Małgosia wierzy, że jej glejak minie. Chce żyć dla dzieci
Glejak, nowotwór mózgu, zaatakował młodą kobietę, matkę trojga dzieci. Nic nie jest pewne w tej chorobie oprócz miłości bliskich, ludzkiego współczucia i wsparcia.
Córeczka wciąż sprawdza, czy jestem, żyję. Nie wie, czy się przytulać, czy obrazić na mnie, że jestem taka chora - mówi Małgorzata Kaczmarczyk z Mi-kołowa, 36-letnia matka trojga dzieci; najmłodszej, czteroletniej Lenki, dwóch chłopców - Iwa i Aleksa. W szczupłej twarzy błyszczą błękitne oczy.
Bóle głowy przyszły wkrótce po urodzeniu córki w 2014 roku. Ale która matka noworodka przejmuje się bólem głowy. Żyła w pośpiechu; praca zawodowa w branży finansowej (jest po technikum), dom, a w nim nastolatek o sportowych talentach, wesoły kilkulatek i upragniona mała dziewczynka. Jest też kochający mąż. Rodzina jak z obrazka.
- Kiedy myśli się, że jest szczęście i nawet chmurki na niebie nie ma, może stać się coś, co to wszystko zmieni - zauważa Małgosia. - Cios czasem nie spada nagle, tylko po cichu się zakrada.
Ból prawie nie ustawał, był dziwny, pulsujący, szedł od potylicy. Czasem był tak ostry, że nic nie mogła robić. Zaczęła się też słabość w nogach, uginały jej się niespodziewanie kolana. Tłumaczyła sobie; może źle spała, uszkodziła jakieś kręgi? Jest za bardzo przemęczona? Musi tylko odpocząć i wziąć dobre tabletki. Odkładała miesiącami wizytę u lekarza, ale w końcu poszła, po lekarstwo na migrenę, które można brać karmiąc dziecko piersią. Nie miała żadnych złych przeczuć.
- Byłam młoda, zabiegana. Nie myślałam o ciężkiej chorobie, nie brałam jej pod uwagę. W ogóle nie miałam czasu na chorowanie, chciałam tylko, żeby głowa tak mnie nie bolała - opowiada.
Dostała skierowanie do neurologa. Wyniki badań nie bardzo mu się spodobały, a w dodatku, gdy podnosiła się po badaniach, coś zwaliło ją z nóg. Usłyszała - natychmiast do szpitala! Ale po co ta panika, dlaczego? Z powodu jakiegoś przemęczenia? Lekarz milczał.
W Centralnym Szpitalu Klinicznym im. prof. Kornela Gibińskiego w Katowicach przeszła tomografię komputerową głowy. Nie bardzo owijano tu w bawełnę to, co było do powiedzenia.
- Olbrzymi złośliwy guz głowy - stwierdził specjalista.
Nic dotąd nie wiedziała o glejaku; nie jest częsty, chociaż jak się okazało, wśród nowotworów występujących wewnątrz czaszki stanowi 70 proc. Częściej niż dorosłych dotyka dzieci. Objawy mogą być różne, ale gdy guz zwiększa ciśnienie wewnątrzczaszkowe, pojawiają się bóle, zawroty głowy, mdłości, niedowłady, zaburzenia widzenia czy pamięci, brak koncentracji. Glejak jest agresywny, szanse chorego jednak rosną, gdy przeżyje pierwszy rok.
Konieczna była szybka operacja; bardzo trudna. Z ogromnym ryzykiem; Małgosia mogła obudzić się sparaliżowana, niema, bez wzroku, mogła w ogóle się nie obudzić. Brak zabiegu też był wyrokiem; nikt by nie wiedział, z czym ma do czynienia. Lekarze zastanawiali się, co jest dla niej najlepsze. Operować zdecydował się neurochirurg, doc. dr hab. Stanisław Hendryk.
Małgosia: - Musiałam wyznać prawdę rodzinie, mężowi, mamie i siostrze. To było takie niespodziewane, nie do zrozumienia. Jaki guz, dlaczego ja? Dlaczego mam opuścić swoje dzieci?
Patrzyła na ludzi, którzy gdzieś się spieszą, zaprzątają ich różne drobiazgi, śmieją się. Mają przed sobą przyszłość. Niedawno była taka sama, a teraz czeka na operację, która zadecyduje o wszystkim. Lekarz szczerze powiedział, że nie będzie najgorzej, gdy zostanie inwalidką.
- Tak, płakałam, załamałam się, myślałam o śmierci - przyznaje Małgosia. - Pewien młody lekarz mnie wtedy podbudował, dodał otuchy, nigdy mu tego nie zapomnę. Poszłam na operację z nadzieją. Potem obudziłam się, to już było coś. Poruszyłam rękami, nogami, widziałam. Co za ulga, szczęście. Wierzyłam, że wróci dawne życie.
Operacja potwierdziła, że guz był bardzo groźny, ale został wycięty w całości. Małgosia nie doznała żadnych ubytków neurologicznych.
- Poczułam się jak nowa. Świat pojaśniał, wróciłam do domu. Córka nie mogła zrozumieć, dlaczego zniknęłam, powoli jednak odtajała, przytulała się, choroba miała zniknąć jak zły sen. W domu byłam cztery dni. Rana przestała się goić, wyszło na jaw, że wdał się gronkowiec. Konieczna była kolejna operacja. Już nie mogłam pracować - mówi Małgosia.
Było pewne, że guz to nowotwór gwiaździak anaplastyczny III stopnia w skali WHO, zwany glejakiem. Nieprzewidywalny. Zaczęło się żmudne leczenie, Małgosia przeszła chemioterapię i radioterapię. Ma silny organizm, znowu pojawiła się nadzieja, że zwycięży.
- Córeczka bała się mnie, bo bardzo się zmieniłam, wciąż musiałam się z nią rozstawać. Jest jej ciężko. Synowie byli i są dzielni, bardzo ich kocham. Iwo chodzi do szkoły sportowej, dorósł szybko, gra w piłkę nożną, to jego pasja i ucieczka od zmartwień. Aleks udaje silnego, nie chce mnie smucić, ale nadal jest jedynie dzieckiem - mówi z czułością Małgosia.
Wsparciem jest mąż, przyjaciel na dobre i złe. Pracuje, zajmuje się dziećmi, organizuje dom i leczenie.
- Jest aniołem - uważa jego żona. - Żal mi go. W dzieciństwie stracił bliskie osoby, został sam, teraz spada na niego moja choroba. Chce mnie ratować za wszelką cenę, a ja bardzo chcę żyć dla niego i dzieci. Tylko nie wiem, czy mi się uda.
Po kilku miesiącach poprawy, gdy trochę odetchnęła i nawet pojawiła się myśl, że wygrała, w październiku 2016 roku okazało się, że glejak odrasta. Kolejna operacja nie skończyła się paraliżem, ale lekarze są poważni. Nie karmią jej łatwymi pocieszeniami.
- Rozumiem, że konwencjonalna medycyna nie ma już sposobu na mojego guza - mówi Małgosia. - Pomaga mi terapia alternatywna, przeprowadza się ją w Niemczech. Jest kosztowna, nie możemy sami jej sfinansować. Wspierają nas ludzie o złotych sercach.
Działa zbiórka pieniędzy na ten cel na portalu zrzutka.pl, są licytacje ciekawych przedmiotów na Facebooku, na przykład koszulki piłkarza Arkadiusza Milika. Ostatnio piłkarski klub GKS Katowice przekazał koszulkę i fotografię z podpisami całej drużyny.
- Marzę, żeby jeszcze skorzystać z szansy na życie - wyznaje Małgosia. - Wierzę, że są ludzie, którzy mi w tym pomogą.
Dla Małgosi
Strony: zrzutka. pl/ pomoz-mi-zabic-glejaka-zanim-on-zrobi-to-pierwszy. Lub: www.facebook. com/pomocdlamalgosi/. Lub: Charytatywni. allegro.
Konto: 70 1750 1312 6886 0735 8641 2634. Zrzutka.pl al. Karkonoska 59, Wrocław 53-015. Dla Gosi.