Pracownicy fortu postanowili uzdatnić wodę, umieszczając w niej mięczaki
Takie rzeczy są możliwe tylko w Forcie Gerharda w Świnoujściu. Na ogromnym terenie fortu przechadzają się kozy nazywane samobieżnymi kosiarkami bezspalinowymi, a od niedawna w fosie otaczającej zabytkowy obiekt pływa 100 małż, które za zadanie mają oczyszczenie wody.
Mali czyściciele
Pracownicy Fortu Gerharda od lat zmagali się z zalegającymi w fosie resztkami organicznymi. W żaden sposób nie mogli sobie poradzić z oczyszczeniem jej. Teraz mają na to wyjątkowy sposób.
- Nasz fosa ma nowych lokatorów - mówi Piotr Piwowarczyk z Fortu Gerharda. - Szczeżuje pospolite, stójki i raczi-cnice zmienne. Pomysł z małżami przyszedł nam do głowy po wizycie w Królewcu. Fosa jednego z tamtejszych fortów jest dosłownie zapchana tymi stworzeniami, które w bardzo skuteczny sposób czyszczą wodę. Jak będzie u nas? Zobaczymy.
Jak się okazało, do zamulonej fosy w Królewcu, 10 lat temu małże włożył jeden z sierżantów, który był miłośnikiem przyrody. Po kilku latach mięczaki rozmnożyły się, opanowując fosę i równocześnie sprawiając, że woda w niej zrobiła się czysta i klarowna. Pierwsze efekty wrzucenia 100 małż w forcie Gerharda nie są powalające, ale już widoczne.
- Na razie nie możemy mówić o spektakularnych efektach, jednak zauważyłem, że w miejscu, gdzie małże leżą, piasek jest bardziej czysty, niż wcześniej - mówi Piotr Piwowarczyk.
Małże dla ministra
Nie pozostaje nic innego, jak czekać na rozmnożenie mięczaków. Z tym zwiększeniem populacji w forcie mają już konkretne plany.
Ostatnio minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk, zapowiedział, że zamierza odbudować żeglugę śródlądową. Aby to umożliwić, najpierw należałoby jednak odmulić Odrę.
- Kiedy szczeżuje w naszej fosie się rozmnożą, możemy przekazać wiaderko, albo nawet dwa na szczytny cel odmulenia Odry - mówi Piotr Piwowarczyk. - Dawniej w Odrze pływało wiele małż, teraz jest ich znacznie mniej, dlatego możemy pomóc w przywróceniu dawnego ekosystemu i równocześnie w poprawieniu jakości wody w rzece.
Szczeżuje wielkie mieszkające w fosie fortu, to słodkowodne małże dorastające do 20 cm długości. Są zaliczone do gatunków silnie zagrożonych. Maże te odżywiają się niewielkimi cząstkami odpadów organicznych, znajdujących się w wodzie.
Małże, to nie wszystko
W fortowej fosie mieszka także karp Józef. To właśnie ze względu na jego żywot, nie zastosowano bardziej brutalnych metod odmulania fosy, jak zasiedlenie tołpyg, które nie tylko by odmuliły fosę, ale pewnie sprzątnęły Józefa.
Kto odwiedził Fort Gerhar-da, ten wie, że nie brakuje w nim zwierząt. W oczy najbardziej rzucają się niesforne, ale bardzo przyjazne dla ludzi kozy!
Na terenie fortu mieszka aż dziesięć kóz. Najstarsza z nich, to Kaśka. Jest też Kropka silna kozica, Jasiek i całe stadko młodych. Każda ma swój charakter i swoją historię. Są bardzo ciekawskie i złośliwe.
- Kozy w forcie są bardzo pożyteczne. Gdyby nie one, cały nasz fort byłby zarośnięty trawą. Poza tym usuwają samosiewy drzew - mówi Piotr Piwowarczyk, dyrektor Muzeum Obrony Wybrzeża, mieszczącym się w Forcie Gerharda.
Okazuje się zatem, że te zwierzęta są świetnymi ogrodnikami. Dbają nawet o równe przystrzyżenie, niełatwych w utrzymaniu głogów.
- W forcie posadziliśmy głogi. Dawniej również służyły one, jako naturalny płot fortecy. Te rośliny zawsze pną się wysoko. Tymczasem u nas wyglądają, jakby były przycinane przez ogrodników - opowiada Piotr Piwowarczyk.
Nie brakuje także pięknych historii związanych z fortowymi kozami. W forcie mieszka Szczęściarz. To kozioł odrzucony przez matkę, od początku wychowany przez ludzi.
- Szczęściarz był maleńki, mieścił się na jednej ręce - opowiada Piotr Piwowarczyk. - Nie wiedzieliśmy, czy przeżyje, ale udało się. Tyle, że przez intensywny kontakt z ludźmi, traktuje ich, jako swoje stado, a przebywanie z kozami jest dla niego, jak kara. Będziemy mieć z nim duże problemy. Przyłącza się do grup zwiedzających i nawet, kiedy robimy próby ciemności, to wchodzi z nimi do wnętrza fortów. Kozioł nie reaguje na komendy i tak jak ludzie, porusza się schodami.
W forcie mieszkała także koza Halina, która była mężczyzną. Zwierzę miało na czole loka i było pozbawione rogów. Uznano, że jest samicą.
- Kiedy Halina był mały, stracił rogi. Przy nadawaniu imion kozom, dostał żeńskie, bo wyglądał, jak dziewczynka - mówi Piotr Piwowarczyk z Fortu Gerharda. - Historia odkrycia płci Haliny nie należy do przyzwoitych. Możemy jedynie zdradzić, że odbyło się to w trakcie dojenia.
Perypetii z tym capem nie brakowało. Jego największą i dozgonną miłością był Bartek.
- Trudno powiedzieć, jak nazwać tę relację - zapewnia Piotr Piwowarczyk. - Te dwa kozły zachowywały się, jak by były samcem i samicą, ale w okresie godowym się rozdzielały i dbały o podtrzymanie gatunku. Poza tym Halina nie miał rogów i ciągle o tym zapominał, więc po uderzeniach przez jakiś czas chodził dość zakręcony.