Jeden z rolników chce hodować trzodę w budynkach po PGR-ze w Gorzycy pod Międzyrzeczem. Pomysł podzielił mieszkańców.
- Przecież to jeden z nas, mieszkaniec Gorzycy, a w dodatku wybrany przez nas miejski radny. Czujemy, że podkłada nam przysłowiową świnię - mówi Beata Marciniak. Jej zdanie popiera wielu innych mieszkańców wsi.
Boją się smrodu
- Nie chcemy smrodu, much i szczurów w miejscu, które jest dla nas tak ważne. Kilkadziesiąt metrów od starych owczarni mamy plac zabaw, miejsce ze stołami, gdzie można posiedzieć, odpocząć, gdzie organizowane są imprezy. Są boiska, na których młodzież rozgrywa mecze. Kawałek dalej stoi sala wiejska, a przyszłym roku będzie plenerowa siłownia. To rekreacyjna część naszej wsi - przekonuje sołtys Gorzycy Anna Cmok.
Niewielka wieś, oddalona od powiatowego Międzyrzecza o zaledwie kilka kilometrów, słynie z pięknej przyrody. Leży w otoczeniu pól, lasów i jezior. - Mamy mnóstwo szlaków rowerowych. Turyści przyjeżdżają tu na kajaki, ryby, grzyby. Chwalą czyste powietrze, spokój i ciszę. Co nam zostanie, gdy staną tu śmierdzące chlewnie? Przecież wielu z nas żyje właśnie z turystyki. To już nie są czasy, gdy na wsi tylko uprawiało się ziemię i hodowało zwierzęta - oburzają się mieszkańcy.
Kolejna decyzja
Gdy rolnik z Gorzycy wystąpił do gminy o pozwolenie na wykorzystanie starych owczarni na hodowlę trzody, ta odmówiła. Powodem była m. in. negatywna opinia sanepidu. Rolnik zaskarżył jednak decyzję władz, powołując się na pozytywny raport Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Sprawa wróciła więc do ponownego rozpatrzenia przez władze gminy.
1900 świń chce hodować inwestor w dwóch budynkach po dawnych owczarniach
Na spotkaniu z burmistrzem mieszkańcy jasno dali do zrozumienia, że nie dadzą się przekonać i będą walczyć jak tylko się da o udaremnienie planów. Twierdzą, że raport jest bezpodstawny. - Nikt nawet nie pofatygował się do nas, żeby stwierdzić, jak faktycznie to wygląda. Nawet burmistrz nie skorzystał z naszego zaproszenia. To my musieliśmy pojechać do ratusza - z rozgoryczeniem mówi Zenobia Pinkowska.
Burmistrz Remigiusz Lorenz jeszcze nie wie, jaką decyzję podejmie. - Musimy przeanalizować wszystkie argumenty - mówi. Zamieszaniu dziwi się inwestor Arkadiusz Madzelan. - Mieszkam tu, jestem rolnikiem i z tego chcę żyć. Mała jest szansa, że moje plany wejdą w życie. Jeśli w ogóle, to na pewno nie w najbliższych latach. Już dziś bez żadnych pozwoleń mógłbym hodować tysiące owiec albo budynki wydzierżawić. Wiem jednak, jak byłoby to kłopotliwe dla wsi, dlatego tego nie zrobię. Technologia, jaką zaproponowałem, jest jedną z najnowocześniejszych, chlewnie nie byłyby uciążliwe. Większość mieszkańców to rozumie, a ci, którzy protestują, o to nie pytali. Chętnie odpowiem na wątpliwości. Jak sąsiad sąsiadowi - mówi.