Mały chłopiec, który w ciężkim stanie trafił do szpitala nie żyje. Wcześniej został zaszczepiony przeciw pneumokokom. Ale winna mutacja genu
Szymon, gdy miał 7 miesięcy, został przewieziony do Szpitala Dziecięcego przy ul. Niekłańskiej w Warszawie 22 stycznia. - Dziecko trafiło do nas z Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu w stanie skrajnie ciężkim, rokowanie co do jego zdrowia i życia jest od początku bardzo poważne - informuje warszawski szpital. Rodzice chłopca nie mają wątpliwości, że to szczepienie przeciwko pneumokokom jest przyczyną ich tragedii. Ich pełnomocnik złożył zawiadomienie do prokuratury. We wtorek - 18.06.2019 - jak informuje Justyna Socha ze stowarzyszenia Stop Nop chłopiec został odłączony od aparatury podtrzymującej życie.
- Na szczepienie przeciwko pneumokokom, zgodnie z kalendarzem szczepień zgłosiłam się 16 stycznia
- opowiada pani Aneta, mama chłopca. - U tej samej lekarki byłam już pod koniec grudnia, bo Szymon miał infekcję jamy ustnej. Pojawiły mu się pleśniawki i afty. Dostałam lek do smarowania, ale infekcja nie przechodziła, o czym poinformowałam lekarkę jeszcze w dniu szczepienia. Usłyszałam, że moje dziecko kwalifikuje się do szczepienia. Dlaczego miałam jej nie wierzyć?
Gorączka u Szymka pojawiła się po trzech dniach od wizyty w przychodni.
- Poszłam z synem do lekarki, która powiedziała, że to trzydniówka i odesłała nas do domu - mówi pani Aneta. - Tego samego dnia wieczorem pojawiły się drgawki, Szymuś zrobił się cały sztywny, natychmiast pojechaliśmy do szpitala w Radomiu.
Czytaj też: Kobieta zmarła, bo wydano zły lek. Jak do tego doszło?
W radomskiej placówce wykonano potrzebne badania i stwierdzono podejrzenie zapalenia mózgu. Lotniczym pogotowiem ratunkowym przetransportowano chłopca do Warszawy.
- 7 miesięczne dziecko przyjęte zostało do Oddziału Intensywnej Terapii w dniu 22.01.2019 r. - informuje w komunikacie Szpital Dziecięcy im. Prof. J. Bogdanowicza w Warszawie i dementuje informacje, jakoby komisja orzekła już śmierć dziecka. - Komisja złożona z lekarzy specjalistów z dziedzin anestezjologii, neurologii i neurochirurgii na podstawie licznych określonych standardami badań i zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa nie orzekła o śmierci dziecka - twierdzi szpital.
Tymczasem mama chłopca twierdzi, że słyszała już od lekarzy wiele przykrych słów.
- Powiedzieli mi, że nie będą wentylować zwłok, gdy chciałam przewieźć moje dziecko do profesora Talara, który zgodził się go rehabilitować, lekarze w szpitalu powiedzieli mi, że nikt nie wyrazi zgody, żeby maltretować zwłoki
- mówi pani Aneta. - Spotkała nas straszna tragedia, nigdy wcześniej nie myślałam, że szczepienia mogą być niebezpieczne. Mam starszego, 2,5-letniego synka, którego również szczepiłam według kalendarza i nigdy nic się nie działo. Szymon do tej pory też nie chorował, był zdrowym, pogodnym dzieckiem.
Rodzice do tej pory nie poznali przyczyny zapalenia mózgu.
- Zostały podobno wykluczone infekcje wirusowe i bakteryjne - mówi pani Aneta. - Teraz mają być zrobione badania genetyczne, ale to wszystko trwa bardzo długo.
Zgodnie z procedurami, szpital zgłosił fakt wystąpienia podejrzenia niepożądanego odczynu poszczepiennego (NOP) do Państwowego Zakładu Higieny.
- Do obecnej chwili nie ma potwierdzenia, że stan dziecka mógłby mieć związek z przebytym szczepieniem
- czytamy w komunikacie szpitala.
- Każdy lekarz ma obowiązek zgłoszenia nawet podejrzenia wystąpienia niepożądanego odczynu poszczepiennego, jeśli w okresie jednego miesiąca po podaniu szczepionki nastąpił jakikolwiek roztrój zdrowia - tłumaczy poznański adwokat Arkadiusz Tetela, który reprezentuje rodzinę. - Dlatego zgłosiliśmy zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Jeśli bowiem szpital nie zgłosił NOP-u, oznacza to, że naraża inne dzieci na niebezpieczeństwo.
Zobacz też: To dają do jedzenia dzieciom w szpitalach! [ZDJĘCIA] Keczup, papka z ziemniaków i rozgotowane... coś
Mecenas Tetela zamierza spotkać się z dyrekcją szpitala, aby wyjaśnić skandaliczna sprawę komunikacji w placówce. - Lekarze poinformowali rodziców, że ich dziecko nie żyje, co później okazało się nieprawdą - mówi mecenas. - Rozmawiałem ze świadkami, którzy potwierdzili, że taka sytuacja miała miejsce.
Rodziców chłopca wspierają osoby skupione wokół Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach Stop Nop, które zbiera pieniądze na pobyt rodziny w Warszawie, opiekę nad starszym bratem Szymka i pomoc prawną dla rodziców.
Zobacz też: Coraz więcej rodziców nie szczepi swoich dzieci
- Na tym przykładzie widać, jak u nas działają te wszystkie procedury. Od wielu tygodni nie możemy doprosić się protokołu z utylizacji źle przechowywanych szczepionek, ciągle nie ma w naszym kraju rejestru NOP-ów z prawdziwego zdarzenia - mówi Justyna Socha, prezeska stowarzyszenia. - Gdyby szpital zgłosił ciążki przypadek NOP-u, seria szczepionek powinna być natychmiast wycofana, a nic takiego się nie stało i kolejne dzieci są narażone na takie sytuacje, w jakiej znalazł się Szymek. Do naszego stowarzyszenia zgłasza się wielu rodziców, których dzieci doświadczyły NOP-ów, a nie zostało to nigdzie zgłoszone. Nawet teraz w ciągu kilku dni mieliśmy przypadki dzieci, które źle zareagowały na tę samą serie szczepionki, którą dostał Szymon. Na szczęście, nie potoczyły się one tak tragicznie.
Zarówno szpital, jak i inne instytucje zapewniają, że sprawa Szymka jest dokładnie sprawdzana i analizowana.
- Nie chcę odnosić się do tego konkretnego przypadku, bo tutaj jeszcze nie wiadomo, co się stało dokładnie, ale każde podobne zdarzenie jest szczegółowo sprawdzane
- zapewnia w rozmowie z Głosem Wielkopolskim Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego. - Ośrodkiem, który zajmuje się wyjaśnianiem takich sytuacji, jest Państwowy Zakład Higieny w Warszawie i z pewnością robi to rzetelnie. Uważam jednak, że ruch antyszczepionkowy potrafi każdą tragedię wykorzystać do własnych celów i bez czekania na dowody, dopasowuje wszystko do swoich tez. To zachowanie co najmniej wątpliwe etycznie.
Czytaj też: Uwaga rodzice! Chusteczki dla niemowląt zostały wycofane z powodu gronkowca
Szymon cały czas przebywa w warszawskim szpitalu. Lekarze nie wydali zgody na przeniesienie go do innego ośrodka.
- Oświadczamy że szpital cały czas kontynuuje leczenie pacjenta dokładając wszelkich starań, zgodnie ze sztuką oraz z poszanowaniem godności dziecka i jego rodziny - informuje szpital w swoim komunikacie. - Personel szpitala oświadcza, że nie sprzeniewierzy się najwyższym standardom etycznym, którym są bezkompromisowa walka o życie i zdrowie dzieci.
Aktualizacja z 30 kwietnia 2019 r.
Według informacji przekazanych przez rodzinę - winną choroby dziecka nie była szczepionka, a mutacja genu.
Aktualizacja z 18 czerwca 2019 r.
We wtorek, 18 czerwca - jak informuje Justyna Socha ze stowarzyszenia Stop Nop chłopiec został odłączony od aparatury podtrzymującej życie.