Lorenzo Micelli: Nie da się zmienić drużyny w trzy dni
- Uważam, że mamy szanse awansować do najlepszej czwórki, a może nawet powalczyć o medal – mówi Lorenzo Micelli, nowy trener siatkarek Developresu Rzeszów.
Pięknie się pana przygoda z Developresem zaczyna. W debiucie wygrywa pan 3:0 z PTPS-em Piła...
To prawda mecz był bardzo fajny dla nas. Piła nie grała dziś źle, przegrała, bo Rzeszów zagrał bardzo dobrze. Dziewczyny wykonały to, co im powiedziałem. Nie mogłem oczywiście zmienić zespołu w trzy dni, mówiłem im o tym, zwycięstwo jest zasługą tego, co zrobiły dotychczas. Zawodniczki są dobrze przygotowane, szanuję to wszystko, co zostało wykonane zanim tu trafiłem. Zwycięstwo w meczu z Piłą jest w stu procentach zasługą drużyny, nie moją. Mogłem im pomóc, jeśli chodzi o taktykę i tak będzie przez najbliższy miesiąc. Za trzy miesiące będę mógł powiedzieć: OK jesteście moimi zawodniczkami.
Rozumiem, że jest pan zadowolony z poziomu, jaki prezentuje zespół?
Tak. Dziewczyny w tym meczu pokazały, że jest w nich potencjał, ale musimy pamiętać, że to tylko jeden mecz. Swoje umiejętności trzeba potwierdzać cały czas, a dodatkowo podnosić swój poziom. Bardzo ważna w tym wszystkim jest mentalność, podejście do swoich zadań. Myślę, że mogę im pomóc w tym, by stały się jeszcze lepszymi zawodniczkami. Muszą tylko chcieć i wierzyć w to, że ich stać.
Zna pan Orlen Ligę, trenował pan przez dwa lata drużynę z Sopotu. Na którym miejscu może się znaleźć Developres na koniec sezonu z tym potencjałem, który posiada?
Patrząc z zewnątrz, mogę powiedzieć, że Rzeszów jest zespołem, który powinien być na miejscach 4-6. Oczywiście, jeśli uda się w zdrowiu dokończyć sezon, bo jak wiemy kontuzje to wielki problem dla każdego. Zawsze też mówię, jeśli jesteś w pełnej dyspozycji, to dużą role odgrywa twoja głowa. Nawet jak jesteś krok za innym zespołem, jeśli chodzi o poziom techniczny, ale walczysz codziennie na treningu, w czasie meczu, to możesz dokonać pewnego cudu. Uważam, że mamy szanse awansować do najlepszej czwórki, a może nawet powalczyć o medal. Dla dziewczyn i klubu jest to wielkie marzenie.
Z Klaudią Kaczorowską i Anną Kaczmar pracował pan w Sopocie. Dzięki temu łatwiej jest panu teraz?
Oczywiście. Pewne rzeczy jest łatwiej zrobić. Łatwiej wytłumaczyć im moją filozofię, a raczej przypomnieć ją. One pomagają mi też w kontakcie z resztą zespołu. Komunikacja jest bardzo ważna, dzieli nas przecież bariera językowa, czasem bywa z tym problem. Dodatkowo trzeba wiedzieć, że te zawodniczki to świetne siatkarki, grają w Orlen Lidze, a to coś znaczy. Inna sprawa, to jeśli ktoś ze mną już pracował, zna mnie. Wie, kiedy jestem zły, a kiedy nie.
Czy z pozostałymi dziewczynami spotkał się pan w przeszłości?
Znam je wszystkie, bo tak jak wspomnieliśmy, pracowałem w Polsce dwa lata. Grałem przeciwko nim. Nie mam pełnej wiedzy o nich, ale ma pewne przeczucia.
Ma pan niewiele czasu by dobrze poznać zespół, bo mecz goni mecz...
To prawda, każdą wolną chwilę poświęcam, by dowiedzieć się jakie są. Uważnie przeglądam wideo, na treningu staram się dokładnie obserwować ich zachowanie, zaangażowanie. Na pewno to, że pracowałem w Polsce jest plusem, ale ostatnio byłem w lidze włoskiej, tam są inne zawodniczki, jest inaczej.
Cieszy się pan z powrotu do Polski?
Dlaczego nie. Tu jest bardzo dobra atmosfera, jeśli chodzi o siatkówkę, a ja lubię trafiać tam, gdzie jest jakiś pomysł, gdzie ludzie, którzy kochają ten sport, gdzie ciężko pracują i mają pasję. Jestem szczęściarzem, że pracuję w siatkówce i mogę być w tym miejscu.
Jest pan w Rzeszowie od kilku dni. Podoba się?
Nie wiem, bo na razie to tylko pracowałem, a w nocy staram się odpocząć. Dużo rozmawiam z dziewczynami, poznaję je, co dotychczas robiły, jak to jest wszystko zorganizowane, co ja mam tu robić. Mam swoje pomysły jak to wszystko ma wyglądać teraz. Najpierw jednak musimy się wspólnie poznać.
Spacer po mieście był?
Na pewno to zrobię, zawsze gdzie trafiam, staram się poznać miejsce gdzie mieszkam, poznać ludzi, historię miasta, kulturę. Ostatnie dni jednak pracowałem od 9 rano do 9 wieczorem.
Ostatnie dni były trudne, jeśli chodzi o klub, jego wizerunek ucierpiał. Co pan mówił dziewczynom, by skupiły się tylko na meczu...
One są profesjonalistkami. Powiedziałem, że musimy zrozumieć decyzję klubu. Zarząd wyjaśnił to dziewczynom, nie zostawił z tym problemem mnie. Dziewczyny na pewno czują to w środku, ale podeszły do tego bardzo profesjonalnie, uszanowały decyzję klubu. Jeśli chodzi o mnie? Klub się ze mną skontaktował, poprosił o pomoc na tę część sezonu, bo mają problem zdrowotny z trenerem. Mi to pasowało, bo w tym momencie czekałem na propozycje.
Wie pan jednak, co się tu stało?
Tak. Rozumiem ludzkie problemy, ale w naszej pracy jest to normalne. Miesiąc temu, ja musiałem odejść z klubu, w który włożyłem masę pracy, teraz dotyka to kogoś innego. Przykro mi, że stało się to w takich okolicznościach. Wiem, co się dzieje wewnątrz głowy trenera, znam to uczucie. Ale nic nie mogę powiedzieć w tej sprawie. Moja praca na pewno nie będzie łatwa, muszę się zgodzić z decyzją klubu, oni są teraz moimi szefami. Jeśli pomyślą, że należy coś zmienić, może za dwa, trzy miesiące stać się to samo ze mną, bo coś nie będzie działać dobrze. Jeśli zostajesz trenerem musisz się z tym liczyć. Jednego dnia jest wspaniale, drugiego nie.