Magdalena Mateja: - Gdzie było państwo prawa?
Rozmowa dr Magdaleną Mateją, medioznawcą z UMK w Toruniu, o politykach, którzy nie potrafią zapewnić sobie bezpieczeństwa. A co z nami?
Czy nam są potrzebni terroryści? Przecież robimy wszystko, żebyśmy się sami wykończyli...
Jan Kochanowski napisał: „Nową przypowieść Polak
sobie kupi, że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”.
Nie za dużo tych „szkód” w ostatnim czasie?
Podczas urzędowania obecnej ekipy najpierw limuzyna
prezydencka złapała gumę, polski samolot rządowy został przeładowany i pilot odmówił startu, kolumna ministra Macierewicza biła rekord szybkości na trasie Toruń - Warszawa, a i podczas wizyty w Izraelu wpadły na siebie samochody kolumny rządowej. Piątkowy wypadek premier Szydło zamyka listę. Jeśli porównamy okoliczności: seicento 21-latka z opancerzoną limuzyną rządową, to wrażenie jest groteskowe. Wysłużony „maluch” zagroził kolumnie wiozącej premier Rzeczpospolitej.
Być może tylko profesor Zybertowicz dopatrzy się w tym domniemanego zamachu, jak tłumaczył niedawno błyskawiczne oddalenie się ministra Macierewicza spod Torunia.
Przed serią tych wypadków mieliśmy poważne katastrofy lotnicze z udziałem CAS-y i tupolewa. Stąd moje przypomnienie słów Kochanowskiego. Domniemania, spekulacje, czas przyszły, tryb przypuszczający są wyznacznikami prawicowego dyskursu.
Jarosław Kaczyński podczas piątkowej miesięcznicy wspomniał o wypadku, stwierdzając, że premier Szydło została poważnie poszkodowana. Tymczasem media informowały o raczej dobrym stanie Beaty Szydło. Można odnieść wrażenie, że polscy politycy (lub ich doradcy) nie przejmują się odpowiedzialnością za słowo. To jak mam poważnie traktować wypowiedzi lidera PiS?
Jeśli politycy nie potrafią ochronić siebie, to czy chronią nas we właściwy sposób?
A na ile jesteśmy łatwowierni? Politycy różnych opcji złożyli przez ostatnie trzy dekady wiele obietnic bez pokrycia i nie zawsze ponosili odpowiedzialność za swoje słowa. Tymczasem słowo w demokracji jest równie ważne jak czyn. Obecnie rządzący zapewniają, że jesteśmy bezpieczni, że celem ich rządów jest dbanie o godność Polaków. Na dodatek obiecują nam świetlaną przyszłość, a jednocześnie ich czyny
- wręcz kaskada proceduralnych wpadek i samochodowych kolizji - stoją w sprzeczności z zapewnieniami. Nie czuję się bezpieczna nie tylko z powodu stylu rządzenia PiS, ale i w związku z zaniedbaniami poprzednich ekip, które dopuściły do afery Amber Gold czy nieprawidłowości w umowach na kredyty frankowe. Gdzie było państwo prawa i jego funkcjonariusze? Od 1989 roku żyjemy w wolnym, suwerennym kraju i cały czas nie mamy pełnego poczucia bezpieczeństwa! Trafna była diagnoza, że państwo jest słabe. Nie zmieniły tego rządy PiS, przeciwnie, wzmocniły to przekonanie z uwagi na sposób „konsumowania” owoców zwycięstwa
wyborczego przez PiS.
Polscy politycy (lub ich doradcy) nie przejmują się odpowiedzialnością za słowo.
Ryszard Petru nazwał Jarosława Kaczyńskiego „pierwszym banksterem Rzeczpospolitej”. To w kontekście tego, co PiS obiecywało podczas kampanii prezydenckiej i parlamentarnej, a tego, jak teraz potraktowało frankowiczów.
Pozakonstytucyjny ośrodek władzy - Jarosław Kaczyński, lider rządzącej partii - stwierdził, że rząd nie udzieli systemowego wsparcia frankowi-czom, niech sami szukają sprawiedliwości w sądach. Nie premier, prezydent, właściwi ministrowie, lecz zwykły poseł swoją wypowiedzią
spowodował wzrost notowań banków na giełdzie. Pytanie: skąd poseł to wszystko wie? Czy poseł zleca rządowi różne działania? Zyskujemy kolejny dowód na to, że Polska jest
demokracją wadliwą, co stwierdzono już w roku 2012, nim PiS objęło władzę. Pozakonstytucyjne ośrodki władzy mają wpływ na dobrostan
Polaków, decydują o powodzeniu giełdy i odbiorze Polski na forach międzynarodowych. Kanclerz Merkel rozmawiała w Polsce nie tylko z prezydentem i premier Szydło, ale i z instancją najwyższą
- posłem i prezesem PiS. Podobna „procedura” obowiązywała podczas grudniowej wizyty premiera Węgier w Krakowie.
Od razu znaleziono winnego
wypadku samochodu, którym podróżowała premier Szydło, a ciągle nie ma winnego karambolu z udziałem min. Macierewicza pod Toruniem.
Widać brak symetrii pomiędzy traktowaniem zwykłego obywatela i ministra Macierewicza - przedstawiciela władzy. Nie wykluczam, że postępowanie ministra Macierewicza, tj. przesiadkę do trzeciego auta i dalszy wyścig do Warszawy na uroczystość przyznania tytułu Człowieka Wolności Jarosławowi Kaczyńskiemu, mógł spowodować szok po kolizji. Ale podnoszą się głosy, że to symbol arogancji władzy...