grono pielęgniarek otrzymuje wynagrodzenie zasadnicze na poziomie 1500 zł. Na rękę z dyżurami i tym dodatkiem dostaje właśnie tę płacę minimalną. Czyli tyle, ile w szpitalu zarabia np. salowa. Jest bardzo wiele pielęgniarek, które nawet z dyżurami miesięcznie nie dostają nawet 2 tys. zł na rękę.
Proszę przypomnieć, jakie miałyście postulaty?
Podstawowym postulatem było to, by dodatek Zembali był doliczany do wynagrodzenia zasadniczego. Poza tym pielęgniarki od 10 lat nie miały naliczanych podwyżek. A ponieważ stawka za dyżury nocne i świąteczne jest naliczana od wynagrodzenia zasadniczego, więc jest ona taka sama od 10 lat. Przy 8-9 dyżurach pielęgniarka może liczyć łącznie na 300-400 zł. Za dyżur wychodzi więc ok. 30 zł. To są żenujące pieniądze. Tym bardziej, że praca pielęgniarki wiąże się z dużą odpowiedzialnością. Odpowiadamy za zdrowie i życie pacjenta. Nie ma nic ważniejszego.
Co dalej?
Chcemy zobaczyć jak sytuacja wygląda na szczeblu krajowym. Pod koniec maja mamy zjazd zarządu krajowego, na który się wybieram. Zbieram informacje o zarobkach w naszym regionie i już widzę, że są strasznie niskie. Są jedne z najniższych w Polsce. Wystarczy odjechać do Warszawy, by zobaczyć, że tam pielęgniarka otrzymuje zupełnie inne wynagrodzenie, dużo wyższe niż u nas. A praca tamtejszych pielęgniarek niczym się nie różni od pracy naszych.
Mówi się o tym, że Ministerstwo Zdrowia ma pewien pomysł na wasze płace i obiecuje pielęgniarkom podwyżki.
Ma pomysł, z tym, że nie wiemy do końca jak będzie z jego realizacją. Na przykład nie wiemy, jak będzie włączany dodatek. Na razie mamy tylko zapowiedź i zarys tej ustawy. Ale aktów wykonawczych do tej ustawy nie ma. Nie wiemy więc, czy ten dodatek zostanie automatycznie wliczony do zasadniczej, czy będzie dodatkiem, ale będzie brany pod uwagę w wynagrodzeniach minimalnych. Innym problemem w szpitalach naszego województwa to jest średnia wieku, która wynosi 50+. Pielęgniarek jest za mało. Na spotkaniu rozmawialiśmy o tym, że gdyby stało się tak, że przestałybyśmy pracować w dwóch, trzech miejscach na raz, to gros oddziałów musiałoby być zamkniętych. Ofert pracy dla pielęgniarek jest bardzo dużo. I gdyby nie to, że potrzeba im snu, to obowiązków wystarczyłoby żeby pracować całą dobę przez 7 dni. Oczywiście to jest niewykonalne. Mało jest także lekarzy, ale oni potrafili sobie wypracować wyższe stawki. Pracodawcy nie są natomiast skłonni podnosić pensji pielęgniarkom. Te zaś godzą się na dodatkową pracę za 10 zł na godz.
Ale was też jest coraz mniej, więc może coś się zmieni?
Tak, jest nas coraz mniej. I sytuacja będzie się pogarszać z roku na rok. Młodych pielęgniarek wchodzących do zawodu jest niewiele. Z tego, co się orientuję prawo do wykonywania zawodu w naszych izbach pielęgniarskich odebrało tylko 50 proc. absolwentów. Co oznacza, że druga połowa albo zdecydowała się na zmianę zawodu - może podjęła dodatkowe studia lub wyjechała za granicę.
Znów wracamy do tego samego problemu. Nie jest tajemnicą, co sprawia, że młodych nie ciągnie do tego zawodu.
Oczywiście powodem są minimalne zarobki. Pracuję w UDSK, gdzie zasadnicza pensja młodej pielęgniarki to jest 1900 zł. I właściwie nie ma szans, by poza stawką minimalną dostała coś więcej. Co jeszcze jest zagrożeniem - wiadomo, że pielęgniarek na oddziałach brakuje, ale z drugiej strony, pracodawcy nie mogą o tym mówić aż tak głośno. Jeżeli bowiem nie spełnią minimalnych norm zatrudnienia, nie dostaną kontraktu z NFZ. Mówią więc, że jest w porządku, że jakoś sobie radzą. Owszem, potrzebują pielęgniarek, ale nie wskazują konkretnie ile i na jakim oddziale. Pracodawcy boją się kontroli. Ale to się odbija na pielęgniarkach, bo zdarza się, że na odcinku jednej pielęgniarki przypada aż 25 pacjentów. To o jakiej opiece my tu mówimy? O jakiej jakości, o jakich standardach? Tu stratni są także pacjenci, do których pielęgniarka nie ma czasu zajrzeć zbyt często. A przecież każdemu trzeba podać leki, kroplówkę, zajrzeć do zaleceń. Jest jeszcze mnóstwo dokumentacji, którą pielęgniarki muszą uzupełnić. Dyrektorzy szpitali nie chcą przyznawać, że jest aż tak źle.