Mam doświadczenie. To jest już mój dziesiąty wielki wyścig...
Kolarstwo. - Mam się skupić na klasyfikacji generalnej. Zobaczymy jak to będzie - mówi najlepszy góral Tour de France w 2016 roku, Rafał Majka.
To Pana dziesiąty Wielki Tour.
W 2011 był pierwszy. To była Vuelta Espana…
A potem trzy Giro d’Italia, jeszcze dwie Vuelty...
... i trzy Tour de France.
Faworytem jest Chris Froome, zresztą jak co roku. Wygrał już trzy razy Tour de France.
Czyli ten jest dziesiąty. I najważniejszy?
Czy ja wiem, wszystkie były ważne... (śmiech). Nie nazwałbym tego najważniejszym... Ale zawsze jechałem Tour de France jako pomocnik albo miałem zadanie: wygrywać etapy. Teraz jest inaczej, bo etapy ma wygrywać Peter Sagan, a ja muszę skupić się na klasyfikacji generalnej. Zobaczymy, jak to będzie. (Rozmowa odbyła się po pierwszym etapie, na czwartym Sagan został zdyskwalifikowany- red) .
Czuje Pan dużą presję?
Powiem szczerze, że nie bardzo. Podchodzę do tego ze spokojem. Przejechałem już dziewięć wielkich tourów, więc doświadczenie mam. Przed samym startem zawsze jest stres, ale nie chcę go nadmiernie podbijać. Jak się będę stresować, to tylko gorzej mi wyjdzie. Może mam pod nogą, dlatego tak się nie stresuję? (śmiech).
Ciężka jest ta trasa? Nie będzie takich typowych alpejskich podjazdów.
Ta trasa jest taka trochę specyficzna. Nie ma zbyt wielu górskich etapów. Za to Peter Sagan będzie miał co jechać. Wyliczyliśmy, że ma 11 etapów, na których może powalczyć. Wszyscy w Bora-hansgrohe będziemy starać się jechać jak najlepiej.
W kontekście walki o klasyfikację generalną żałuje Pan, że nie będzie takich ciężkich górskich etapów?
To się okaże się po 21 etapie w Paryżu. Nie chcę teraz się nad tym zastanawiać.
W zeszłym roku po Giro d’Italia mówił Pan, że brakuje Panu “dospieszenia”, dynamiki. W tym roku mam wrażenie, że ono jest, bo wygrywał Pan na wyścigach tzw. górskie sprinty.
Trenowałem to, zobaczymy, co wyjdzie. Odpocząłem jeszcze po mistrzostwach Polski, więc czuję się nieźle. Trenowałem też jazdę na czas. Mam nadzieję, że na czasówkach będę stosunkowo mało tracił.
Kto będzie najgroźniejszy? Którego koła trzeba się trzymać?
Faworytem jest Chris Froome, jak co roku. Wygrał Tour de France już trzy razy. Groźni będą też Nairo Quintana, Richie Porte i Alberto Contador.
A Fabio Aru?
Na pewno Aru też będzie silny, ale chyba trzeba stawiać na tamtą czwórkę. Ja czy Aru będziemy takimi kolarzami z drugiego szeregu. Będzie nam troszeczkę łatwiej. Tour de France będzie w tym roku bardziej otwarty, będzie więcej ataków. Jeśli np. Aru będzie atakować, to dlaczego ja mam tego nie robić?
Czyli to będzie bardziej ofensywna jazda z Pana strony?
Myślę, że tak, zwłaszcza, że na koniec jest czasówka w Marsylii. Porte czy Frome będą chcieli jeszcze tam powalczyć, a w Dauphine widać było, że są najsilniejsi. Najbardziej jednak chciałbym te pierwsze dni przejechać spokojnie i bez kraks.
Który etap będzie najtrudniejszy?
Myślę, że dziewiąty. Podobny etap jechali na Dauphine, oglądałem go w telewizji. Są góry, jest co jechać, a potem jest zjazd i dopiero meta. I to bardzo niebezpieczny zjazd. Ostatnia czasówka też będzie kluczowa.
A jak ma Pan nastawienie psychiczne? Pan jest zawodnikiem, który wytrzymuje presję. Przygotowuje się Pan jakoś szczególnie do startów?
Podchodzę do tego startu z dużym spokojem. Nie chcę rozmyślać o tym, co będzie. Czy jak ja sobie wymyślę, że będę piąty, to będę piąty? Chciałbym być piąty, a jak stanę na podium to będzie jeszcze fajniej. A jeśli skończę dwudziesty, to wszyscy będą mówić, że nie spełniłem oczekiwań. Jestem bardzo dobrze przygotowany. W Kalifornii byłem drugi, wygrałem Słowenię. To są wyścigi z trochę niższej półki, ale mam trzy zwycięstwa w tym sezonie i podchodzę do wyścigów z mniejszym stresem.
Te wyścigi były potrzebne właśnie po to, żeby nabrał Pan pewności siebie?
Tak, miały mi dać więcej pewności siebie, ale też pasowały mi w kalendarzu, bo chciałem jak najpóźniej zejść z gór, żeby jak najlepiej przygotować się do Tour de France.
A co po Tour de France?
Chyba niestety będę musiał w tym roku odpuścić Tour de Pologne. Chciałem bardzo ścigać się w Polsce, ale gdybym pojechał na Tour de Pologne, nie mógłbym już wystartować we Vuelta Espana. To byłoby troszeczkę za dużo, bo już Tour de France da mi w kość. Myślę, że po wyścigu pojadę znów w góry, trenować na wysokości i szykować się do Vuelty.
W hiszpańskim tourze też będzie Pan walczył w klasyfikacji generalnej?
Chciałbym nie myśleć o generalce, tylko wygrać ze dwa etapy, może koszulkę górala…Ale to nie zależy tylko ode mnie.
Jak Pan ocenia swoją drużynę na Wielką Pętlę?
Wszyscy są bardzo dobrze przygotowani, część chłopaków jechała Tour de Swiss, odpoczywał tylko Paweł (Poljański - red.). I bardzo dobrze, bo on będzie kluczowym pomocnikiem w ostatnich dziesięciu dniach, a nie teraz.
Czego polscy kibice powinni Panu życzyć na najbliższe trzy tygodnie?
Szczęścia i zdrowia. Jeśli jedno i drugie dopisze, pokażę, na co mnie stać. Chciałbym ten wyścig skończyć w piątce. Już skończyłem Giro d’Italia na piątym miejscu, zajmowałem podium na Vuelcie, mam na tych wyścigach polskie rekordy. Ciężko będzie pobić Zenona Jaskułę na Tour de France…
Trochę jest Pan do przodu, bo wygrał Pan więcej etapów niż on.
No i stałem już dwukrotnie na podium w Paryżu, gdy wygrywałem koszulkę najlepszego górala. Co prawda do Richarda Virenque’a trochę mi jeszcze brakuje (Virenque wygrał siedem razy koszulkę najlepszego górala - red.) (śmiech), ale ja lubię bić takie małe rekordy.
Na Tour de France jest czterech Polaków, Pan, Maciej Bodnar i Paweł Poljański w Bora -hansgrohe, ale jest i Michał Kwiatkowski w Sky. Trochę będzie trudno niektórym kibicom wytłumaczyć sytuację, że on będzie pracował dla Fromme’a, czyli będzie jechał przeciwko Panu.
Inaczej jest, gdy jedziemy w reprezentacji Polski. Starałem się pomóc Michałowi na mistrzostwach świata, on bardzo mi pomógł w Rio. Tutaj jest inaczej. Każdy z nas pracuje dla innej drużyny, mamy swoje zdania. Jadę jako lider drużyny, Michał będzie pomagał swojemu liderowi. Jeśli będzie musiał mnie skasować, to mnie skasuje. Nie będę miał mu tego za złe, bo kolarstwo jest sportem drużynowym. I nic to między nami nie zmieni.