Lubartowska żyła według rytmu fabryki
Wilhelm Hess chciał układać sobie życie w Kijowie i tam robić intratne interesy. Do przerwania podróży już w Lublinie zmusiła go choroba córki. Został na dłużej.
Zacznijmy od momentu, w którym imperium Hessów było już przeszłością. Jest 1934 rok, Karol Hess, syn Wilhelma, pisze desperacki list do wojewody. Największa niegdyś w Polsce fabryka wag z siedzibą przy ulicy Lubartowskiej była wtedy już przejęta przez Miejskie Towarzystwo Kredytowe. Bo właściciele zakładu nie byli w stanie oddać pożyczki, zaciągniętej w 1927 roku na rozbudowę. Na konieczność spłacania wcale nie najniższych odsetek nałożył się gospodarczy kryzys lat 30. - przynajmniej tak w swoim liście tłumaczy się syn znanego lubelskiego fabrykanta. Zaczął tak: „W r. 1879 ojciec mój ś.p. Wilhelm Hess założył w Lublinie skromny warsztat wagarski, który - dzięki niestrudzonej pracy, ogromnym staraniom założyciela oraz poparciu ze strony czynników miarodajnych rządu zaborczego, wynikającego ze zrozumienia ekonomicznych korzyści, płynących z tej placówki - rozwinął się do wymiarów potężnej fabryki, dającej byt setkom, a nawet pośrednio tysiącom osób” (dokument ze zbiorów APL).
„Dosyć już tej zabawy z fabryką Hessa”
Nie pomogło zamknięcie warsztatów w 1931 r., rok później dług sięgał 67 tys. zł. Wierzyciel nie zgodził się na spłaty w ratach, począwszy od 3 tys. zł. Przemysłowcy mieli od razu uiścić minimum 30 tysięcy.
Karol Hess pisze, że najbardziej nieprzejednany w trakcie negocjacji był niejaki Lucht, członek zarządu Miejskiego Towarzystwa Kredytowego i właściciel garbarni. Lucht miał nawet powiedzieć: „Dosyć już tej zabawy z fabryką Hessa, Towarzystwo na sprzedaży samych tylko maszyn fabryki na szmelc, powetuje sobie straty na przejętych już przez się nieruchomościach”.
Licytacja odbyła się 10 stycznia 1933 roku, a zarząd fabryki dostał 8 dni na wyprowadzkę. Gdy poprzedni właściciele chcieli wywieźć maszyny, w zakładzie zjawił się przodownik policji, tłumacząc: to wszystko jest teraz własnością Miejskiego Towarzystwa Kredytowego i ma zostać na miejscu. Na znak protestu robotnicy zgromadzili się przy warsztatach, oświadczając komornikowi, że „nie dopuszczą do zamknięcia fabryki, która przez 50 lat była ich żywicielką”. Nie pomogło.
Karol Hess w piśmie do wojewody opisuje jeszcze jeden pikantny szczegół, związany z likwidacją fabryki. O tym, jak wspomniany już Lucht zjawił się na Lubartowskiej w niedzielę, pod osłoną nocy i w towarzystwie ślusarza. Po to, aby pozamykać fabryczne pomieszczenia na kłódkę.
Karol Hess próbował nawiązać do osiągnięć ojca, otwierając zakład naprawy wag przy ulicy Rusałka, a później w części fabrycznych pomieszczeń przy Lubartowskiej. W 1938 roku jego firmę przejęli jednak Krzykowscy, producenci wag z Warszawy. Róża Fiszman-Sznajdman, która przed wojną sama mieszkała na Lubartowskiej, zapamiętała, że po zamknięciu wytwórni wag, część opuszczonych pomieszczeń zajęła fabryka muchołapek „Bengal”.
Zaczęło się od kuźni i stolarni
Cofnijmy się teraz do czasu, kiedy Wilhelm Hess był jednym z najbogatszych mieszkańców Lublina. Jego fabryka powstawała sukcesywnie od lat 80. XIX wieku. Hess wykupywał kolejne działki, jednocześnie dobudowując fabryczne budynki. Wszystko zaczęło się od kuźni i i stolarni, a gdy miał już nieruchomości po obu stronach ul. Lubartowskiej, połączył je wiaduktem. Złoty okres Fabryki Wag Wilhelma Hessa to lata 1910 - 1913, zakład wpisywał się w rząd wielkich lubelskich fabryk przełomu XIX i XX wieku. Trudnym okresem był czas I wojny, ciosem okazał się pożar z 1919 roku, mimo to zakład istniał nadal. Wilhelm Hess, założyciel fabryki, nie doczekał na szczęście jego likwidacji.
Do naszych czasów przetrwała tylko część fabrycznych zabudowań - to głównie ciąg kamienic zbudowanych od frontu ulicy Lubartowskiej oraz dawny pawilon wystawowy. Obecne numery nieruchomości to: 56 - 62 oraz 75a / 77. Dziś budynki te mają różnych właścicieli, na pierwszy rzut oka trudno się domyśleć industrialnej przeszłości tych zabudowań.
Nic nie przypomina o ich wielkości. A przecież Czech Wilhelm Hess do wszystkiego doszedł sam. Zaczęło się od tego, że wyjechał za chlebem do Stanów Zjednoczonych. Pilnie zbierał katalogi zakładu wag, w którym pracował, sporządzał też rysunki kolejnych modeli tych urządzeń. Nic więc dziwnego, że w „Cenniku ilustrowanym fabryki” z 1909 roku Hess reklamował się tak: „Wagi mej fabryki nie tylko w niczem nie ustępują oryginalnym wagom amerykańskim, lecz przewyższają je dobrocią i doskonalszą konstrukcyą”.
Dlaczego Fabryka Wag Wilhelma Hessa powstała właśnie w Lublinie? O tym zdecydował przypadek. Hessowie byli w drodze do Kijowa, wysiedli w Lublinie, ponieważ zachorowała im córka.
Fantastyczny opis fabryki Hessa znajdziemy we wspomnieniach „Mój Lublin” autorstwa lublinianki Róży Fiszman-Sznajd-man. Warto przytoczyć w tym miejscu fragment: „Zegar z wieży fabrycznej odmierzał czas całej okolicy i wyznaczał jej rytm. Syrena fabryczna natomiast kierowała dniem mieszkańców”. Dalej Fiszman-Sznajdman pisała też, że „Hessa znała cała ulica. Często można go było widzieć jadącego bryczką w towarzystwie swojej jasnowłosej córki. Hess nie był ślepy na sprawy społeczne. „Funkcjonowała tam kasa oszczędnościowo-kredytowa, straż pożarna, stołówka czy tani sklep. Okoliczni mieszkańcy mogli też korzystać z zakładowej infrastruktury” - tak z kolei pisze o tej fabryce dr inż. Krystyna Schabowska z Politechniki Lubelskiej.
Jedyny taki witraż w Lublinie
Nie ma już wieży z zegarem fabrycznym, który odmierzał czas ulicy Lubartowskiej. Wiemy jak wyglądała, bo w Archiwum Państwowym w Lublinie zachował się rysunek techniczny z 1902 roku, przedstawiający elewację kamienicy przy Lubartowskiej 58. - Marzy mi się, żeby udało się zrekonstruować wieżyczkę, która była nad naszym głównym wejściem. Może przy planowanym remoncie dachu? - zastanawia się dr n. med. Beata Petkowicz, szefowa Zespołu Poradni Stomatologicznych nr 2, działającego przy ulicy Lubartowskiej 58. - Tu, gdzie teraz jesteśmy, pracował zarząd fabryki Hessa. W trakcie II wojny światowej budynek został uszkodzony, na wieżyczkę spadła bomba - dodaje Beata Petkowicz.
W 1950 roku w tej części pofabrycznych zabudowań Hessa swoje miejsce znalazła Katedra Stomatologii, najpierw działająca przy Wydziale Lekarskim UMCS, a potem w ramach Akademii Medycznej.
- Na Lubartowskiej były wtedy jeszcze kocie łby, kilka budynków w ciągu ulicy nosiło ślady wojennych zniszczeń. Nasz był wypalony, zostały tylko zewnętrzne mury. Młodzież akademicka pomagała przy odgruzowywaniu - wspomina prof. Grażyna Jarząb, córka prof. Józefa Jarząba, ojca lubelskiej stomatologii.
W czasie powojennego remontu przy ulicy Lubartowskiej 58 została wykonana klatka schodowa w modernistycznym stylu. Jej ozdobą jest też witraż przedstawiający chłopca myjącego zęby. Praca wyszła z krakowskiego warsztatu Ryszarda Ryniewicza.
- Tata sam go zamówił, bo podobały mu się takie witraże w Krakowie - mówi prof. Grażyna Jarząb. W Lublinie to jedyny taki witraż. - Wyjątkowy, bo powstał nie dla kościoła, ale budynku użyteczności publicznej - podkreśla Hubert Mącik, miejski konserwator zabytków. I dodaje: - Zespół Fabryki Wag Hessa nie zachował się w całości, ale jest cenny ze względu na wartości historyczne.
Na ile będziemy pamiętać o spuściźnie Hessa? Dr inż. Krystyna Schabowska przygotowuje na stronę biblioteki Politechniki Lubelskiej prezentację wag produkowanych w Lublinie. Fabryka z Lubartowskiej znajdzie w niej swoje miejsce.
***
Wykład o Fabryce Wag Hessa
28 i 29 października w lubelskim ratuszu przy placu Łokietka odbędzie się otwarte seminarium naukowe „Przemysłowcy Lublina a ewangelicki ethos pracy”. Wykład dr inż. Krystyny Schabowskiej „Lubelska Fabryka Wag i Wilhelm Hess” odbędzie się w sobotę (29 października), w bloku zaplanowanym od godz. 10 do 12