Mamy dla kogo pływać, tylko Odra nie pozwala
O tym, jak nasze statki wycieczkowe radzą sobie z niskim stanem Odry, opowiada Łukasz Kozłowski, prezes stowarzyszenia „Odra dla Turystów”.
Łukasz Kozłowski – chyba jedyna osoba, oprócz rolników, która cieszy się, gdy pada deszcz...
No tak, chyba nawet ostatnio z kimś o tym rozmawiałem...
A ta wielka czwartkowa ulewa będzie mieć wpływ na kursowanie naszych statków?
Cóż, hydrologiem nie jestem, ale mogę bazować na wcześniejszych doświadczeniach. Na pewno cieszymy się, jak pada deszcz, ale niekoniecznie u nas. Nam bardziej zależy na deszczach „na dole”, w górach, w Czechach. A tu przełożenie jest małe i krótkotrwałe. Mimo że opady ulewne, to rewolucji nam nie zrobią. Jakiś wpływ ma, ale to ciągle mało.
Laguna dalej operuje tylko w Głogowie?
Tak, tam jest akurat taki układ portu i dna, że mamy wodę na godzinę pływania. No i całe szczęście.
Rozumiem, że w takim wypadku grafik powstaje na bieżąco?
Trochę go zmieniliśmy, bo teraz powinniśmy być w trochę innym miejscu. Ale zostaliśmy w Głogowie z wyższej konieczności, trochę się tym ratujemy. Tam możemy pływać i tam... jest zainteresowanie.
Głogów pewnie się cieszy, bo mimo że duży, to zawsze był na końcu szlaku.
Fakt, to skrajny port i teoretycznie, jak pływamy „góra – dół”, to miasta pośrodku były częściej odwiedzane.
Ktoś musiał być na skraju...
No tak, oczywiście. Ale teraz pływamy tam. Mają nowy port, nową marinę i na tej świeżości udaje się nam to zainteresowanie zebrać.
A co się dzieje z Zefirem?
Zefir jest teraz we Frankfurcie. To jedyne miejsce, gdzie możemy bezpiecznie pływać. Sytuacja podobna do tej, jaką mamy w Głogowie. Czekamy cały czas na to, co przyniosą kolejne dni, bo tego nikt nie jest w stanie przewidzieć. Prognozy są, niestety, raczej negatywne, przynajmniej wszystko na to wskazuje, choć zawsze coś może się odmienić.
Ale tegoroczna susza i tak zaczęła się chyba trochę później niż rok temu?
Niekoniecznie, stany wody były dość podobne. Mieliśmy podobne problemy w podobnych terminach, z tym że dziś jesteśmy mądrzejsi o wydarzenia z ubiegłego roku i udało się nam trochę szybciej zareagować. Czegoś się nauczyliśmy i wyciągamy wnioski, podejmujemy szybsze, konkretniejsze decyzje. Nie wiem, czy ryzykowne, ale bardziej zdecydowane. Nie czekamy na to, co może nas spotkać, staramy się pewne rzeczy przewidywać. Stąd właśnie Głogów i Frankfurt.
Teraz wiemy, że warto niektóre rejsy odwołać, by nie utknąć, jak rok temu, w Bytomiu Odrzańskim. Tam nas złapała susza, bo trzymaliśmy się harmonogramu. Teraz podchodzimy do tego bardziej elastycznie i staramy się szukać tej wody.
To ile tej wody pod kilem się życzyło?
Rzeka nie jest basenem z równym dnem, to jest żywy organizm. Żebyśmy mogli swobodnie pływać, powinniśmy mieć gdzieś tak 1,2 metra. Wtedy mielibyśmy względny spokój. Mamy niby 70 cm zanurzenia, ale jak dojdzie do tego ciężar pasażerów, ścieków, wody na pokładzie...
No to tak z 1,5 metra przynajmniej życzę.
Przydałoby się. Zwłaszcza że w tym roku ogólnie, do końca czerwca, przewieźliśmy więcej ludzi niż rok temu. Więc tendencja jest fajna, zwyżkowa. Tylko znowu przeszkadza nam stan wody. Więc jest dla kogo to robić, tylko... nie mamy jak.
Dziękuję za rozmowę.