Małgorzata Foremniak chciałaby się do kogoś przytulić
Choć za młodu była zakompleksioną nastolatką, z czasem wyrosła na prawdziwą piękność. Nie miała jednak szczęścia do mężczyzn: pierwszego ona zostawiła, a drugi zostawił ją. Kiedy dzieci dorosły i wyszły z domu, poczuła się samotna.
Jedni nazywają ją „polską Michelle Pfeiffer”, a inni - „polską Marilyn Monroe”. Jak sama twierdzi, urodę zawdzięcza dobrym genom. W przeciwieństwie do innych aktorek w jej wieku nie musi sięgać po zdobycze medycyny estetycznej. Mimo że przekroczyła już pięćdziesiątkę, nadal cieszy się świetną kondycją.
- W życiu potrzebny jest balans pomiędzy duchem a materią. Jesteśmy energią obleczoną w ciało, dlatego należy mocno stąpać po ziemi, korzystając z jej dóbr w sposób mądry, umysł mieć wypełniony wartościami, które budują nasze człowieczeństwo, dają motywację do stawania się lepszymi, do tworzenia piękna, harmonii, czynienia dobra, bo nie istnieje dobro, kiedy go nie czynimy - deklaruje w „Urodzie Życia”.
Urodziła się i wychowała w niewielkiej miejscowości Jedlińsk pod Radomiem. W domu była trójka rodzeństwa - i każde dziecko od małego było przyzwyczajane do pomagania rodzicom. Mała Małgosia sprzątała w domu, pomagała w ogródku, robiła prasowanie i gotowała obiady.
W dalszej części dowiesz się:
- jak wyglądało dzieciństwo Magłorzaty Formeniak
- dlaczego na studiach musiała napisać list z inwektywami
- czemu nie ma szczęścia w miłości.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień