Madera uderza do głowy i pobudza wyobraźnię
Sylwestrowy wyjazd Ryszarda Petru wzbudził wielkie zainteresowanie. Ludzie byli oburzeni, bo jakże to tak - żonaty facet leci sobie z przyjaciółką na wczasy?
W mediach pojawiła się fotografia przedstawiająca lidera Nowoczesnej i posłankę tej partii Joannę Schmidt na pokładzie samolotu lecącego rzekomo na portugalską wyspę Maderę. Petru co prawda po powrocie stwierdził, że nie był na Maderze, ale naród i tak zabawę miał przednią.
Madera pobudza polską wyobraźnię przynajmniej od lat 30. XX wieku, kiedy to odpoczywał tam Józef Piłsudski. 63-letni marszałek zrobił sobie wtedy niezły urlop. Przebywał na Maderze od 21 grudnia 1930 do 22 marca 1931 roku.
W dodatku był tam w towarzystwie młodszej o 29 lat lekarki fizjoterapeutki, z którą łączyła go wielka zażyłość. Jakby tego było mało, Piłsudski wrócił do Gdyni na pokładzie kontrtorpedowca „Wicher”.
Ówczesna prasa zdrowo sobie na marszałku używała, a i dzisiaj w podobnych okolicznościach nawet najbardziej odpowiedzialna prawicowa gazeta musiałaby się zainteresować przynajmniej tym, kto zapłacił za rejs „Wichra”.
Z Maderą wiąże się jeszcze inna opowieść. Istnieje pogłoska, że na tej wyspie gościł też nasz król Władysław Warneńczyk. Po przegranej w 1444 r. bitwie z Turkami pod Warną król Władysław miał się najpierw udać w pokutną podróż do Ziemi Świętej, a potem poniosło go na Maderę, na koniec ówczesnego świata - bo Ameryka jeszcze wtedy nie została odkryta.
Król Władysław miał za co pokutować, bo źle dowodził pod Warną i ponosił winę za klęskę. Poza tym zaś - jak pisze Jan Długosz - król grzeszył haniebną skłonnością do chłopców. Być może to wszystko wyjaśnia, dlaczego nie wrócił na Wawel, do Krakowa, wiernego od zawsze patriotycznym, zdrowym obyczajom.
Zastanawiam się, czy dzisiaj, gdy króluje rozum i nauka, wypada wypisywać takie bajeczne historie, które nie zostały pozytywnie zweryfikowane przez historyków. Właściwie nie wypada, jednak z drugiej strony nauki historyczne stają nieraz przed zagadkami, których nie umieją rozwikłać.
To mnie trochę ośmiela, by w weekendowym felietonie przypomnieć te dziwaczne opowieści. Koronnym zaś argumentem niech będzie fakt, iż redaktorzy brytyjskich Słowników Oxfordzkich (agendy Uniwersytetu Oxfordzkiego) uznali ostatnio, że Słowem Roku 2016, najlepiej charakteryzującym mijający okres, jest wyrażenie „post-prawda”.
Postprawda to wszystkie okoliczności, w których fakty mają mniejszy wpływ na opinię publiczną niż odwoływanie się do jej emocji. W oparciu o postprawdy doszło w zeszłym roku do Brexitu, do zwycięstwa Trumpa, a i w Polsce postprawdy cieszą się wielkim, nawet i państwowym uznaniem.
Skoro więc publiczność tak je lubi - to niech ma na weekend. Hołdując jednak starym, niemodnym dziś obyczajom zaznaczmy tylko, że postprawda to jednak nie prawda.