Luksus własnego zdania Jana Rokity: Zmiana prawdy, czyli co można mówić o COVID-19
Prezydent Biden oświadczył 26 maja, iż on sam nie ma danych, aby rozstrzygnąć, czy wirus covid-19 wyciekł z wuhańskiego laboratorium, czy też został przeniesiony ze zwierząt na ludzi. Biden ujawnił, że takiej pewności nie ma też amerykański wywiad, który dostał rozkaz „zdwojenia starań” o ustalenie prawdy i raportowania za 90 dni. Prezydent zażądał również „przejrzystego międzynarodowego śledztwa”, co musiało zabrzmieć dość złowrogo dla chińskich komunistów.
Deklaracja Bidena zwyczajnie i uczciwie oddaje aktualny, nie całkiem jasny stan całej sprawy. Wiadomo, że Chińczycy uniemożliwili dotychczasowe badania misji WHO nad pochodzeniem wirusa. Więc choć obrazą zdrowego rozsądku byłaby wiara, iż to za sprawą jakiegoś niebywałego przypadku globalna zaraza zaczęła się tuż za murami laboratorium bakteriologicznego, nadzorowanego przez wierchuszkę Chińskiej Partii Komunistycznej, to jednak świat nie ma nadal dowodów na to, że wirus wyciekł Chińczykom podczas prac nad zakazaną bronią bakteriologiczną.
Rzeczy niezwyczajne zaczęły się dziać dopiero w konsekwencji oświadczenia Bidena. 26 maja - to była środa. Portal CNBC odnotował treść deklaracji o godz. 12.50 czasu waszyngtońskiego. O godzinie 18.22 portal Politico opublikował treść mejla, jaki do wieczornych serwisów wysłał rzecznik Facebooka na polecenie Marka Zuckerberga. Medialny potentat zawiadamiał, że od tej chwili przestaje uważać pogląd o „stworzeniu wirusa covid-19 przez człowieka” za szkodliwe i niedopuszczalne kłamstwo. Czyli że w tamtą środę, o wpół do siódmej wieczorem, pogląd ów stał się uprawnioną naukową hipotezą, nad którą dyskusje nie są już usuwane z Facebooka, zaś jej głosiciele nie podlegają już „zbanowaniu”. Dalej było jeszcze kilka sloganów o tym, jak to Facebook stara się nadążać za aktualnymi zdobyczami nauki.
Trudno zaiste o bardziej widowiskowy i bezceremonialny akt „zmiany prawdy”. W lutym tego roku Zuckerberg, niczym jakiś papież z czasów triumfującej kontrreformacji, wpisał na swój indeks prawd zakazanych tezę o pochodzeniu wirusa z chińskiego laboratorium. Blisko 3,5 miliardom ludzi na świecie, którzy są użytkownikami Facebooka, zakazano mówić o czymś, co od początku dla zdrowego rozsądku wydawało się oczywistością. Dlaczego wtedy Zuckerberg uznał ów zdroworozsądkowy pogląd za szkodliwe kłamstwo fanatyków? Bo głosił go Trump, a jak wiadomo, wszystko co głosił Trump, to były szkodliwe kłamstwa fanatyków. Dlaczego teraz Zuckerberg wydał komunikat o „zmianie prawdy”? Bo kilka godzin wcześniej ów pogląd wygłosił Biden, a tezy Bidena są nie tylko prawdziwe, ale dobrze służą całej ludzkości.
Aktem wyjątkowego cynizmu było powołanie się przy tym na naukę. Przecież w środę, 26 maja, nie pojawiły się żadne przełomowe wyniki badań naukowych nad pochodzeniem wirusa! Zresztą badania takie, o czym Zuckerberg wie doskonale, blokują Chińczycy. Zuckerberg zmienia treść prawdy, jaka ma obowiązywać miliardy ludzi na całym globie, nie z racji wyimaginowanych badań naukowych, ale wedle aktualnych wiatrów politycznych, które akurat zawieją nad Waszyngtonem. Kopiuje tym samym jedną z najbardziej niegodziwych praktyk reżimów totalitarnych, nazywaną w XX wieku tzw. prawdą etapu. I coraz trudniej ukryć fakt, iż Facebook, traktowany przez miliony ludzi jako narzędzie poszerzania ich wolności, przekształca się w narzędzie myślowej opresji. Z polskiej perspektywy trudno więc nie zapytać, co się stało z tzw. ustawą Ziobry, która miała na użytek naszych obywateli zabezpieczyć wolność słowa w serwisach społecznościowych, oraz zakazać cenzury i blokowania kont według widzimisię amerykańskich oligarchów. Kogo PiS boi się tak naprawdę, odwlekając uchwalenie kto wie, czy nie najdonioślejszego aktu prawnego z czasu swoich rządów? Zuckerberga? Bidena? A może Ziobry?