Łukasz Jakubowski to "Szesnasty". Chłopak spod Suchowoli którego słuchają miliony
Łukasz Jakubowski znany jako Szesnasty, pochodzi z małej wsi - Ciemne w gm. Suchowola. Pierwsze utwory zaczął nagrywać, kiedy miał 12 lat. Teraz najlepsi raperzy w Polsce mówią do niego: Siema Szesnasty!
- Twoje utwory mają miliony wyświetleń na Youtubie. Jak to się stało, że chłopak z małej wsi odniósł taki sukces?
- Muzykę tworzę od dawna. Praktycznie od dzieciaka. Gdy tylko dostałem komputer, pierwsze co zrobiłem, to wgrałem program do robienia bitów (przyp. aut. - podkład muzyczny w utworach hiphopowych). Pisałem teksty, ale wszystko szło do szuflady. Na początku liceum pomyślałem, że dosyć już tego. Skrzyknąłem dwóch ziomków, założyliśmy zespół - Teorie Spraw Najprostszych. Nagraliśmy jedną płytkę. Później nagrałem trzy utwory solo.
- I od tego momentu...
- Nie jestem jeszcze tak znanym typem. Nie jestem Dodą. W pewne wakacje dostałem wiadomość od Quebo (przyp. aut. Quebonafide, czyli Jakub Grabowski, polski raper i twórca tekstów) z prośbą o numer telefonu. Myślałem, że to jakiś żart i zignorowałem to. Porozmawiałem ze swoim kumplem, który zapewnił mnie, że to na serio jest Quebo. Od razu wysłałem mu numer telefonu. Tego samego wieczora zadzwonił do mnie. Powiedział, że słyszał moje kawałki i chce współpracować. Prowadził wtedy akcję szukania dobrego rapu z podziemia. A mój znajomy mnie polecił. Ja się z muzyką nigdzie nie pchałem, z czego jestem bardzo dumny.
- Czyli byłeś chłopakiem z podziemia?
- Z głębokiego podziemia. Teraz jestem rozpoznawalny. Szczególnie wśród raperów. Jest to bardzo miłe dla mnie, ponieważ w większości są to moi idole. A teraz mówią do mnie: „Siema Szesnasty”
- Szesnasty, dlaczego?
- Nie myśl, że krzyczeli tak na mnie na podwórku. Kiedy padła decyzja, że trzeba zacząć nagrywać solo, to musiałem wymyślić pseudonim. Pomyślałem, że szesnaście to ważna liczba dla rapu.
- Dlaczego?
- Z założenia zwrotka rapowa ma szesnaście wersów. Co więcej MPC- tki, pierwsze machiny do robienia bitów miały szesnaście padów (przyp. aut. klawisze na klawiaturze MPC- tki). I pomyślałem, że będę Szesnastym. Właściwie ksywa nie jest ważna. Istotne jest to, co do niej przypiszesz. Kiedy byłem w liceum słuchałem Małpy. Na początku był śmiech, bo właściwie co to za pseudonim. Teraz do tej ksywy przylgnął naprawdę piękny rap.
- Twoje teksty są bardzo ostre i smutne. Rapujesz tak, jakbyś sam przeżył to, o czym opowiadasz. Kiedy tego słucham, jest mi Ciebie szkoda.
- To nie jest tak do końca. W swoich utworach stawiam siebie w roli narratora. Obserwuję ludzi i gromadzę uczucia. Kiedy już emocje sięgają zenitu, chwytam za długopis i zaczynam pisać o tym, co przeżyli moi znajomi. W tym momencie mnie też to dotyka.
- Co Cię inspiruje?
Ludzie, życie. Łapię od nich emocje.
- Dlaczego tylko te negatywne?
Wychowywałem się na rapie, który opowiadał właśnie o negatywnych uczuciach. Może tym przesiąkłem. A może po prostu łatwiej jest mi o tych rzeczach opowiadać. Lepiej się w tym czuję. Cała moja nowa płyta będzie przesiąknięta takim brudem. To nie jest jednak tak, że tylko takie emocje przekazuję. Polecam sprawdzić utwór „Ten dzień” lub „Szczypta”.
- Wykonawcy nie tylko mówią w rytm muzyki, ale również śpiewają. W Twoich utworach tak jest?
- Muszę przyznać, że nie śpiewam. Wielu raperów używa autotune’a (przyp. aut. urządzenie służące do poprawy głosu ludzkiego). Doceniam jednak śpiewanie z własnego gardełka. Kiedyś zebrałem sporą sumę pieniędzy na lekcje śpiewu. Pomyślałem, że trzeba się rozwijać, nie można cały czas klepać tego samego. Bardzo miła pani prowadząca zajęcia powiedziała, może nie dosłownie, że nie mam słuchu muzycznego.
- Jak to jest możliwe, skoro rapując, nie gubisz rytmu?
- Nie wiem na ile rapowanie jest powiązane ze słuchem muzycznym. Powiem tak, nie zgodzę się z tamtą panią. Słyszę, kiedy fałszuję, ale bardzo trudno jest mi wydobyć z siebie coś melodyjnego. Trenuję mój głos i już jest zdecydowanie lepiej. Może nigdy nie zaśpiewam jak Doda, ale próbuję podśpiewywać.
- Często koncertujesz?
- Od wydania mojej pierwszej płyty, myślę, że miałem koncert średnio raz na miesiąc. Nie jest tego dużo. Nie mam managera, a sam o to nie zadbałem. Mam w planie urządzić małą trasę koncertową po wydaniu kolejnej płyty, która ukaże się w grudniu. Od tego czasu chciałbym trochę powystępować.
- Jak długo pisałeś teksty do tej płyty?
- Jeszcze nie jest skończona. Po wydaniu drugiego krążka w czerwcu tamtego roku, zrobiłem sobie trzy miesiące przerwy. Materiał do tej płyty zbieram już rok.
- Wydasz trzecią płytę i co dalej?
- To wyjdzie w praniu. Na pewno nie odejdę od rapowania, tworzenia, muzykowania. To śmiesznie brzmi w ustach gościa, który przed chwilą powiedział, że nie ma słuchu muzycznego. Jestem przekonany, że ta płyta przyjmie się dobrze.
- Jesteś pewien?
- Tak myślę. To da mi kopa do tworzenia i pójdę za ciosem. Z automatu przyjdą kolejne utwory.
- Mówisz o tym z wielkim luzem. Piszesz, kiedy masz potrzebę, a nie kiedy musisz. Nie poświęcasz się tylko muzyce. Co zrobisz na co dzień?
- Muzyka jest sporą częścią mojego życia. Od miesiąca jestem inżynierem. Broniłem się jako ostatni. Można powiedzieć, że zszedłem ze statku, jak kapitan. Skończyłem biotechnologię na Politechnice Białostockiej.
- Pochodzisz z małej miejscowości niedaleko Suchowoli. Jaką ma to dla Ciebie wartość?
- Kocham te nasze małe włości. Sentymentalny chłopak jestem. Nie czułbym się dobrze na przykład w Warszawie. Nie lubię aż takiego pośpiechu. W mojej wioseczce odpoczywam.
- Jak Twoją muzykę odbiera rodzina?
- Babci mocno filtruję treści. Pewnie do dzisiaj myśli, że mam nagrane trzy utwory, w którym nie przeklinam. Rodzice mnie bardzo wspierają.
Za dzieciaka rapu słuchałem na ściszonym magnetofonie, w słuchawkach. U mnie w domu się nie przeklina. Ale rodzice są wyrozumiali, bo przekleństwo to też pewna forma ekspresji. W podstawówce powiedziałem tacie, że będę raperem. Stało się.
- A mówiłeś, że będziesz strażakiem?
- Mówiłem.
- I jesteś?
- Właściwie to tak. Należę do Ochotniczej Straży Pożarnej w Horodniance.