Magdalena Mateja: - W świetle prawa te podsłuchy są nielegalne
Rozmowa z dr Magdaleną Mateją, medioznawcą z UMK w Toruniu, o kolejnych podsłuchach ujawnionych przez rządową telewizję.
TVP Info nie ujawniło dziś
- na razie - żadnych nowych „taśm prawdy”. Jak żyć?
Zacznijmy od słowa „prawda”. Jakiej „prawdy” dotyczą te taśmy? Jedna strona utrzymuje, że to dowód na grubiaństwo, brak klasy i kultury oraz pozakulisowe działania polityków obecnej opozycji, a według drugiej to podsłuchane rozmowy prywatne i ploteczki. Przecież każdy z nas, prywatnie i towarzysko obmawia swoich znajomych, krewnych i sąsiadów. Ba, nawet współmałżonków i rodziców! W świetle prawa te podsłuchy są nielegalne. Do tej pory nie wiemy, czy Falenta sam zainicjował podsłuchy, czy też działał na polityczne zlecenie. Telewizja publiczna transmituje podsłuchy i sytuuje je w nowym kontekście - komentarzy politycznych i innych zdarzeń. To się nazywa ramowaniem.
Jaki cel ma telewizja rządowa ujawniając te podsłuchy?
Taki sam, jaki miało ujawnienie taśm Aleksandra Gudzowatego, taśmy Renaty Beger oraz ujawnienie nagrań po raz pierwszy, kiedy u władzy była jeszcze Platforma i Donald Tusk. To cel instrumentalny, polityczny - należy zdyskredytować, poniżyć przeciwnika politycznego. Od ich ujawnienia twierdziłam, że ogromnym błędem komunikacyjnym, a w konsekwencji politycznym, było przemilczanie afery przez podsłuchanych. Politycy PO powtarzali, że to były roz-mowy prywatne, podsłuchiwano ich nielegalnie. Tusk i jego otoczenie przyjęło taką samą strategię, co w przypadku Smoleńska: ciszej będziesz,
dalej zajedziesz.
Może należało od razu wszystko ujawnić?
Należało znacznie dynamiczniej zająć się ściganiem źródła, zleceniodawcy tych podsłuchów. Trzeba było mocniej nagłośnić wątek ich nielegalności. Premier powinien dopilnować, by ujawniono, kto w strukturach państwa zaniedbał bezpieczeństwo i ochronę polityków, tak by nie podsłuchiwano ich w różnych okolicznościach. Działania PO były niemrawe, wątek nielegalności słabo nagłośniony. Inteligentny polityk dbałby o wyjaśnienie sprawy, starałby się przypisać intencje nielegalnego podsłuchiwania swojemu przeciwnikowi.
To właśnie teraz się stało.
Teraz środowisko emitujące nagrania samo na siebie rzuca cień podejrzeń. Oponenci wyręczyli niemrawą i nieoperatywną Platformę?
Platforma straciła na ujawnieniu kolejnych taśm?
Na dwoje babka wróżyła. Przecież one niczego nowego nie wnoszą. To, że politycy w prywatnych rozmowach przeklinają, gustują w drogich winach, wyrafinowanych potrawach i obnoszą się z drogimi zegarkami - wiedzieliśmy.
Wiemy od dawna i nie tylko z polskiej sceny politycznej, że załatwiają różne sprawy w nieelegancki, ale czy w niezgodny z prawem sposób? Trudno wyrokować. Nic w nagranych rozmowach świeżego i ciekawego. Puszczenie tych taśm ponownie w obieg publiczny służy zdyskredytowaniu Platformy w momencie, kiedy ona zaczyna odbijać się od dna. Kiedy ten „lwowski żulik” - Schetyna - zaczyna być aktywny i doskonali się w publicznych wystąpieniach, kiedy rusza na bałtyckie plaże i próbuje przekonywać Polaków do PO. To nie przypadek, że taśmy pojawiają się właśnie teraz. Nie są to sympatyczne nagrania, podobnie jak niesympatycznie o Aleksandrze Kwaśniewskim wyrażał się Józef Oleksy. Ale przecież partia to nie jest towarzystwo wzajemnej adoracji. To tarcia między frakcjami i walka o przywództwo. Radosław Sikorski znany jest z rozbuchanego ego. Brał udział w prawyborach na prezydenta. Pokazał się wtedy - w przeciwieństwie do Bronisława Komorowskiego - z jak najlepszej strony, a że koledzy z Platformy za nim nie przepadają to również już wiemy. Przecież każdy z nas może kogoś publicznie chwalić, a za plecami obmawiać. PO może jednak zrobić użytek z „taśm prawdy” pokazując, że to PiS stosuje czarny PR. Ten styl walki z przeciwnikiem politycznym nie jest w Polsce lubiany...