Małe kroki są dla nas sukcesem
- Uczymy dzieci mówić i poznawać świat - mówią nauczyciele z bydgoskiego Zespołu Szkół nr 7.
Gdy przychodzą do pracy, wiedzą, że każdy dzień może być inny. Że czekają ich różne niespodzianki: miłe, ale i te mniej radosne. Ale jednak nie wyobrażają sobie wykonywania innego zawodu i w innym miejscu.
W Zespole Szkół nr 7 na bydgoskim osiedlu Błonie nauczyciele mają przed sobą wyjątkowe zadanie. Takie, które da się zrealizować tylko z wielką pasją i zaangażowaniem.
- Jestem nauczycielką od 17 lat, ale ten rok jest dla mnie wyjątkowy. To zupełnie nowe doświadczenie - mówi Anna Jasieniecka, surdopedagog (specjalista przygotowany do pracy z uczniami słabosłyszącymi i niesłyszącymi) i nauczyciel nauczania zintegrowanego, która pierwszy raz pracuje z dziećmi słabosłyszącymi.
Razem na przerwie
Zespół Szkół nr 7 jest bowiem placówką, w której uczą się dzieci słabosłyszące. - Niektórzy są z nami od zerówki przez szkołę podstawową, gimnazjum aż po liceum ogólnokształcące i maturę - mówi Piotr Żłobiński, dyrektor.
Dzieci uczą się w małych, kilkuosobowych oddziałach. Nie są jednak odizolowane od zdrowych rówieśników, którzy chodzą do tej samej szkoły. - Spotykają się z nimi na przerwach i wspólnie spędzają czas. Dla ich rozwoju to bardzo ważne, że mają na co dzień kontakt z mówiącymi dziećmi - podkreśla Piotr Żłobiński.
Szkoła na pierwszym miejscu stawia bowiem rozwój tzw. mowy werbalnej. - Mamy uczniów o różnym stopniu ubytku słuchu - mówi Małgorzata Kaczorowska, surdopedagog.
Zależy nam na tym, aby dzieci nauczyły się mówić, żeby mogły się porozumiewać. Dzięki temu mogą się dalej kształcić, pójść na studia. Nie uczymy natomiast języka migowego, który z jednej strony pomaga osobom niesłyszącym, ale z drugiej je ogranicza. W ten sposób nie mogą przecież porozumieć się z większością słyszących osób.
Dzieci mają zapewnioną opiekę logopedy i wysoko wykwalifikowanych nauczycieli.
- Nasi nauczyciele mają wiele specjalizacji i cały czas się dokształcają - podkreśla Agnieszka Kolanowska, logopeda, surdopedagog, terapeuta ręki, obecnie kończy studia podyplomowe na neurologopedii. - Dla każdego dziecka opracowywana jest indywidualna terapia. Sięgamy po różne metody, mamy do dyspozycji lepsze niż kiedyś pomoce dydaktyczne, terapeutyczne (trening słuchowy Tomatisa, EEG biofeedback), tablice interaktywne. To bardzo pomaga w pracy. Ucząc dzieci mówić skupiamy się na tym, aby powtarzały słowa, rozumiały je i prawidłowo ich używały. To sprawia, że z czasem dzieci stają się coraz aktywniejsze i same chcą mówić. Szczególny nacisk kładziemy na wzbogacenie słownictwa uczniów.
- Bardzo cenimy sobie współpracę z rodzicami, których praca z dzieckiem w domu jest niezbędnym warunkiem sukcesu terapeutycznego - dodaje Agnieszka Kolanowska. - Nie do przecenienia jest również współpraca naszej szkoły z Poradnią Psychologiczno-Pedagogiczną do której nasi wychowankowie uczęszczają nierzadko już od szóstego miesiąca życia.
Jak mówi Agnieszka Kolanowska, problemy ze słuchem stają się coraz powszechniejsze w naszym społeczeństwie. - Z badań wynika, że 15 proc. licealistów ma problem ze słuchem i niestety ta liczba ciągle rośnie. Co prawda, jest coraz więcej udogodnień dla osób niesłyszących, w urzędach są pracownicy znający język migowy, ale nie jest to powszechne. Dlatego też umiejętność posługiwania się mową werbalną jest niezastąpiona. W naszej szkole dodatkowo uczniowie kształcą ją poprzez kontakt, rozmowę ze zdrowymi rówieśnikami.
Trudno się nam rozstać
Aleksandra Kuziak, surdopedagog i nauczyciel nauczania zintegrowanego od lat pracuje z dziećmi słabosłyszącymi.
- Najważniejsza jest cierpliwość - mówi. - Dzieci są różne. Nauczyciel sam musi dostosować stopień trudności zadań, ich kolejność do potrzeb ucznia i danej klasy. Tu nie ma gotowych wskazówek. Korzystamy z wielu źródeł, gromadzimy własne materiały i poświęcamy czas na przygotowanie się do lekcji. Trwają one tak jak w każdej szkole po 45 minut, ale nauczyciel sam reguluje czas pracy. Na bieżąco ocenia, czy dzieci już potrzebują przerwy, czy też mogą jeszcze trochę popracować. Staramy się organizować między lekcjami zajęcia ruchowe, żeby dzieci mogły dać ujście energii. To wszystko składa się, na końcowy efekt: wzbudzenie w dziecku potrzeby mowy i nauczenie go jej.
- Od czasu, gdy pracuję z dziećmi słabosłyszącymi, zmieniło się dla mnie pojęcie sukcesu - dodaje Anna Jasienicka. - Kiedyś osiągnięciem było, na przykład zajęcie pierwszego miejsca przez ucznia w konkursie. Teraz o sukcesie mówię wtedy, gdy dziecko rozumie słowa i próbuje samodzielnie mówić. To jest ogromna radość. Takie małe kroki stają się wielkimi osiągnięciami. Można powiedzieć, że poznaję ten zawód na nowo.
Swoją pasją nauczyciele potrafią zarazić uczniów. - Zdarza się, że nasi absolwenci - studenci przychodzą do nas na praktyki, jako przyszli nauczyciele - śmieje się Piotr Żłobiński. - Trudno nam się rozstać, ponieważ jesteśmy bardzo zżyci. Ostatnio jedna z uczennic zaprosiła nas na ślub. Cieszymy się, gdy uczniowie rozwijają swoje zdolności. Dobrze radzą sobie, na przykład w sporcie. Mają do dyspozycji piękną halę sportową. Nasz absolwent, Tomasz Rozumczyk trenuje rzut oszczepem. W 2011r. zdobył tytuł wicemistrza Europy na Mistrzostwach Europy Niesłyszących w Lekkiej Atletyce w Kayseri w Turcji. Został wicemistrzem świata zdobywając srebro na Mistrzostwach Swiata Niesłyszacych w 2012 r. w Toronto oraz srebro w 2015 r. podczas Mistrzostw Europy Niesłyszących w Bydgoszczy.
Sportowy talent odkryła w sobie Wiktoria z IV c. Dziewczynka gra w halową piłkę nożną w zaprzyjaźnionym Uczniowskim Klubie Sportowym „Tęcza” przy SP 12. Jest jedną z najlepszych piłkarek i gra w drużynie ze słyszącymi dziećmi.
Tu można się wybić
Klasa IV po lekcjach wychowania fizycznego zawsze ma dużo energii. - Fajnie jest w naszej szkole - wołają uczniowie jeden przez drugiego. Co najbardziej w niej lubią? - Wszystko - śmieją się. Bo tutaj można się bawić, poznać nowych przyjaciół. Na przykład, Zosia zaprzyjaźniła się z Martyną. Teraz dziewczynki są prawie nierozłączne.
- Tu jest o wiele lepiej niż w szkole, do której przedtem chodziłam - mówi Zosia, która uczyła się poprzednio w zwykłej podstawówce.
W klasach było nas dużo i nauczyciele nie mieli czasu, żeby tłumaczyć wszystko kilka razy. Tu pani czy pan zawsze nam pomogą.
- W tej szkole są komfortowe warunki do nauki - oceniają pobyt w szkole, już z perspektywy czasu maturzyści: Małgosia Świder, Wojtek Rutkowski, Natalia i Martyna. Ich klasa liczyła 5 osób.
Zanim tutaj trafili, chodzili do masowych placówek. - Wiele osób w ogóle nie wie, że w Bydgoszczy jest taka szkoła - mówi Małgosia. - Szkoda, bo tutaj można się rozwinąć, wybić, pokazać z jak najlepszej strony. Nauczyciele rozumieją, że czasem trzeba coś powtórzyć. Nie robią z tego żadnego problemu. Dzięki temu bardzo dużo nauczyłam się na lekcjach.
- Gdy chodziłem do szkoły masowej, miałem problem z komunikacją, ze zrozumieniem tego, co nauczyciel mówi na lekcji - mówi również Wojtek. - To była dla mnie duża przeszkoda.
- Bardzo dużo ćwiczymy na lekcjach, rozwiązujemy zadania. Dzięki temu uczniom łatwiej jest przyswoić sobie materiał - dodaje Izabela Osochocka, nauczycielka języka angielskiego. - W klasach masowych zwykle mechanicznie przepisują oni tekst z tablicy, w zasadzie nie mają większych szans, żeby brać czynny udział w lekcji. W naszej szkole, ponieważ mamy małe grupy, każdy włącza się w zajęcia.
Wojtek i Natalia pochodzą z Grudziądza. O istnieniu bydgoskiej szkoły dowiedzieli się podczas wizyty u logopedy. Mieszkali w internacie, co bardzo sobie chwalili. Takich osób jak oni jest sporo, bo szkoła „przygarnia” uczniów spoza miasta.
Dla maluchów z „zerówki” i pierwszych klas podstawówki szkoła to przede wszystkim dobra zabawa. Panie umiejętnie łączą ją z nauką i potrafią tak zaplanować zajęcia, aby dzieci rozwijały różne umiejętności. Na przykład, na lekcji można zrobić... glutka.
Maluchy z przejęciem mieszają wszystkie składniki. To nic, że wokół panuje twórczy nieporządek i można się trochę pobrudzić. Panie wcale się tym nie przejmują i nie gniewają, gdy komuś coś się rozsypie albo rozleje. Liczy się przecież końcowy efekt!
- Cieszymy się, że dzieci lubią szkołę i chętnie do niej przychodzą - mówi Małgorzata Kaczorowska. - Naszym zadaniem jest przygotować je jak najlepiej do dorosłego życia. Gdy dobrze sobie w nim radzą, to dla nas największa satysfakcja i radość.