Maciej Kosycarz: Obrazami można manipulować, podsycać nienawiść
Z Maciejem Kosycarzem, fotoreporterem, szefem Agencji Fotograficznej Kosycarz Foto Press KFP, rozmawia Jarosław Zalesiński.
Zdjęcia reporterów, wykonane w obozach dla uchodźców, trafiły na okładkę pewnego tygodnika z podpisem „uchodźcy przynieśli śmiertelne choroby”. Można tak?
Nie można. Zdjęcie może być wykorzystywane jedynie zgodnie z jego opisem. Dotyczy to każdej fotografii. Gdybyśmy np. wykorzystali zdjęcie konkretnego lekarza, Jana Kowalskiego, laryngologa...
Z podpisem: wśród lekarzy panuje korupcja.
To właśnie byłby przykład tego, jak nie można zdjęcia wykorzystywać. W przypadku uchodźców jest to szczególnie drastyczne nadużycie, bo dorabia się do tego ideologię, która kłamliwie twierdzi, że emigranci przynoszą choroby.
A przecież na zdjęciach pokazywano ich cierpienia.
Nie zdarza się to po raz pierwszy. Np. na jednym z dużych portali zdjęcie małego chłopca z obozu dla uchodźców użyto jako ilustrację tekstu mówiącego o tym, że muzułmańskie dzieci są wykorzystywane do przenoszenia ładunków wybuchowych.
Jak można zaprotestować?
Zaprotestować mogłyby osoby pokazane na zdjęciach. Ale emigranci z tego zdjęcia nikogo przecież nie pozwą.
Sam nie miałeś ochoty kogoś kiedyś pozwać za sposób, w jaki wykorzystano Twoje zdjęcie?
Wiele razy poddawano je manipulacjom. Np. w pewnej znanej rodzinie była osoba nadużywająca alkoholu. Gazeta, która zamieściła artykuł o tym człowieku, wykorzystała zdjęcie jego matki wznoszącej toast szampanem.
I co mogłeś zrobić?
Mogłem tylko za nie swoją winę przeprosić tę osobę. To na szczęście historia sprzed wielu lat. Większość fotoedytorów wystrzega się dzisiaj tego, żeby brać pierwsze lepsze zdjęcie lekarza z bazy zdjęć jako ilustrację artykułu o korupcji w służbie zdrowia.
Ale nie wystrzegają się takich okładek... Wiele mówi się teraz o mowie nienawiści. Nie dotyczy to także zdjęć i obrazów?
Oczywiście, są takie obrazy, które mogą podsycać nienawiść. Obraz można także zmanipulować słowem. Przykładem jest właśnie ta okładka: to obraz zmanipulowany w ten sposób, żeby budzić niechęć do drugiego człowieka, o innym kolorze skóry i odmiennego wyznania.
Są też okładki, które mają budzić wrogość do osób o innych przekonaniach czy politycznej opcji.
Ktoś na mój profil na Facebooku, na którym odniosłem się do okładki z uchodźcami, przesłał okładki innych tygodników z Jarosławem Kaczyńskim.
Sam pamiętam okładkę, na której cała grupa liderów PiS została przedstawiona jak przestępcy z więziennymi numerami.
Było to pewnym nadużyciem, nie powinno się drugiej osoby określać jako przestępcę bez sądowego wyroku. Ale jeśli któryś z tych polityków poczuł się urażony, mógł pozwać tygodnik. Ważne jest to, że były to realne osoby, a nie przypadkowe postacie, którym dorobiono by tabliczkę z napisem „jestem przestępcą”. Ale zdarzają się też o wiele bardziej wyrafinowane manipulacje. Przykładem jest dla mnie okładka „wSieci”, na której Tusk i Putin nachylają się do siebie, niby to się uśmiechając.
Pamiętam.
Najpewniej fotoreporterowi przypadkowo udało się uchwycić jakiś przelotny grymas. Gdyby Tusk i Putin rzeczywiście się do siebie uśmiechali, takie zdjęcia zrobiliby także inni fotoreporterzy. Wykorzystując ten ułamek sekundy, ten jeden grymas, zmanipulowano rzeczywistość w taki sposób, by zasugerować, iż Putin i Tusk porozumiewawczo się do siebie uśmiechali, ciesząc się razem ze śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Skoro apeluje się teraz o wystrzeganie się mowy nienawiści, do ludzi posługujących się obrazkami także należałoby chyba o to zaapelować.
Obraz pokazujący rzeczywistość nie jest nadużyciem. Obrazami nie manipulują twórcy obrazów, czyli my fotoreporterzy. Manipulują obrazami inni. To nie fotoreporterzy kłamią swoimi zdjęciami. Robią to ci, którzy używają stworzonych przez nas obrazów po to, by je na swój sposób interpretować.