Malarka, podróżniczka i pisarka. Kim była Monika Żeromska?
Nie jest łatwo żyć w cieniu tak wybitnego ojca. Wiele osób, do dziś postrzega ją „jedynie” jako córkę znakomitego pisarza. Monika Żeromska potrafiła sobie z tym poradzić, była aktywną, na wielu płaszczyznach osobą, nie zapominając o utrwalaniu pamięci o urodzonym w Strawczynie – Stefanie Żeromskim.
O życiu Moniki Żeromskiej wiadomo głównie z publikowanych przez nią w latach 90. wspomnień. Do tej pory nie ukazały się publikacje poświęcone jej życiu. Urodziła się we włoskiej Florencji, w maju 1913 roku. Była córką Stefana Żeromskiego oraz Anny Zawadzkiej. Młodość spędziła przede wszystkim w Polsce. Studiowała na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych w pracowni malarza Tadeusza Pruszkowskiego. W okresie powstania warszawskiego była sanitariuszką. Odbyła wiele podróży, które opisała w swoich wspomnieniach. Talent pisarski odziedziczyła po ojcu. Jako pierwsza, w 1994 roku została uhonorowana Nagrodą Literacką imienia Władysława Reymonta. Zmarła na początku października 2001 roku w Warszawie. Została pochowana obok rodziców na tamtejszym Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym.
Liczne dokumenty dotyczące jej życia i działalności posiada, założona przez Monikę Żeromską, Fundacja Na Rzecz Utrzymania Spuścizny Po Stefanie Żeromskim, która ma swoja siedzibę w willi „Świt” w Konstancinie – domu, który kupił znany pisarz. Jego córka, właśnie w nim mieszkała i spędziła długie lata. Nie oznacza to jednak, że jej życie związane było tylko z tym miejscem. Niejednokrotnie pojawiała się ona między innymi na Kielecczyźnie – jak podkreślała – rodzinnych stronach swojego ukochanego ojca.
Pobyt w Jędrzejowie
Monika Żeromska wraz z matką przebywały w Jędrzejowie po kapitulacji powstania warszawskiego, w przychylnym im miejscu – u znanej rodziny Przypkowskich. Właśnie tam, do dnia dzisiejszego znajduje się liczna kolekcja obrazów i pamiątek po Żeromskich. Zaproszenie dla rodziny przyszło w odpowiednim momencie. – List był od pani Zofii Przypkowskiej, matki Tadeusza. Zapraszała nas w najczulszych słowach do Jędrzejowa, obiecywała znaleźć nam miejsce w którymś dworów na Kielecczyźnie, które przyjmują warszawskich rozbitków, a jeśli się zgodzimy, chcą nas przyjąć u siebie z otwartymi ramionami […] Zaczęłyśmy myśleć realnie o wyjeździe, choć nie było to proste. Trzeba było dojechać do Skierniewic, tam dostać się do pociągu, który szedł do Krakowa, a z Krakowa do Jędrzejowa znowu pociągiem – pisała w swoich wspomnieniach Monika Żeromska.
Problemem było nie tylko dotarcie do Jędrzejowa, ale także stan zdrowia córki Stefana Żeromskiego, która była od ciężkiej chorobie. Sprawę załatwiła rodzina Przypkowskich. Pozwolenie, zezwalało nie tylko na swobodne przemieszczanie się między dystryktami Generalnego Gubernatorstwa, ale przede wszystkim na skorzystanie z niemieckich pociągów wojskowych. – Byłam jeszcze za słaba na takie dalekie jazdy, ale zarysowała się jednak jakaś realna przyszłość i możliwość przebycia zimy w normalnym domu – pisała córka Stefana Żeromskiego.
Droga była trudna i męcząca, jednak zakończyła się szczęśliwie. – Musiałyśmy już jechać do tego Jędrzejowa, a potem pewnie gdzieś dalej, do zupełnie obcych ludzi, tyle, że to miało być Kieleckie, jednak kraina ojca […] Pociąg dowlókł się do Jędrzejowa, a właściwie do jakiejś cukrowni daleko od miasta […] Znalazłyśmy kamieniczkę na Rynku pod numerem 9, z apteką na parterze i kopułką obserwatorium astronomicznego nad dachem – zapamiętała swoją podróż do Jędrzejowa Monika Żeromska.
Żeromska, w swoich wspomnieniach, rysuje obraz okupowanego Jędrzejowa – typowego prowincjonalnego miasteczka, którego mieszkańcy nie stronili od pomocy i zaangażowania w walkę z niemieckim okupantem. – Zapytałam Tadeusza [Przypkowskiego – redakcja], w jaki sposób zdobył od niemieckich władz ten świetny ausweis [dowód osobisty – redakcja] dla Witwe [wdowy – redakcja] i Tochter [córki – redakcja]. Zaczął się śmiać i powiedział, że zrobienie tego papieru, sfabrykowanie pieczęci i podpisów zabrało mu dwie godziny zaledwie. W swojej pracowni i ciemni fotograficznej fabrykował bez ustanku potrzebne dokumenty niemieckie dla powiatów jędrzejowskiego, miechowskiego, kieleckiego i całych Gór Świętokrzyskich. Miał w palcach tę genialną łatwość naśladowania pisma, wykrojenia pieczęci czy nadruku, spreparowanego papieru. W jego rękach leżało zaopatrzenie AK w te wszystkie potrzebne dokumenty. Robił nie tylko to […] Do jego ciemni przywożono chorych z najdalszej okolicy […] Ale ci ranni byli często zdrowi jak rybki, z rzucani prosto z Londynu z rozkazami, meldunkami, żołdem – wspominała po wielu latach Monika Żeromska.
Ocalić od zapomnienia
Postać Moniki Żeromskiej można rozpatrywać na kilka płaszczyznach. Jedną z nich stało się dbanie o zachowanie pamięci o życiu i działalności jej ojca. – To przede wszystkim córka Stefana Żeromskiego wzięła na swoje barki kultywowanie pamięci po jego śmierci. Często uczestniczyła w wszelkich inicjatywach, takich jak otwarciach szkół imienia swojego ojca, instytucji, które obierały go na swojego patrona. Bardzo chętnie udzielała pomocy badaczom twórczości pisarza, ponieważ była dysponentem wszystkich jego rękopisów, listów oraz fotografii – wyjaśnia kuratorka wystawy poświęconej córce autora „Przedwiośnia”, Sylwia Zacharz z Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego.
Na szczególne potraktowanie zasługuje niezwykła historia rękopisów Stefana Żeromskiego, które jego córka próbowała ocalić przed zniszczeniem w okresie okupacji niemieckiej. – W czasie wojny zostały one umieszczone w drewnianych skrzyniach, przechowywanych w Konstancinie. Później przeniesiono je do Warszawy na ulicę Brzozową. Przed wybuchem powstania warszawskiego ukryto je w piwnicy na Rynku Starego Miasta 11, Przed wojną mieściła się tutaj drukarnia Towarzystwa Wydawniczego Jakuba Mortkowicza – wydawcy Żeromskiego. Budynek został jednak zbombardowany podczas ataków lotniczych. Dostęp do piwnic został odcięty – dodaje Sylwia Zacharz.
Nie był to jednak koniec walki o zachowanie spuścizny po wybitnym pisarzu z regionu świętokrzyskiego. W kwietniu 1945 roku rozpoczęto kolejne poszukiwania cennych rękopisów. Odnaleziono tylko dwie z czterech skrzynek. Sześć lat później, podczas odgruzowywania Rynku Starego Miasta pod odbudowę - odnaleziono pozostałe manuskrypty. Przeniesione je do gmachu Zachęty, gdzie mieściła się pracownia konserwacji, prowadzona przez profesora Bonawenturę Lenarta. Stan rękopisów był opłakany. Dokonano selekcji.
Oddzielono te, które nadawały się do uratowania, od rzeczy których uratować nie sposób już było. – Tymczasem wiadomo już, że rękopis „Wiernej rzeki”, fragment „Promienia” i część „Sułkowskiego” są nie do uratowania. Dotykam kościanym nożem tej sklejonej masy, która była kartami rękopisu. Można nawet odczytać gdzieniegdzie to prześliczne pismo, atrament jest trwalszy niż papier, ale jeśli nacisnąć lekko, to ta masa rozstępuje się i maże jak ser. Widać niewyraźnie mamy rysunek, który ojciec wkleił na wewnętrznej stronie okładki. Profesor Lenart proponuje dwa wyjścia. Albo zamknąć gęstym włosem, albo spalić w kotłowni Zachęty. „Spalić” – mówię i myślę sobie znów
o tej szalonej, obłąkanej wróżce, która by mi w przeszłości wywróżyła, że ja kiedyś wypowiem takie słowo: „Spalić rękopis Wiernej rzeki”. Stoję potem w tej kotłowni i patrzę na to, i płaczę. Ale tak jest chyba lepiej. Czyściej, godniej. Nie można by przecież znieść widoku tego słoja – pisała w swoich wspomnieniach Monika Żeromska.
Pomoc dla kieleckiego muzeum
Żeromska zaangażowana była w utrzymywanie pamięci o Stefanie Żeromskim również po zakończeniu II wojny światowej. – Ponad rok przed śmiercią, Żeromski otrzymał od prezydenta mieszkanie w Zamku Królewskim w Warszawie. Była to nagroda za wkład jakiego dokonał w życie kulturalne Polski i Polaków. Mieszkał w nim wraz z żoną Anną oraz córką Moniką. W trakcie wojny zamek poważnie ucierpiał, a rekonstruktorzy i architekci poprosili Monikę, by ta odtworzyła z przedwojenne mieszkanie swojego ojca – zauważyła Sylwia Zacharz.
Na tym jednak nie koniec pomocy, w którą niezwykle często angażowała się malarka. Miała ona także swój udział w powstaniu Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego w Kielcach, a przekazane przez nią zbiory, wzbogaciły posiadaną przez placówkę kolekcję. – Kiedy powstawało muzeum, naszą pracownicę, Aleksandrę Dobrowolską wspomagała przy tej pracy właśnie Monika. Dzięki czemu, dysponujemy korespondencją obydwu Pań. Mamy także zdjęcia ukazujące pobyty Moniki Żeromskiej w Kielcach, gdzie dość często bywała. Nie tylko na organizowanych oficjalnie spotkaniach poświęconych życiu jej ojca, ale również prywatnie. Monika z wykształcenia była malarką. W naszym posiadaniu znajduje się także jeden z jej obrazów, namalowany w latach 50. – portret Stefana Żeromskiego. Dysponujemy ponadto ilustracjami, wykonanymi przez Monikę Żeromską do utworów jej ojca, w tym „Syzyfowych prac”, „Dziejów grzechu”, „Wiernej rzeki” oraz „Wiatru od morza”. Jak sama przyznawała – niechętnie obrazowała jego dzieła, uważała bowiem, że nie należy wchodzić pomiędzy czytelnika, a artystę. Dawała tym samym możliwość dowolnej interpretacji dzieł swojego ojca – wyjaśnia pracownica kieleckiego muzeum.
Wystawa w Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego
W Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego można oglądać wystawę pamiątek, obrazów, rysunków oraz dokumentów związanych z Moniką Żeromską. – Zbiory prezentowane na wystawie pochodzą z różnych miejsc w Polsce. Zależało nam, by przełamać pewien powszechnie obowiązujący stereotyp, utożsamiający Monikę jedynie z córką Stefana Żeromskiego. Jest to zbytnie uproszczenie. Żeromska angażowała się na wielu płaszczyznach, była malarką, pisarką, podróżniczką, scenografką oraz autorką kostiumów do sztuk teatralnych. Oczywiście nie zapominała o kultywowaniu pamięci o swoim zmarłym ojcu. Chcieliśmy pokazać Monikę Żeromską jako niezależną od swojego ojca osobę – mającą swoje życie, pracę i pasje – zauważa Sylwia Zacharz kuratorka wystawy poświęconej Monice Żeromskiej. Wystawa jest udostępniona zwiedzającym do 27 sierpnia 2017 roku.