Majorka się należy, czy się stoi, czy się leży?
Potępieńcze jęki „Boże! Boooooooże!” usłyszałem podczas spaceru przez wieś. Dobiegały z rowu. – To Pawlak. Coś mu jest, ale nie mówi, co – wyjaśnili gapie. Cierpiący wyglądał na półprzytomnego z bólu. Wezwałem pogotowie. Gdy dotarło… Pawlak wolno wstał, jeszcze wolniej nałożył beret i zerknąwszy na zaparkowany pod topolą traktor wyjęczał: „Boże, jak mi się nie chce orać!”
Wielu z nas ma czasem (często?) tak, jak Pawlak. Zwłaszcza w poniedziałki. Albo po urlopie. Ale podnosimy się i jedziemy z tą orką lub innym koksem. Dzięki temu Polska zadziwia świat swoim PKB.
W krakowskiej firmie pracownicy zauważyli w poniedziałek, że ich kolega wychodzi z pracy o 16.00. We wtorek to samo! Kiedy próbował wyjść w środę, nie wytrzymali: - Słuchaj no, Wiśniewski, my tu sobie żyły wypruwamy po 16 godzin na dobę, a ty w połowie dnia do domu leziesz? Przyłapany wydukał: - Ale… Ja mam od tygodnia urlop...
Ta anegdotka dotyka fundamentalnego problemu.
Politycy wmawiają nam, że bolesny podział Polaków wynika z różnic światopoglądowych, odmiennego widzenia historii itp. A to pozory lub co najwyżej pochodne realnego podziału. Gdybym był ultraliberałem, powiedziałbym, że jest to podział na tych, którzy wolą czerpać dochody z własnej pracy i przedsiębiorczości, oraz na tych, którzy preferują różne formy wsparcia – dopłat, zasiłków, ulg i zniżek.
Życiowa strategia pierwszych polega na mozolnym zdobywaniu wiedzy i budowaniu pozycji – najpierw w szkole, a potem w pracy i społeczeństwie. To klasyczna strategia klasy średniej i wykwalifikowanych robotników. Strategia grupy drugiej polega na oczekiwaniu, że ktoś da.
Nie jestem ultraliberałem i wiem, że w realnym świecie ów podział jest bardziej skomplikowany. Pewne grupy społeczne są z różnych powodów pokrzywdzone, mają gorszy start, gorsze warunki. Dziecku wziętego krakowskiego adwokata generalnie łatwiej stosować pierwszą strategię niż dziecku rolnika obrabiającego pięć hektarów 25 kilometrów od Limanowej. Po to jest państwo, by te szanse wyrównywać. Szanse – ale nie dochody!
Obecny, największy w dziejach, gospodarczy i cywilizacyjny sukces Polski nie jest efektem cudu, lecz konsekwentnego stosowania przez miliony Polaków pierwszej z wymienionych wyżej strategii. Brutalnego zerwania z peerelowskim „czy się stoi, czy się leży”. Jeśli władza ma dzisiaj co rozdawać zwolennikom strategii drugiej, to nie dlatego, że PiS zaoszczędził miliardy, lecz dlatego, że ściąga gigantyczne podatki od dochodów wypracowanych przez polską klasę średnią i robotników - także tych będących już na zasłużonej emeryturze.
Dziś ciężko harujący Polacy obserwują szybkie zasypywanie różnicy między ich dochodami a dochodami osób korzystających z różnych form wsparcia. Mało tego, zarobione przez nich pieniądze rozdawane są coraz częściej ludziom, którzy wsparcia nie potrzebują. Nakłada się na to inne zjawisko: to, co trzeba było dotąd zdobywać pilną nauką i mozolną pracą, można dziś po prostu dostać – decyzją polityka, Dobrego Pana. Który w zamian oczekuje wdzięczności - choć rozdaje nie swoje.
Zachwianie w Polakach wiary w to, że warto się wysilać, uczyć i pracować, byłoby katastrofą. Polskę od 30 lat napędza orka milionów pracowitych. Nie napędzi jej wdzięczność milionów biernych.