Błękitni Ropczyce do końca sezonu walczyli o utrzymanie, ale cel osiągnęli. - Pogubiliśmy trochę punktów w końcówkach meczów. Mogliśmy być spokojni wcześniej - mówi trener Maciej Biliński.
Mówi się, że drugi sezon jest dla beniaminka trudniejszy. Można powiedzieć, że byliście tego idealnym przykładem?
Wydaje się, że tak. Dla nas wszystkich był to ciężki sezon. Powiedzieliśmy sobie jednak, że damy radę i udało się. Szkoda kilku głupio zgubionych punktów, bo mogliśmy być bezpieczni już wcześniej. Wszystko skończyło się jednak dobrze.
Mocno sytuację skomplikowało panu odejście zimą Jakuba Szewczyka i Łukasza Kosiby?
Nie. Udało nam się załatać te dziury.
Jak dużo nerwów kosztowała pana runda wiosenna?
Sporo (śmiech). Mówiłem już, że potraciliśmy trochę punktów i trzeba było drżeć do końca. W Dębicy tracimy gola w 95. minucie, z Głogovią w 90. W końcówce też straciliśmy punkt w meczu z Izolatorem. Gdyby nie te straty, to nie musielibyśmy się denerwować do końca.
To co się rzuca w oczy to nierówna forma pana piłkarzy. Potrafiliście przegrać z Pisarowcami u siebie, by zaraz wygrać w Tuczempach...
Z mocniejszymi rywalami grało nam się lepiej. Remisowaliśmy przecież ze Stalą Nowa Dęba czy Czarnymi Jasło, a ogrywaliśmy wspomnianego Piasta, czy Sokół Sieniawa. Ciężko nam się grało z przeciwnikami, którzy nastawiali się na defensywę. Były kłopoty z przebiciem się przez mur.
W ogóle jakoś wasze boisko w tym sezonie nie było dla was wielkim atutem...
Powinno być inaczej, ale jakoś łatwiej nam się grało na wyjazdach. W każdym meczu chłopaki zostawiali jednak na boisku serce za każdym razem i jestem z nich autentycznie dumny.
O pewne utrzymanie musieliście walczyć do ostatniej kolejki. Ten ostatni tydzień był trudny?
Dosyć trudny i zwariowany. Z tyłu głowy siedziało, że wystarczy nam punkt, ale była jednak ta niepewność. Nie patrzyliśmy jednak na to, co dzieje się w meczu LKS Pisarowce - Orzeł Przeworsk, tylko skupiliśmy się na swoim pojedynku. Dobrze zaczęliśmy, mogliśmy poprawić, ale ostatecznie wywalczyliśmy z Polonią Przemyśl ten punkt i wszystko skończyło się po naszej myśli.
Przynajmniej o mobilizację mógł pan być spokojny...
Chłopaki na każdy mecz wychodzili w pełni zmobilizowani. W tej kwestii nie mogę im kompletnie nic zarzucić.
Liga miała być mocniejsza. Faktycznie była?
Nie wiem czy mocniejsza, ale na pewno bardziej wyrównana. Sami jesteśmy tego dobrym przykładem, bo już mówiłem z kim traciliśmy punkty, a z kim wygrywaliśmy.
Czyli poziom wybitnie do góry nie poszedł?
Nie bardzo (śmiech).
Jakieś końcowe rozstrzygnięcia pana zaskoczyły?
W sumie nie.
Nie myślał pan, że Izolator Boguchwała bardziej powalczy o awans?
Wólczanka już w pierwszej rundzie wypracowała sobie sporą przewagę i spokojnie ją utrzymywała, a z czasem ją podwoiła. Gratuluję jej awansu i oby jej się dobrze wiodło w 3 lidze.
Zostaje pan w Błękitnych?
Dobre pytanie (śmiech). Jest jeszcze czas na podjęcie tych decyzji. Rozmowy trwają. Po roztrenowaniu udajemy się na urlopy i po nich pewnie wszystko się wyjaśni.
Jak duże zmiany w drużynie są potrzebne?
Na pewno trzeba wzmocnić skład. Brakowało nam trochę napastnika. Przyda się także ktoś do pomocy i obrony.
Bywa pan na meczach Resovii?
Byłem na połówce ostatniego meczu z Cosmosem Nowotaniec. Po połowie jednak pojechałem rowerem dalej. Wcześniej nie bardzo miałem czas, bo mecze się pokrywały.
Nie ciągnie pana na Wyspiańskiego?
Na razie nie bardzo,
To 5. miejsce, jakie zajmie drużyna „pasiaków” na koniec sezonu odzwierciedla jej potencjał?
Wydaje się, że jest adekwatne do możliwości. Oczywiście, Resovia mogła być wyżej, ale potraciła trochę punktów.