Lukier po bitewnym kurzu [MINĄŁ TYDZIEŃ, OPINIA]
Gdy opadł bitewny, wyborczy kurz, w Toruniu zrobiło się bardzo słodko. „Kochajmy się” - zdaje się wołać, niczym wieszcz, prezydent Zaleski.
W tym tygodniu o chęci współpracy ze wszystkimi, którzy zasiedli w Radzie Miasta nowej kadencji mówił nawet w prasie ogólnopolskiej. Pewnie, że jako menedżer wynajęty przez torunian do sprawnego zarządzania miastem chce mieć stabilną większość w radzie. Od nadmiaru słodkiego może jednak podobno zemdlić. I może dlatego jeden z najbliższych współpracowników prezydenta, czyli szefujący Radzie Miasta Marcin Czyżniewski, który sam też sporo lukru w ostatnich tygodniach wylał, przyznał niedawno na łamach „Nowości”, że jednak przydałaby się sprawna opozycja.
Bo debaty, ostrego nawet starcia o wizję Torunia nie zapewni towarzystwo wzajemnej adoracji. Zapewni ją opozycja - nie taka, która rozpęta wojnę toruńsko-toruńsko (na wzór polsko-polskiej). I nie taka oparta w znacznej mierze na osobistej niechęci do prezydenta, bo na tym - co pokazał dobitnie wynik ostatnich wyborów do Rady Miasta - niczego pozytywnego zbudować się nie da. Ale mogłaby to być opozycja w stylu... Michała Zaleskiego. A dokładniej - radnego Zaleskiego z lat 1994-2002, czyli z czasów sprzed prezydentury.
Oj, dawał on popalić ówczesnym zarządom miasta. Radny Zaleski nie tylko skrupulatnie wytykał źle postawione przecinki w corocznych budżetach Torunia.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień