Ludzie, którzy się boją są łatwiej sterowalni
Zaufanie przestało być kategorią, w oparciu o którą cokolwiek dziś weryfikujemy. Dziś ważniejsze są emocje. Tak naprawdę nie pokonaliśmy ewolucji i wciąż jesteśmy przystosowani do życia w zagrożeniu, niebezpieczeństwie, musimy szybko podejmować decyzje. I to ścieżkami, które dobrze znamy - mówi Katarzyna Górkiewicz.
Kłamiemy chyba od zawsze...
Oj, to nasze podstawowe narzędzie w strategii przetrwania.
Czym się różni kłamstwo w internecie od tego w rzeczywistym życiu?
To nawet nie chodzi o to, że się różni. Internet dał kłamstwu nowe narzędzie i przede wszystkim - nową skalę i nowy zasięg. W tym sensie stało się ono groźniejsze - bo stało się narzędziem, które może mieć potężne wpływy. Znacznie potężniejsze niż kiedy kłamiemy w bezpośrednich kontaktach z ludźmi.
I dzięki internetowi dostało też nową nazwę: fake-news.
I ta nazwa jest teraz używana tak bardzo chętnie przez różne media, również społecznościowe. Ale mało kto próbuje zdefiniować, co to tak naprawdę znaczy, a co nie znaczy.
No właśnie o to chciałam Panią zapytać...
Zaczęłabym od tego, czym fake-newsy na pewno nie są. To na pewno nie są błędne informacje, które są potem skorygowane. Mediom zdarzają się wpadki, pomyłki - to jest zupełnie naturalne. Ale jeżeli potem jest to prostowane i korygowane - to nie jest to fake-news. Fake-newsem nie jest też informacja, która pokazuje tylko jeden punkt widzenia przez jakieś stronnicze medium. Choć często nam się tak wydaje - zwłaszcza jeśli nasz punkt widzenia jest zupełnie inny. No i to, co dla nas jest chyba najtrudniejsze do przełknięcia - fake-news to nie jest coś, z czym się nie zgadzamy, co prezentuje zupełnie inne poglądy od naszych.
To proszę jeszcze powiedzieć, czym te fake-newsy są.
Przede wszystkim to są takie wiadomości, które podają nieprawdziwe informacje. No i można tego dowieść. Po drugie - to są takie informacje, które udają, że są rzetelne. Są w taki sposób komunikowane, żeby odbiorca uwierzył w ich prawdziwość. Dlatego też na przykład informacje podawane w popularnym portalu AszDzienik nie są fake-newsami. Bo w stopce portalu jest wyraźnie napisane: wszystkie te rzeczy są zmyślone. Tutaj następuje taka zabawa intelektualna, żart.
Wróćmy do fake-newsów...
Ich istotnym elementem jest to, że są związane z jakimś konkretnym światopoglądem czy poglądami politycznymi. I kreują jakąś konkretną wizję świata. Musimy pamiętać, że każda opcja polityczna czy światopoglądowa, jakakolwiek by ona nie była, ma swoje fake-newsy. A nam się wydaje, że tylko ci, którzy myślą inaczej niż my - tworzą fake-newsy. Nie! Ci, którzy myślą tak samo jak my - też te fake-newsy tworzą. Tylko trudniej jest nam je zauważyć.
Po co powstają?
To dobre narzędzie do siania poczucia zagrożenia, lęku, niepewności. Bo ludzie, którzy się boją - są łatwiej sterowalni. Przede wszystkim fake-newsy są potężnym narzędziem posiadania wpływów, i finansowych, i politycznych. Spektakularnym przykładem była informacja o tym, że Twitter dostał ofertę sprzedaży praw do aplikacji za 31 miliardów dolarów. I to była nieprawdziwa informacja. Ale jej skutki były błyskawiczne. Bo akcje Twittera wzrosły natychmiast o 8 procent, czyli o gigantyczne pieniądze.
Inny przykład: są takie strony - ja je znajduję przede wszystkim w anglojęzycznym internecie - które całkowicie są nieprawdziwe. Udają jakiś portal informacyjny, który istnieje rzeczywiście. Ludzie wchodzą na nie - bo wystarczy, że wpiszą błędnie adres. A klikalność i liczba odwiedzin na tych stronach przekłada się na ich wartość reklamową. Informacje są nieprawdziwe, ale pieniądze za reklamę na tych stronach są jak najbardziej realne.
A jeśli chodzi o wpływy polityczne? Na czym to polega?
Na przykład: ktoś się pokusił o takie podliczenia, ile prawdziwych, a ile nieprawdziwych informacji zostało wygenerowanych wokół kampanii Donalda Trumpa. Wstrząsające są te dane. Bo prawdziwych informacji było około 7,8 miliona. Za to tych fejkowych - było więcej, bo 8,3 miliona. Więc jeżeli ta kampania była nakręcana i w dużej mierze sterowana nieprawdziwymi informacjami - to wynik tych wyborów też jest wynikiem tych działań.
Czego zwykle dotyczą te zmyślone informacje?
Czasem jest tak, że tylko jeden ich element jest fikcją, czasem zmyślone jest wszystko. A to już zmienia ich perspektywę. W kampanii Trumpa informacje dotyczyły najczęściej tego, co powiedział albo nie powiedział. On też bardzo często zmieniał zdanie, więc te przekazy nie miały szans, by być spójne. Co więcej - kiedy zarzucano mu kłamstwo i manipulację - on na to nie reagował, nie ustosunkowywał się do tego. To też zmiana w narracji politycznej. Tego wcześniej nie było. Polityk przyłapany na manipulacji bądź kłamstwie zawsze próbował się jakoś tłumaczyć. Trump w ogóle z tego zrezygnował. Zupełnie ignoruje takie pytania. I robi to skutecznie. Bo okazuje się, że nikt nie potrafi przyprzeć go do muru.
Jeszcze takim innym obszarem - może z trochę niższego obszaru oddziaływania, ale też istotnym, są takie rzeczy, które dotyczą bezpośrednio naszego wizerunku w mediach. Dotarłam do takich stron internetowych, na których można na przykład za pieniądze - bo tu też jest element ekonomiczny - stworzyć profil swego chłopaka bądź dziewczyny. Można sobie wykreować wirtualną narzeczoną. Po wprowadzeniu odpowiednich danych, zdjęć, za abonament miesięczny, ten portal będzie w mediach społecznościowych generował nam aktywność w ramach tego związku. Nasi znajomi będą wiedzieli: mam dziewczynę, byłem z nią w restauracji, nad morzem...
Fake-newsy to też plotki?
Sama plotka niekoniecznie spełnia te kryteria. Ale za tym też mogą stać pieniądze. Bo wrzucenie jakiejś nieprawdziwej plotki o celebrycie powoduje większą klikalność na portalu, a to - większe wpływy z reklam. Takie rzeczy mediom po prostu się opłacają.
Opłacają? Mimo że za tym stoi utrata zaufania czytelnika?
Ja myślę, że zaufanie przestało być taką kategorią, w oparciu o którą my cokolwiek dziś weryfikujemy. Dziś weryfikujemy wszystko w oparciu o emocje. I fake-news działa właśnie w takim kluczu emocjonalnym. My tak naprawdę nie pokonaliśmy ewolucji i wciąż jesteśmy przystosowani do życia w zagrożeniu, niebezpieczeństwie, musimy szybko podejmować decyzje. I to podejmować te decyzje ścieżkami, które dobrze znamy. Bo to jest dla nas jedyna skuteczna strategia przetrwania. Więc fake-newsy opierają się właśnie na tym, że my działamy bardzo szybko, nie poddajemy niczego weryfikacji i nie sprawdzamy, skąd się ta wiadomość wzięła, czy ona na pewno ma szansę być prawdziwą. Tylko jeżeli emocjonalnie się z nią zgadzamy - to to jest kryterium, które nam wystarcza. I to wcale nie jest tak, że media wrzucając te fake-newsy, obniżają jakoś znacząco zaufanie do siebie. Zaufanie rządzi się zupełnie innymi, mniej racjonalnym kryteriami.
I pozwalamy w ten sposób, by fake-newsy wpływały na nasz świat...
Wpływają ewidentnie. Wpływają na rynki finansowe, na politykę i przede wszystkim na nastroje społeczne. Na przykład jest udowodnione, że Rosja zatrudnia całe rzesze ludzi, którzy generują ruch w internecie i kształtują opinie. Poza tym w mediach społecznościowych czy na forach internetowych, gdzie jesteśmy nie tylko odbiorcami, ale też nadawcami informacji, możemy zwykle bezkarnie kogoś obrażać, szkalować. Rzadko spotykają nas za to jakieś konsekwencje. Więc dochodzimy do wniosku, że można nam jeszcze więcej i więcej. Była taka historia w Stanach, gdy ktoś wrzucił fake-newsa, że w jakiejś restauracji przetrzymywano jakieś dzieci - ofiary przemocy. I przyszedł do tej restauracji jakiś człowiek z bronią, urządził strzelaninę - choć nic się w tej restauracji tak naprawdę złego nie działo.
Był też wygenerowany przez Trumpa fejk dotyczący emigrantów szwedzkich i zamieszek, które się rzekomo miały w Szwecji wydarzyć. One się nie wydarzyły. Ale to w mediach na całym świecie wygenerowało zamieszanie. No i nie obyło się bez politycznego zamieszania.
Więc tak - fake-newsy są narzędziem oddziaływania na wielu poziomach, w mikro i makroskali. I zdecydowanie jest to narzędzie wpływania na ludzi i na świat.
I każdy właściwie może takiego fake-newsa stworzyć...
Dziś prawie każdy z nas ma konto w mediach społecznościowych. A z badań wynika, że 40 proc. Amerykanów podstawowe informacje o świecie czerpie właśnie z Facebooka. W Polsce podobne badania były robione tylko na kobietach: spośród nich to samo zadeklarowało 25 proc. Tylko że będąc na Facebooku my nie tylko jesteśmy odbiorcami tych informacji, ale też jesteśmy ich twórcami. Ta rola tworzenia informacji już nie jest tylko zawężona do dziennikarzy, których jakaś etyka zawodowa obowiązuje. Dziś wszyscy jesteśmy twórcami mediów. Ale jednocześnie nie zdajemy sobie sprawy, jaka odpowiedzialność za tym stoi.
Jakimi fake-newsami żyła ostatnio Polska?
Na pewno można wspomnieć o szumie związanym z wypadkiem premier Beaty Szydło. Jednego fake-newsa wypuściła telewizja publiczna: w programie komputerowym zmieniono linie na jezdni i tym samym inna była interpretacja przyczyn tego wypadku i winnych temu wypadkowi. To była ewidentna manipulacja nastawiona na to, żeby odbiorca zrozumiał to zupełnie inaczej niż gdyby przedstawić prawdę.
I druga sprawa z tym związana: w reakcji na tę sytuację i współczucia dla tego młodego człowieka, który był oskarżony o spowodowanie tego wypadku, rozpoczęto w internecie zbiórkę na nowy samochód dla niego. Rozpoczął ją konkretny człowiek - który ujawnił swoje imię i nazwisko. A potem poszedł taki fake-news, że zabrał te pieniądze i zniknął z nimi. To była nieprawda. Ale to znowu czyjś pomysł, żeby zdyskredytować tego człowieka i cały ten pomysł.
Pani podobno wie, jak rozpoznać prawdziwą informację... Uczyła Pani nawet tego ostatnio w Białymstoku na spotkaniu Tech-Klubu.
Myślę, że każdy z nas powinien próbować się bronić. Po pierwsze - czytajmy nie tylko nagłówki i leady wiadomości. Często przeczytawszy taką krótką zajawkę wydaje się nam, że już wiemy, o co chodzi. A ona często jest już pisana nie przez autora tekstu, tylko przez zupełnie kogoś innego, kto chce się dostosować do trendów internetu. Dlatego nagłówki często mogą być mylące bądź wręcz manipulujące.
Na co jeszcze powinniśmy zwracać uwagę?
Czy ten komunikat, który czytamy, jest pisany emocjonalnym językiem, który może nami manipulować. Uważajmy więc na zalew przymiotników, eskalację opisów. Jeżeli dziennikarz to tak emocjonalnie opisuje, to chce, aby na nas też to tak bardzo oddziaływało. Trzecia rzecz - to koniecznie musimy pamiętać o tym, że fake-newsy powstają po wszystkich stronach wszystkich barykad. I że ci, którzy myślą podobnie jak my - również mogą tworzyć te fake-newsy. Dlatego musimy być bardzo wyczuleni na własną stronniczość. To, że coś nam się wydaje - wcale nie znaczy, że tak jest. I dlatego warto w sobie taką czujność wytworzyć.
Jeśli zaś chcielibyśmy prawdziwość jakiejś informacji sprawdzić bardzo dogłębnie - to pobawmy się w prokuratora, który sprawdza świadka. Sprawdźmy, czy ten świadek jest wiarygodny. Więc sprawdźmy przede wszystkim wszystkie źródła. Jeżeli wiadomość nie posiada nazwiska autora - to też już nas powinno zaalarmować. Jeśli jest jakieś nazwisko przytoczone w tekście - sprawdźmy, co to za człowiek. Po prostu wrzućmy to nazwisko w wyszukiwarkę i sprawdźmy, co nam internet wyrzuci.
Jeśli już wiemy, kim jest autor - zastanówmy się, czy on miał skąd mieć tę wiedzę. Jeśli na przykład jest podróżnikiem, był w jakimś konkretnym kraju i w tym newsie się na to powołuje - to to go uwiarygodnia.
Następna rzecz, którą warto sprawdzić to to, czy nam się zgadza czas i data. Ja jestem na to szczególnie wyczulona - szczególnie gdy szukam jakichś archiwalnych informacji i znajduję wpisy w internecie, ale one nie mają daty publikacji. Tak samo jest z miejscem - jeśli jest opisane jakieś wydarzenie, to musi być w konkretnym miejscu. Bo jeśli ono jest - to można je przecież sprawdzić. Wróćmy do tego wypadku pani premier w Oświęcimiu - są przecież takie narzędzia jak mapy Google, które nam pokażą, jak tam jest zorganizowany ruch drogowy. Można się wybrać na taki wirtualny spacer i zweryfikować, czy to miejsce opisywane przez autora rzeczywiście istnieje i czy rzeczywiście wygląda tak, ja je opisano. Sprawdźmy też, czy informacja na ten temat pojawiła się gdzieś indziej. I czym się różni.
Proszę jeszcze powiedzieć o zdjęciach...
Fake-newsy często są oparte na wiadomościach graficznych - bo my takie wiadomości o wiele chętniej oglądamy. Ale z kolei zdjęcia też możemy próbować weryfikować: czy ono zostało już wcześniej użyte, czy zostało zrobione przez autora czy jest współpracownika, czy też wzięte z jakiegoś stocka. Konkretne zdjęcie możemy wrzucić w specjalną wyszukiwarkę w internecie, która nam zweryfikuje, czy to zdjęcie się już gdzieś wcześniej w internecie pojawiło. No i dzięki temu też możemy się wiele dowiedzieć.
Sprawdźmy też, czy zgadza się pora dnia, pora roku. Włączmy czujność. Ale pamiętajmy też, że dziś zdjęcia i filmy łatwo jest za pomocą programów graficznych zmieniać - żeby nimi manipulować.
Strasznie skomplikowane to sprawdzanie.
No tak. Ale też przecież nie każdą informację musimy aż tak bardzo weryfikować. Weryfikacja jest potrzebna przy tych wiadomościach, które mają dla nas autentyczne znaczenie i które są nam do czegoś potrzebne.
Katarzyna Górkiewicz
trenerka i autorka materiałów edukacyjnych. Członkini prezydium Komisji Dialogu Społecznego ds. Edukacji m. st. Warszawy oraz członkini Rady Programowej Warszawskiego Programu Edukacji Kulturalnej. Od dziesięciu lat współpracuje z organizacjami pozarządowymi i instytucjami kultury, angażując się w projekty edukacyjne. Od 2014 roku w Centrum Edukacji Obywatelskiej koordynuje projekty badawcze i edukacyjne, specjalizując się w tematyce środowisk uczenia (się). Obecnie także w Fundacji Szkoła z Klasą rozwija działania z tego zakresu. Realizuje projekty z pogranicza edukacji i nauk przyrodniczych. Interesuje się nowymi metodami nauczania, prowadzi warsztaty dla dorosłych, dzieci i młodzieży. Korzysta z elementów pracy metodą odkrywania naukowego (inquiry-based learning) i metody design-thinking (projektowania myślenia). Opracowuje autorskie kursy i programy szkoleń, jest autorką licznych publikacji dla nauczycieli i materiałów edukacyjnych.