Wiele osób stara się pomóc Tymkowi, jednak co chwilę pojawiają się kolejne trudne przeszkody. Okazało się, że potrzeba 200 tys. zł więcej na transport, by przewieźć chłopca do Pekinu
Minął już ponad rok, odkąd opisywaliśmy po raz pierwszy bardzo trudną sytuację Tymka z Pławia. Wykryto u niego chorobę Krabbego. To dla wielu brzmiało jak wyrok śmierci. Lekarze w Polsce rozkładali ręce. Niemowlęca postać choroby Krabbego jest generalnie śmiertelna do 2. roku życia. – Rozmawialiśmy z jednym ze specjalistów w Polsce, który przyznał, że w naszym kraju nie ma żadnej szansy na uratowanie Tymka. Nie ma nawet światełka w tunelu – mówi przez łzy Martyna Butczak, mama Tymka. Rodzice chłopca nie zamierzali się poddawać.
Minął ponad rok, Tymek dalej walczy, chociaż po drodze pojawiało się wiele przeszkód. Udało się wyjechać do USA, gdzie mieli pomóc tamtejsi specjaliści. Nic z tego.
Później po raz pierwszy Tymek trafił do lekarzy w Pekinie, gdzie jego stan zdrowia się poprawił, tylko po to, żeby po powrocie do kraju się pogorszył.
– To były ciężkie chwile – opowiada mama chłopca. Tymek balansował wtedy na linii życia i śmierci. Teraz mały siłacz ma ponownie wybrać się do Chin, gdzie specjaliści mają podać mu komórki macierzyste, aby zatrzymać chorobę.
Zebrali milion złotych, ale to jednak za mało
Wiele osób zainteresowało się sytuacją Tymka, coraz więcej ludzi pomagało, przywoziło przedmioty na licytację, wpłacało pieniądze na konto. Zaangażowały się też gwiazdy znane w całej Polsce, jak chociażby Doda czy popularna prezenterka i dziennikarka Agata Młynarska. O Tymku było coraz głośniej. Musiało być, ponieważ, aby wylecieć do Chin, w krótkim czasie trzeba było zebrać blisko milion złotych.
Udało się. W niedzielę (24 września) pasek na stronie Fundacji Rycerze i Księżniczki zapełnił się. To oznacza, że zebrano ponad 950 tys. zł. Wylot do Chin planowany był 9 października. Ponad tydzień wcześniej pojawiły się komplikacje z transportem. Potrzeba jeszcze 200 tys. zł.
Negocjacje z przewoźnikami
– Uzyskaliśmy informację, że pilot wycofał się z przewozu na trasie Zielona Góra – Pekin. Oficjalną wersją, którą otrzymaliśmy, jest brak holdingu, z kolei wersja nieoficjalna jest bardziej przygnębiająca. Właściciel samolotu źle przeliczył koszty, a co za tym idzie, wycofał się z całej misji – opowiada Martyna Butczak.
Transport organizowała polska firma Nord Ambulanse, zarejestrowana w Sopocie. To na nich spłynęła fala krytyki, kiedy transport się nie udał.
– W Polsce nikt nie dysponuje samolotem, którym można byłoby wykonać tego typu transport medyczny – wyjaśnia właściciel firmy, Radowit Sadowski. – Realizacja tego zadania była możliwa przez wynajęcie samolotu. Nasz angielski broker, firma Five Star, znalazł pierwszego przewoźnika, podpisano umowę, jednak ten po kilku dniach się wycofał. Okazało się, że źle przeliczyli koszty. Szybko udało się znaleźć drugiego podwykonawcę, tym razem z Turcji. Chcieli 20 tys. euro więcej. Podpisaliśmy kolejną umowę, ale przewoźnik znów się wycofał. Oficjalna wersja brzmiała: zepsuty samolot. Ustaliliśmy jednak, że ponownie źle przeliczono koszty. W Chinach przeloty, a przede wszystkim „parking” dla samolotu (transport Tymka miał zostać na lotnisku w Pekinie przez 2 tygodnie) jest znacznie droższy – wyjaśnia ratownik.
– Prowadzę firmę od 2011 roku, ale pierwszy raz mam do czynienia z taką sytuacją. Odpowiedzialność spada jednak na nas i przepraszamy, że do niej doszło. Oczywiście zwróciliśmy wszystkie pieniądze i trzymamy kciuki za Tymka oraz za to, aby transport się udał – podkreśla R. Sadowski.
Wylot bez zmian, ale potrzebne są pieniądze
Tymek każdego dnia powoli słabnie. – Ale nie przestajemy walczyć. To ostatnia szansa na życie dla Tymka – mówi jego mama.
Potrzeba dodatkowych 200 tys. zł. Co jeśli nie uda się ich zebrać do 9 października?
– Fundacja będzie zbierała pieniądze po wylocie do Chin. To nie jest tak, że musimy od razu wszystko zapłacić – wyjaśnia M. Butczak. Wciąż można wpłacać pieniądze na konto (90 1020 1042 0000 8902 0324 4142 „DAROWIZNA DLA TYMOTEUSZA”).