Joanna Krężelewska

Małgorzata Ostrowska: Muzyka - więcej niż słowa [wywiad]

Małgorzata Ostrowska przyjechała do Koszalina z projektem „Symphonica” Filharmonii Futura. Publiczność była zachwycona widowiskiem z muzyką zespołów: Fot. Radek Koleśnik Małgorzata Ostrowska przyjechała do Koszalina z projektem „Symphonica” Filharmonii Futura. Publiczność była zachwycona widowiskiem z muzyką zespołów: Metallica, Nirvana, Pearl Jam, AC/DC
Joanna Krężelewska

Gdy jest na scenie, wszystko drży od potęgi jej głosu. Z Małgorzatą Ostrowską, legendą rocka, byłą liderką Lombardu, rozmawiamy o potędze miłości, ukochanych psach i... domowych przetworach.

Walentynki to dla pani przyjemna okazja do świętowania miłości, czy raczej sztuczydło, pop-święto, które przeszczepiliśmy do kraju, żeby napędzać rynek?

Nie uważam, żeby było to coś niefajnego, niemniej osoby mi najbliższe właśnie tak uważają i dość trudno z tego wy-brnąć. Usiłowałam przeszczepić walentynki na grunt domowy, ale to akurat się nie udało. Cóż, uważam, że każdy dzień jest dobry, żeby świętować miłość. Co ciekawe, i tak dostaję całe mnóstwo życzeń, tylko że... z zewnątrz. Ale to też jest przesympatyczne!

Miłość i muzyka idą zawsze w parze. Zakochani częściej słuchają muzyki, nią podszyte są filmy o miłości. Na czym polega ta magia?

Muzyka ma przede wszystkim niezwykłą moc pozawerbalnego przenoszenia wszystkich uczuć, także tych, które skrywamy. Tych, których pewne onieśmielenie nie pozwala nam wyrazić. Czasem miłości nie do końca poprawnych. Muzyka nie tylko potrafi wszystko znieść. Ona też mocno akcentuje, podkreśla to, co właśnie powinno wybrzmieć. Myślę, że z tego właśnie powodu tak chętnie sięgamy do muzyki, kiedy chcemy wyrazić coś, czego nie można wyrazić słowami.

Jest też nośnikiem energii.

Ależ oczywiście!

Mówię to nie bez przyczyny, bo w 2016 roku zagrała pani więcej koncertów, niż w roku 2015. Czyli mogę zaryzykować, że energię czerpie pani z muzyki?

Zdecydowanie tak. Być może w 2017 roku zagram więcej koncertów, niż w 2016! (śmiech) Mówiąć już poważnie, wcale do tego nie dążę, bo czasy ustalania rekordów w liczbie zagranych koncertów mam już dawno za sobą. Zresztą stawiam na jakość, a nie na ilość. Dziś zabiegam o to, by koncert mnie wzbogacił, był wyzwaniem, nową inspiracją.

Taka jest Symphonica?

Dokładnie. To dla mnie nowe doświadczenie, bo nigdy nie śpiewałam standardów. Jeśli, to naprawdę okazjonalnie. A na pewno nie były to standardy z zagranicznym tekstem.

A tu wyszła petarda.

Może dlatego, że lubię muzyczne wyzwania. Oczywiście, nie układam życia tak, by szukać w nim tylko wyzwań i się sprawdzać. Ale jeśli już się zdarzają, to odważnie je podejmuję.

A potem wypoczywa pani - i znów będzie o miłości - wśród... ukochanych. Fabio, Fela i Fisza...

... to psy. A w ekipie są jeszcze Rudzio i Bulaj, moje koty. Rzeczywiście, jest tych zwierząt trochę wokół mnie. Łączy nas inna forma miłości. To miłość bez żadnych warunków, bez żadnych oczekiwań. Czysta. Miłość sama w sobie.

Czytałam kiedyś, że psy żyją krócej niż ludzie, bo one na świat przychodzą, umiejąc już kochać. A ludzie przez lata tego się uczą...

Nie znałam tego, ale może tak być!

W pani sercu jest też miejsce na... inne serce. Na wielkie serce Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W tym roku podarowała pani na orkiestrową aukcję coś od serca dla zmysłów - pudło smakołyków. Wino, przecier pomidorowy, nutella ze śliwek, dżem jabłkowy - tak spędza pani wolny czas? Przetwory i pyszności?

Oczywiście, że tak! Jestem rzemieślnikiem wielu profesji. Robię wiele rzeczy własnoręcznie. I to nie tak, że czuję się zobligowana, żeby upiec chleb, zrobić szynkę. Robię to, bo sprawia mi to przyjemność. Uwielbiam sprawdzać, jak coś się robi. Dlatego robię przetwory, robię także kremy kosmetyczne - od lat dla siebie, przyjaciół, dla rodziny. W ubiegłym roku na aukcję wystawiłam właśnie kremy.

Muszę zapytać o wino „Patyk”.

(śmiech) To półsłodki wermut z moich jabłek. Wino jest aromatyzowane piołunem, czarnym bzem, gałką muszkatołową i skórką mandarynki.

To może kiedyś zlicytuje pani przepisy?

Może. Teraz uczę się malować, więc w przyszłym roku wystawię obraz.

Podobno w wolnych chwilach Małgorzata Ostrowska maluje ławki!

To była ławka w kształcie otwartej książki. Był to projekt grupy Zaczytani.org, która na ulicach miast zainstalowała pomalowane przez artystów ławki, by promować czytelnictwo. Moja inspirowana była jednym z wierszy Brzechwy. I to malowanie mi się tak spodobało, że teraz się go uczę.

Wrócę na chwilę do WOŚP. Z orkiestrą gra pani od początku, od 25 lat. Co czuje pani, słysząc hejt, jaki wylewany jest na Jurka Owsiaka?

To jest okropne. Myślę, że jest to czysta zawiść, która nie ma uzasadnienia. Wszystkie fundacje Jurka Owsiaka były prześwietlane z lewa na prawo, z prawa na lewo, kontrolowany jest każdy jego oddech i niczego niewłaściwego nie wykazano. A ludzie wciąż mają w sobie złość, może zazdrość. To bardzo boli.

Mamy jakiś problem, już nie mówię z lubieniem innych, ale chyba też tolerowaniem. Wspominała pani, kiedy w latach 80. czy 90. pojawiała się pani na ulicy w scenicznym makijażu, budziło to w ludziach agresję. A jak jest dziś z tolerancją w Polsce?

Wiele rzeczy do nas już dotarło, wiele stało się powszechnymi. Nie jestem jednak przekonana, czy jesteśmy otwarci na inności. Dziś zdarza mi się doświadczyć potępienia ze strony, z której bym się go absolutnie nie spodziewała. Ze strony ludzi, których kojarzę z otwartością. Było tak w związku z dużą akcją LGBT o tolerancji. Na facebooku zrobiło ogromne zamieszanie. Dostałam przedziwne wpisy od ludzi, których znam ze środowiska muzycznego, a przecież w nim odmienności płciowe zdarzają się bardzo często. To ludzie generalnie bardzo wrażliwi, którzy odnajdują się w świecie artystycznym. To dziwne, ale tak się czasem dzieje. To zawsze boli, ale nie należy do tego przywiązywać zbyt wielkiej wagi. Trzeba spokojnie rozmawiać, mówić, zachęcać ludzi, by otworzyli się na inność. Wtedy jest szansa, by się przełamali. By nastąpił proces „znormalnienia”.

„Znormalnienia”?

Pokazania, że homoseksualizm nie jest dewiacją. Oczywiście, nie wolno przeginać w żadną stronę. W weekend grałam w Szczecinie w klubie, który prowadzi dwóch gejów. Z założenia to właściwie klub gejowski, ale przychodzi tam całe mnóstwo ludzi heteroseksualnych, bo to normalny klub. On się nie afiszuje ani z tym, że jest dla ludzi homoseksualnych, ani też nikogo nie potępia. Po prostu - ludzie z otwartymi umysłami chcieli mieć ładny klub i go zrobili. Dla innych ludzi.

Ciągle krążymy wokół miłości. Podobno jako dziecko pokochała pani... judo. Wstawała pani o czwartej rano i na swoim składaku przejeżdżała cały rodzinny Szczecinek.

Dziś z tej miłości pozostał podziw dla tej dyscypliny i dla filozofii judo (śmiech). To mogę podpiąć pod moją chęć zdobywania nowych doświadczeń. Jestem człowiekiem przekornym. A nawet bardzo przekornym. Przez całe dzieciństwo byłam chora, a przez to chroniona, zwolniona z WF-u. Kiedy już mogłam się czymś zająć, to wpadłam po uszy. Na krótko, ale z dużym przekonaniem. Było dziewięć treningów w tygodniu - codziennie o piątej rano, a w weekendy jeszcze wieczorem.

Jako dziecko nie przepadała pani za Panem Kleksem. Odkryła go pani dopiero nagrywając „Meluzynę”, którą w wersji akustycznej dostaliśmy w 2012 roku na płycie „Gramy!”. Ostatniej pani płycie. Kiedy kolejny krążek?

Oj nie wiem. Miałam już przygotowaną płytę, ale wytwórnia nie chciała jej wydać. Te piosenki i tak się ukazują. Po drodze zdarzyła się na przykład „Po niebieskim niebie”, której nie ma na żadnej płycie, a ma świetne życie na koncercie.

Może dziś piosenka nie musi być na krążku, żebyśmy jej słuchali. Może wystarczy, że jest w sieci.

Wszystko się zmienia. Może to znak czasu...

A czy zmienia się powód, dla którego pisze pani teksty?

Nie. Powstają w tych momentach, kiedy coś mnie mocno dotyka. Najczęściej, kiedy dzieje się coś złego. Może te teksty są moją ucieczką, próbą nazwania czegoś, czego na co dzień nie chcę lub nie mogę nazwać. Jeśli ktoś chciałby poznać Małgorzatę Ostrowską, to chyba najbardziej w tekstach.

I na koncertach.

(śmiech) O tak, i na koncertach!

Joanna Krężelewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.