Łukasz Trałka w „Klubie 300”! - Nie czuję tego na karku - mówi kapitan
Jest jak wino - im starszy, tym lepszy. Łukasz Trałka rozgrywa świetny sezon i dba o atmosferę w szatni Lecha - Jestem pewien, że będziemy bić się o mistrza - zapowiada 33-letni pomocnik.
Łukasz Trałka dołączył do elitarnego grona zawodników, którzy rozegrali 300 meczów w ekstraklasie. Tuż przed rozpoczęciem niedzielnego pojedynku z Górnikiem Łęczna, oprócz uroczystości związanych z obchodami 95-lecia założenia Lecha Poznań, wyróżniono także kapitana Kolejorza. - Nie czuje tych trzech setek na karku, przeleciało to mega szybko - powiedział nam Łukasz Trałka. - Fizycznie zupełnie nie czuję tych meczów ani w nogach, ani w głowie. Nie chcę też już podsumowywać swojej kariery, bo chcę jeszcze trochę pograć w Lechu. Czuję się mocniejszy pod każdym względem niż pięć lat temu, gdy przyjechałem do Poznania - dodaje kapitan.
W PGR u Ptaka
W ekstraklasie debiutował w wieku 20 lat, ale przez cztery lata praktycznie w niej nie zaistniał. Chciał już kilka razy rzucić piłkę. - Na szczęście najbliżsi odradzili mi ten pomysł - przyznaje. - Dziś z perspektywy czasu żałuję, że do Lecha trafiłem tak późno - mówi Łukasz Tra-łka.
- Polską piłkę poznałem od środka. Nic już mnie nie zaskoczy
- przyznał kilka lat temu w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. Gdy skończył 18 lat, związał się długoletnią umową z Antonim Ptakiem. Co to oznaczało? Biznesmen z Łodzi traktował swoich zawodników jak towar, a kluby, w które inwestował, jak zabawki. Przerzucał je po kilku miejscach w Polsce, aż cały ten dziwaczny projekt z hukiem się zawalił i Ptak po cichu wyemigrował do Brazylii.
Trałka przeżył więc „koszary” w Gutowie, gdzie jak wspominał, „drzewa umierały, stojąc”. - Chciał zrobić klub, a wyszedł mu PGR - mówił po latach Franciszek Smuda, który był pierwszym trenerem Piotrcovii, gdzie trafił też Trałka. „Franz” został zwolniony po pierwszym meczu o punkty, gdy przegrał 0:4 z Arką. Trałka przez kilka lat musiał znosić fanaberie właściciela wielkiego bazaru w Rzgowie. Był też w ekipie Pogoni, w której grało 20 Brazylijczyków. Razem z nim ten eksperyment przeżyli jeszcze Radosław Majdan, Przemysław Kaźmie-rczak, Piotr Celeban, Kamil Grosicki, Grzegorz Matlak i Boris Pesković. Wszystkich znów zakwaterowano w Guto-wie, skąd dojeżdżali na mecze.
- Nie wiedziałem, co ze mną będzie. W Pogoni mnie nie chcieli, bo grali Brazylijczycy. Najpierw znalazłem się w Widzewie, potem w KSZO. Ten ostatni klub był w agonii. Nie dostawaliśmy pieniędzy, organizacyjnie też było nieciekawie. Na treningu każda piłka inna, czasem ich brakowało. Miałem dość piłki - powiedział w „PS”.
W tym czasie wygasł jego kontrakt z Ptakiem. Mógł już samodzielnie decydować o własnym losie. Problem w tym, że jego koledzy trafili do dobrych drużyn, a on był bez klubu. Rafał Grzelak i Przemysław Kaźmierczak wyjechali do Portugalii, Piotr Celeban trafił do Śląska, a Kamil Grosicki do Legii. Trałka otrzymał propozycję z biednego ŁKS, gdzie podobnie jak w KSZO piłkarze przez wiele miesięcy nie dostawali wypłat.
Poszukiwanie kolejnego pracodawcy też pełne było przygód. Dostał telefon z Le-chii, ale podczas sparingu, który miał być testem jego przydatności w drużynie, zupełnie nie mógł odnaleźć się na boisku. - Jesteś za drobne, więc możesz zostać - usłyszałem po kilku tygodniach treningów. - Dopiero wtedy podpisałem kontrakt - zdradził nam Trałka. Od tego momentu właściwie zaczęła się jego ekstraklasowa kariera.
Z Lechii trafił do Polonii Warszawa, której właściciel Józef Wojciechowski miał mistrzowskie ambicje. Wydawał mnóstwo pieniędzy, skupował najlepszych wolnych na rynku piłkarzy, ale nie miał cierpliwości do trenerów.
Do legendy urosła podróż, jaką deweloper zafundował Trałce i Adrianowi Mierzeje-wskiemu do Barcelony na mecz z Realem. Podczas tego lotu Wojciechowski doszedł do wniosku, że nie ma sensu dłużej utrzymywać drużyny. Sprzedał Mierzejewskiego za ponad 5 mln euro do Turcji, a klub oddał Ireneuszowi Królowi, który okazał się grabarzem „Czarnych Koszul”. Trałce, który był kapitanem Polonii, zarzucano, że jako pierwszy uciekł z tonącego statku, nie patrząc na kolegów. Wojciechowski o nim nie zapomniał. Innym robił trudności, gdy chcieli odejść z klubu. W przypadku Trałki zgodził się na transfer do Lecha, który zapłacił za pomocnika 100 tys. euro.
Najlepszy wybór
- To był najlepszy wybór. Żałuję, że wcześniej nie trafiłem do Lecha. Czuć wielkość klubu na każdym kroku, nie mówiąc o bazie, ale o organizacji i o tym, jakim cieszył się zainteresowaniem w całej Wielkopolsce. Prawdę mówiąc, gdy przychodziłem do Lecha, nie zdawałem sobie sprawy, że jest to tak wielki klub - powiedział nam obecny kapitan Kolejorza.
Pierwszą konferencję prasową w Lechu też dobrze zapamiętał, bo podczas niej doszło do pierwszego zgrzytu z mediami. - Dziennikarz telewizyjny był mocno podenerwowany, nie spodobało mu się, że nie mówię w stronę kamery i zaczął uczyć mnie kultury. Ale przez te kilka lat w Poznaniu nauczyłem się żyć z większą krytyką, niż to było na tej konferencji. A początkowo nie byłem nawet przy-zwyczajony do tego, że kibice tak bardzo szukają kontaktu z zawodnikami. Gdy spotykasz ich w sklepie czy na ulicy, chcą pogadać o meczach, tym poprzednim i tym, co będzie. To zupełnie naturalne, ale w innych klubach się z tym nie spotkałem - zdradził nam Trałka.
Z Lechem zdobył mistrzostwo Polski, dwa Superpuchary, grał w fazie grupowej Ligi Europy.
- Najmilej oczywiście wspominam mecze, w których zdobywaliśmy trofea i mecze pucharowe. Trochę ich było.
Jeszcze nie robię podsumowania, więc trudno mi teraz wymienić te najlepsze. A najgorsze? Tych po prostu nie pamiętam. Były trudne momenty, nie ma co ukrywać... Ale po takich meczach też przybywa doświadczenia. Wiem, jak smakują zwycięstwa i jak gorzkie są porażki. To były trudne momenty nie tylko dla mnie, ale też klubu. Nie ma co ukrywać, to były mocne ciosy - przyznaje kapitan.
Łukasz Trałka nawet w tych gorszych czasach nie myślał o odejściu z Lecha i spokojniejszym życiu za granicą.
- Miałem kilka propozycji, mogłem odejść, całkiem niedawno była nawet propozycja z Turcji. Nie chciałem jednak odchodzić do klubu, w którym nie miałbym wiodącej pozycji na boisku. Transfer na rok czy trochę dłużej w nieznane miejsce zupełnie mnie nie interesował. W Lechu czuję się bardzo dobrze. Rodzina jest szczęśliwa, ja jestem szczęśliwy.
Będziemy bili się o mistrza
Kapitan Kolejorza zdecydowanie bardziej niż o swojej przeszłości woli opowiadać o tym, co go i całą drużynę czeka jeszcze do końca rozgrywek.
- Ten sezon jest najciekawszy od czasu wprowadzenia ESA 37. O mistrzostwo rywalizują aż cztery zespoły, bardzo ciekawie jest też na dole tabeli. Czy można porównać sezon 2015 i 2017? To zupełnie inna historia, bo inaczej wygląda tabela, ale myślę, że mamy takie same szanse na zdobycie tytułu jak dwa lata temu. Czujemy się mocni. Mamy bardziej ofensywny styl niż w przeszłości. Atakujemy większą liczbą piłkarzy. Atmosfera w szatni Lecha jest znakomita. Wszyscy z optymizmem i nadziejami czekamy na kolejne mecze. Jestem pewien, że będziemy do końca bili się o mistrza...