Ludzie namawiają, żebym zawalczył o prezydenturę. Rozważę ten wariant
Tarnowianin Grzegorz Kądzielawski robi karierę polityczną u boku wicepremiera Jarosława Gowina. Po głowie chodzi mu myśl o prezydenturze w Tarnowie. - Od 27 lat rządzą tu te same osoby - mówi.
Młodzi garną się do polityki?
Owszem. To widać w polskim parlamencie, ale co mnie cieszy najbardziej, również w samorządzie. Jedna czwarta posłów obecnej kadencji Sejmu nie ukończyło jeszcze 40 lat. W samorządzie, w ostatnich wyborach, włodarzami miast zostali m.in. 29-letni prezydent Stalowej Woli, 30-letni prezydent Łomży czy 33-letni prezydent Białej Podlaskiej. Nie mogę nie wspomnieć o prezydencie Andrzeju Dudzie, który w chwili wyboru miał 43 lata.
W Tarnowie rządzą od 27 lat u władzy są te same osoby, tylko w różnych konfiguracjach.
I mieszkańcy są tym zmęczeni i podenerwowani wszechobecna stagnacją. Słyszę to niemal podczas wszystkich spotkań w naszym mieście. Dlatego myślę, że rok 2018 będzie dla Tarnowa wreszcie czasem dobrej zmiany.
Pokoleniowej?
Odpowiem tak. Podczas odbywających się w ubiegłym roku Światowych Dni Młodzieży o. Leon Knabit propagował hasło, że „młodość to stan ducha”. Zmiana pokoleniowa jest na pewno bardzo ważnym elementem, ale każdy tego rodzaju proces musi się odbywać na zasadzie połączenia doświadczenia i młodości.
Sugeruje pan, że czeka nas polityczno-samorządowe trzęsienie ziemi?
Ale my nie jesteśmy samotną wyspą. Takie procesy dzieją się w różnych częściach kraju. Proszę popatrzeć, co stało się w 2015 roku. To dopiero było polityczne tsunami. Najpierw wybory prezydenckie, a następnie parlamentarne przyniosły zmianę, którą niewiele osób przewidywało. Symptomy tej zmiany uwidoczniły się już podczas wyborów samorządowych w 2014 roku. Wtedy prawie połowa nowo wybranych włodarzy miast to były osoby przed czterdziestką. Zmiana warty stała się faktem i czas najwyższy, by dotarła ona także do Tarnowa.
Czyli wystartuje pan w wyborach na prezydenta miasta?
Do wyborów samorządowych pozostało jeszcze sporo czasu.
Proszę się nie krygować. Odrobinę szczerości…
Chwileczkę. Na pewno jest potrzeba zmiany. Tak mówią mieszkańcy, z którymi rozmawiam w autobusie czy na ulicy. Jestem przekonany, że obóz Zjednoczonej Prawicy jest w stanie powalczyć o najważniejszy urząd w mieście.
Niedawno pan wojewoda Józef Gawron wymienił całą paletę nazwisk: Anna Czech, Włodzimierz Bernacki, Kazimierz Koprowski, Ryszard Pagacz…
Ale trzeba wybrać jedną osobę. Bo kluczem do sukcesu będzie wystawienie wspólnego kandydata całego obozu, a może nawet i szerszego frontu organizacji. Rozmowy na temat kandydata trwają zarówno na szczeblu lokalnym, jak też i w Warszawie. Czy będę to ja? Czas pokaże.
O, przepraszam, pan też był wymieniany w tym zacnym gronie.
Bardzo mi miło. Dziękuję panu wojewodzie. Nie zaprzeczę, że zgłasza się do mnie coraz więcej osób i podmiotów, którym zależy na Tarnowie i którzy dostrzegają potrzebę zmian. I namawiają mnie do startu. Jestem im winien rozważenie takiego wariantu.
Jedno jest pewne. Ewentualny nowy gospodarz miasta będzie miał nielichy orzech do zgryzienia. Ostatnie lata to bynajmniej nie „złota era Tarnowa”.
Zgoda. Ale to w niczym nie zmienia faktu, że Tarnów, to cały czas miasto z bardzo dużym potencjałem. Siłą napędową miasta są ludzie z fantastycznymi pomysłami, niezwykle kreatywni.
Którzy pasjami emigrują z Tarnowa?
Ale wielu decyduje się na pozostanie tutaj. To, co mnie denerwuje, to fakt, że nie potrafimy od lat skutecznie wyrwać się z marazmu i kompleksów miasta zlokalizowanego między Krakowem a Rzeszowem. Tymczasem powinniśmy próbować przekuć to na nasz sukces. Dziś, kiedy młodzi są niezwykle mobilni, kiedy często ich warsztatem pracy jest przenośny komputer, Tarnów powinien być dla nich idealnym miejscem do robienia biznesu.
Pięknie powiedziane, a tymczasem miasto się wyludnia i starzeje.
A jak może być inaczej, jeśli zgłaszają się do mnie przedsiębiorcy, którzy mówią wprost: nie chcemy, żeby władze miasta nam specjalnie pomagały. Ale przede wszystkim niech nie przeszkadzają! Tarnów nie może być tylko Polskim Biegunem Ciepła. Powinien być polskim biegunem przedsiębiorczości. Wiem, że jest to naprawdę możliwe i wiem jak do tego doprowadzić.
No to ładnie pan zaczął kampanię wyborczą. To jaki mamy w tej chwili punkt wyjścia i atuty?
Na pewno nie taki, że jesteśmy biegunem ciepła! Jak już wspomniałem mamy unikatowe położenie. Wielu widzi w tym problem dla Tarnowa, a ja dostrzegam szansę.
To proszę oznakować zjazdy z autostrady, bo wielu kierowców jadących od strony Krakowa nie wie, że mija Tarnów.
To na pewno konieczne. Ale mówiąc o naszym potencjale, mamy przedsiębiorców, którzy chcą inwestować w Tarnowie i rozwijać swoje biznesy, ale natrafiają na bariery administracyjne czy mur niezrozumienia. Mamy Fabrykę Przyszłości, młodych, kreatywnych ludzi skupionych w Projekcie Tarnów, Tarnowskiej Lidze Debatanckiej czy Aspirantów. Oni mają pomysł na miasto i widzą w nim swoją obecność, ale niemal na każdym kroku pojawia się „szklany sufit”. Wielu tarnowian pełni ważne funkcje w administracji państwowej czy nawet europejskiej, ale nikt nawet nie próbuje tego wykorzystać dla Tarnowa.
Jako polityk bije się pan w tym momencie we własne piersi.
Akurat staram się wykorzystać dla Tarnowa fakt bycia szefem gabinetu politycznego wicepremiera Jarosława Gowina. Udało się pozyskać niemało pieniędzy dla kilku inicjatyw lokalnych. Ale z przykrością też stwierdzam fakt, że obecny włodarz miasta nie może liczyć nawet na swoich kolegów w sejmiku wojewódzkim, nie mówiąc już o Warszawie, gdzie nie ma żadnej siły przebicia.
Pan prezydent ma inne sprawy na głowie. Być może będzie się procesował z byłym pracownikiem magistratu - Dawidem Solakiem.
Działania prezydenta Ciepieli w wielu kwestiach są dla mnie niezrozumiałe. Panuje przekonanie, że prezydent boi się rozmawiać z ludźmi. Jako mieszkaniec Tarnowa, płacący w tym mieście podatki i w tym sensie zatrudniający prezydenta, oczekiwałbym, żeby połowę tego czasu, który poświęca na spory personalne, wykorzystał na ściąganie do miasta inwestorów.
Czy Tarnów doczeka się akademii, czy też jest to pomysł, który poszedł w zapomnienie?
Od dawna próbuję odwrócić myślenie wielu w tym zakresie. Nie jest ważne, czy największy ośrodek kształcący studentów w naszym regionie nazwiemy akademią, uniwersytetem czy PWSZ. Zmiana nazwy czy nawet statusu to drugorzędna sprawa. Jeśli ktoś myśli, że poprzez jej dokonanie staniemy się lepszym ośrodkiem akademickim, to się bardzo myli. Kluczem do sukcesu jest robienie w Tarnowie najlepszej w Polsce uczelni zawodowej, kształcącej pod potrzeby naszego rynku pracy. Powinniśmy postawić na realną współpracę nauki i biznesu.
I dorobić się własnej kadry naukowej, a nie bazować tylko na profesorach krakowskich?
To rzeczywiście podstawa. A skoro mówimy już o naszej PWSZ. Tego typu uczelnie znajdą swoją silną pozycję w ramach nowej ustawy. Ważne jest też budowanie dobrego otoczenia i integrowanie studentów. A już niebawem właśnie w Tarnowie odbędzie się ogólnopolskie forum samorządów studenckich wszystkich PWSZ z udziałem wicepremiera Jarosława Gowina. To duży sukces tarnowskich studentów, którzy jak tylko dostaną niewielkie wsparcie, potrafią budować zgrane środowisko. a
Grzegorz Kądzielawski
Pochodzi z Radłowa, ma 32 lata. Ukończył wydział prawa i administracji na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Obecnie pracuje jako szef gabinetu wicepremiera i ministra nauki i szkolnictwa wyższego Jarosława Gowina. Wcześniej był dyrektorem biura senatora Kazimierza Wiatra i posła Jacka Pilcha. Prowadził też zajęcia na tarnowskiej Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej oraz Uczelni Łazarskiego w Warszawie.
Jest radnym Sejmiku Województwa Małopolskiego. Przewodniczy Komisji Innowacji i Nowoczesnych Technologii. Pracuje także w komisjach: Kultury oraz Edukacji, Kultury Fizycznej i Sportu. W latach 2006-2014 był radnym zaś od 2010 do 2013 - wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej w Tarnowie (win)