Mały wirus demoluje świat. Czeka nas teraz bunt pokoleniowy?
Młodzież wielkich miast. Biodegradowalny kubek z kawą, płatne studia, praca w korporacji, otwarta niechęć do polityki. Życie rozpięte między wygodą nieznaną wcześniejszym pokoleniom, a dojmującym uczuciem, że tak naprawdę karierę zrobią nieliczni.
Kolejne powojenne pokolenia kształtowały przełomowe momenty historii.
Październik 1956, Marzec 1968 wraz z Grudniem 1970, Radom i Ursus 1976, Sierpień 1980 z Grudniem 1981, wreszcie Czerwiec 1989 z dopełnieniem w postaci wstąpienia Polski do NATO i Unii Europejskiej. Tych wydarzeń było wiele i w zasadzie nikt z dzisiejszych 50- i 60-latków (to pokolenie rządzi dziś Polską) nie mógł przejść obok nich obojętnie.
Historyczne wstrząsy odciskały się mocnym piętnem na każdym z nas, także na ludziach niepełnoletnich. Jedni z nich angażowali się wzorem rodziców w politykę, mając w głowie jasny, klarowny podział – za lub przeciw komunizmowi. Innych fascynowały ruchy kontrkulturowe skupione wokół nowych norm obyczajowości i muzyki, będącej w ówczesnej smutnej rzeczywistości jednym z niewielu kanałów generujących szczere emocje. Mieliśmy bigbitowców, gitów, a potem hipisów, punków, nowofalowców, metalowców, popersów. Każda z tych subkultur, jakkolwiek wyśmiewana przez część dorosłych, była silnym źródłem identyfikacji i jeśli nawet kryła się za nią naiwna ideologia, to dla młodych uczestników tych ruchów była ona niezwykle ważna i do dziś dla części dorosłych jest doświadczeniem, które wpłynęło na późniejsze wybory.
W dalszej części artykułu przeczytacie m.in. o tym, że:
- cierpienie nie uszlachetnia
- bunt wynika z biedy
- końcu przewidywalnego świata milenialsów
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień