Maciej Nietupski śpiewająco promuje swoje rodzinne strony
Drewnale w Sitawce, Panderoza, zalew w Korycinie - między innymi o tych miejscach śpiewa Maciej Nietupski. W ten nietypowy sposób chce reklamować lokalne atrakcje.
Zaczęło się od tego, że mój kolega zawsze chciał filmować podlaskie strony: Janów, Suchowolę, Korycin. Niestety, brakowało tematu przewodniego, w jaki sposób to ugryźć. Wpadliśmy więc na pomysł, że skupimy się na atrakcjach, które mamy na naszym terenie. I choć wygląda, że piosenkami promujemy nasze tereny, to tak naprawdę, ta cała promocja wyszła trochę przy okazji. To taki skutek uboczny naszego projektu, ale całkiem fajny – śmieje się Maciej Nietupski.
Na co dzień mieszka w Białymstoku. Ale powiat sokólski jest mu bardzo bliski. Urodził się w Różanymstoku, wychowywał w niedalekiej Dąbrowie Białostockiej. I to właśnie te okolice wziął na celownik swojej twórczości. Na swoim kanale na YouTube, o nieprzypadkowej nazwie „BSK”, nawiązującej wprost do sokólskiej rejestracji samochodowej, zamieszcza teledyski z lokalnymi atrakcjami.
– Nazwy niektórych znanych polskich zespołów też powstały od rejestracji. I nasz BSK też. Dodatkowo jest to element promocji. Inną sprawą jest, że na te litery zaczynają się nazwy naszych miejscowości, jak np. Suchowola czy Korycin – tłumaczy.
Śpiewa dla miejscowych
Na swoim koncie ma już kilka piosenek i nagranych teledysków. Na pierwszy rzut poszły drewnale - murale w Sitawce pod Janowem. Trzynaście malowideł na ścianach drewnianych stodół, które w ostatnich miesiącach namalował tam na zlecenie miejscowego Koła Gospodyń Wiejskich, artysta z Sanoka Arkadiusz Andrejkow, tak zainspirowały Macieja Nietupskiego, że poświęcił im swój pierwszy utwór.
– Była to pierwsza atrakcja, która od razu przyszła nam do głowy. Ale takich miejsc jest dużo więcej. Jak się dokładnie rozejrzeć, to w Korycinie, Suchowoli czy Dąbrowie Białostockiej też znajdą się tematy do wyśpiewania – zapewnia.
Dowodem na te słowa są jego kolejne nagrane piosenki i teledyski. Bohaterem jednej z nich uczynił słynną janowską dyskotekę Panderoza, gdzie w czasach świetności bawiło się całe Podlasie. Inna opowiada o przyciągającym atrakcyjną infrastrukturą zalewie w Korycinie razem z wymarzonym na romantyczne spacery Parkiem Plebańskim.
– Dawno, dawno temu w Janowie, jak spod ziemi, wyrosła chyba pierwsza w Polsce dyskoteka disco polo. Było to w 1991 roku. Wszyscy z rozrzewnieniem wspominamy te czasy. A wino z plastikowego kubka już nigdy nie będzie smakowało tak, jak wtedy w Panderozie – wspomina z rozrzewnieniem.
I dodaje żartobliwie: – Nie zna życia ten, kto nie żeglował na dmuchanym łabędziu na zalewie w Korycinie w sztormową pogodę, gdy nawałnica przekraczała 10 stopni w skali Beauforta.
I choć większość jego utworów właśnie z humorem opowiada o tych wszystkich miejscowych atrakcjach, jedna z jego piosenek jest wyjątkowo nostalgiczna. To „Epitafium o podlaskiej wsi”. Śpiewa w niej o czasach świetności swojego rodzinnego Janowa, wspominając czasy, które zapewne już nie wrócą.
„Na stadionie w Janowie były mecze, Drużyna Kickers Janów wygrywała przecież, Na ławkach tłumy ludzi, śmiejące się dzieci, Proszę powiedzcie mi, czy to już koniec? Czy nigdy już nie będzie tego w Janowie, Czy tę sytuację coś może uleczyć?” – brzmi fragment piosenki.
– Ze dwadzieścia lat temu był piękny basen, był stadion w Janowie. Dziś zostały już tylko ruiny, które mogliśmy sfilmować, żeby pokazać, że takie rzeczy kiedyś tu były – mówi Maciej.
„Epitafium” to jednak - póki co - jedyny smutny wyjątek jego twórczości. Zupełnym przeciwieństwem jest prześmiewczy utwór „Volkswagen Paseratti BSK”.
– Dawno, dawno temu, gdy jeszcze można było jeździć na Białoruś bez wizy, ludzie jeździli tam swoimi passatami i przywozili różne zagraniczne dobra codziennego użytku. Największą popularnością cieszyło się oczywiście wożenie ropy – śmieje się.
Nie ukrywa, że zamysłem, który mu przyświeca, jest celowanie w lokalny patriotyzm.
– Chcę robić coś, co sprawi, że tutejsi ludzie poczują się ważni, dumni ze swojego otoczenia. Dumni z tego, skąd pochodzą. Wypełniam poniekąd niezagospodarowaną dotąd niszę, bo gram dla naszych ludzi, o naszych, bliskich im terenach i rzeczach, które oni doskonale rozumieją i czują – podkreśla.
I dodaje: – Inspiracją jest zespół Toy Dolls. Oni w swoich piosenkach nie wychodzili poza swoje miasteczko, a są znani na całym świecie. Z błahego tematu potrafili zrobić świetną piosenkę. I ja chcę robić to samo.
Nie chce zmarnować swojego talentu
Swoje projekty muzyczne realizuje w zasadzie samodzielnie. Sam pisze teksty i muzykę. Sam też nagrywał, montował i wrzucał do sieci pierwsze teledyski. Tak było w przypadku piosenek o sitawskich drewnalach, Panderozie i Volksvagenie Paseratti. Aż trudno w to uwierzyć, oglądając poszczególne kadry. Dopiero przy kolejnych teledyskach miał wsparcie kolegi o imieniu Irek, który nie chce się ujawniać. To on filmował oraz montował materiał.
– Jak dałem radę zrobić to sam? To proste! Na statywie ustawiałem telefon i nagrywałem sam siebie. Sam robiłem przebitki, wszystko ustawiałem – opowiada.
Robi to wszystko, mimo że nie ma żadnego profesjonalnego muzycznego przygotowania. I sam o sobie mówi, że jest kompletnym amatorem.
– W Piśmie Świętym jest taka przypowieść, w której Jezus mówi o sługach, którzy otrzymują talenty. Jest tam mowa o tym, że jeden z tych sług swój talent zakopał, czym bardzo rozgniewał swego pana. Mówię o tym, bo czuję - mówiąc nieskromnie - że we mnie też siedzi taki talent. Te muzyczne pomysły aż kipią we mnie. I właśnie, żeby tego talentu nie zmarnować, zacząłem to wszystko realizować. Czuję, że to właściwy kierunek – opowiada.
Tłumaczy, że całą muzyczną oprawę swoich piosenek tworzy przy użyciu darmowego oprogramowania. – Teraz jest taka technologia, że każdy może to zrobić. I to w sposób naprawdę profesjonalny, w bardzo dobrej jakości. Dzięki tym technologiom podział na amatorów i profesjonalistów skończył się już na dobre.
Swoje utwory śpiewa w stylistyce mocno rockowej, momentami nawet metalowej. – Generalnie lubię takie mocne uderzenia – przyznaje. – A dlaczego nie gram w rytmach tak bardzo popularnego tutaj disco polo? Powód jest banalnie prosty. Nie umiem grać na syntezatorze – dodaje ze śmiechem.
Jego zapał do tworzenia muzycznych projektów nie stygnie. Duża w tym rola internautów, którzy w komentarzach pod teledyskami piszą dużo pozytywnych słów. – Dzięki Bogu, że to się ludziom podoba. Na razie nikt się jeszcze nie czepia – śmieje się.
Póki co, w swojej twórczości skupia się na tym, co zna najlepiej, czyli na okolicach Janowa. Ale nie ukrywa, że z czasem będzie chciał wyjść szerzej i śpiewać także o innych gminach pow. sokólskiego. Jak choćby o słynących z Tatarów Kruszynianach czy Szudziałowie, gdzie bez większego problemu można spotkać stado wędrujących żubrów.