Ach ten Kraków przełomu XIX i XX wieku! Kraków Młodej Polski, Kraków rojący się od niezwykłych postaci. A wśród nich Lucjan Rydel. Nie tak wielki jak Wyspiański, nie tak znakomity jak Włodzimierz Tetmajer, nie tak znany jak Boy-Żeleński, ale jednak ogromnie charakterystyczny dla tych czasów. No i gdyby nie jego wesele po ślubie z Jadwigą Mikołajczykówną, nie byłoby „Wesela”. On sam nawet w dramacie Wyspiańskiego, prezentuje się nieco śmiesznie (chociażby zapewniając, iż nie nosi gatek), a co dopiero w życiu codziennym! Rydel to postać komiczna. No, może przynajmniej wywołująca dobroduszne uśmiechy...
Jan Skotnicki, uczestnik bronowickiego wesela, pisał w swych wspomnieniach: „Pan młody starał się być między chłopami bardziej chłopski niż oni sami. Tańczył w sukmanie białej z czerwonymi wyłogami, w spodniach w czerwone paski wpuszczonych w cholewy, na głowie kita pawich piór zatknięta w czerwoną krakuskę, przy tym na nosie binokle. Wyglądało to nieco operetkowo.
Patrząc na Rydla zapytałem Tetmajera, czy też był na swym ślubie ubrany po chłopsku. »Mój kochany, ślub to ważny krok w życiu« - odparł - gdzieżbym ze ślubu maskaradę robił?”.
W Krakowie nigdy nie brakowało dziwaków. Wincenty Lutosławski, usunięty z uniwersytetu za - powiedzmy - nadmiar ekstrawagancji, wykładał na Błoniach grecką filozofię, ubrany w strój góralski. Na wykłady przychodziły tłumy, podobnie jak tłumy waliły na targ, by zobaczyć Rydla asystującego żonie sprzedającej truskawki.
Wyobraźmy sobie tę scenę: Lucjan Rydel w czerni wizytowego stroju (właśnie skończył wykład), przycupnięty na niskim stołeczku, obok pani Jadwiga w pełnej krasie krakowskiego stroju. I jeszcze w koszykach stosy czerwonych, pachnących owoców. Jednak nie to było najdziwniejsze, ale bezbrzeżna naiwność autora „Zaczarowanego koła” (niektórzy mówili „Zanudzone koło”), który wyznał Skotnickiemu: „Proszę was, ta Jadzia to fenomenalna gospodyni! Nie przypuszczałem, że ma takie zdolności handlowe. W godzinę potrafiła na Rynku sprzedać truskawki, i to po najwyższej cenie”. Do głowy mu nie wpadło, że nie o truskawki chodziło, ale o sensację - pan Rydel i jego chłopska żona handlują na targu!
Bronowiccy chłopi nie przepadali za Rydlem, oceniali go surowo. Żona Tetmajera, siostra Panny Młodej z „Wesela”, tak podsumowała dyskusję nad wierszem „Do mojej przyszłej żony”, zamieszczonym w „Czasie”: „Czy to dobre wiersze, czy złe, nie wiem, ale wiem, że Lucek o wiele lepiej by zrobił, gdyby tę miłość zachował dla Jadzi, a nie sprzedawał ją za pieniądze do gazet”.
Patrzono na Rydla jak na dziwoląga, lekceważono go, no bo czy poważny człowiek, w miarę zamożny i w dodatku miastowy, chodzi boso? A Lucjan chodził, ponieważ sądził, że w ten sposób staje się bardziej chłopski. Nie znając wiejskiej obyczajowości, popełniał grube błędy. Ba, udało mu się obrazić Czepca, t e g o Czepca. W miejscowej karczmie Singera stawiał wódkę chłopskiej starszyźnie. Jedną, drugą, trzecią kolejkę.
Wtedy Czepiec rozkazał Pepce, przyszłej Racheli: „Żydówko, wszystkim, jak się patrzy!” Popijawa trwała długo, w końcu przyszło do płacenia, a wtedy Rydel, sądząc, że jego hojność spodoba się chłopom, po cichutku wręczył pieniądze karczmarce. I zaczęło się! Ryk wściekłego Czepca, obraza śmiertelna. Kto ośmielił się płacić za wódki zamówione przez takiego gospodarza!
Konflikt udało się zażegnać, zwalając winę na Pepę-Rachelę (od tego są Żydzi, aby zwalać na nich winę). A Rydla, z racji jego gadatliwości, zwano „wielomownym”. Tetmajera w Bronowicach nazywano „wielmożnym”.
WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 13. "Cymbergaj"
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto