Łódzka specjalność gorseciarska? Coś na duże biusty
Muszą być mocne i stabilne, a jednocześnie delikatne i uwodzicielskie. Zbudowanie stanika nie jest proste. Ale w regionie łódzkim to się udaje. Jesteśmy bowiem potentatem bieliźniarskim. Staniki i majtki szyje w regionie łódzkim prawie czterysta firm. Mamy wiedzę, materiały, czasem brakuje tylko wykwalifikowanych szwaczek...
Łódzkie zagłębie bieliźniarskie jest słynne nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Szyciem bielizny zajmuje się prawie 400 firm w regionie. Coraz częściej robią to pod własną marką.
Marka z tradycjami
Potentatem łódzkiego rynku bieliźniarskiego jest Gorsenia. To jedna ze starszych marek. Już w końcu lat 50. polskie kobiety nosiły staniki szyte w regionie łódzkim przez Spółdzielnię Pracy Gorsenia. W szczytowym okresie spółdzielnia zatrudniała około 150 osób. W Żychlinie, Konstantynowie, Krośniewicach, Łasku powstawały bieliźniane konstrukcje w tradycyjnych kolorach: białym, beżowym i czarnym.
Spółdzielnia nie przetrwała zawirowań transformacji. W 1997 roku została objęta procedurą likwidacji. Ale marka Gorsenia została kupiona i ocalona przez prywatną firmę. Wraz z marką firma przejęła część pracowników i wypracowanego przez Gorsenię know-how.
Wkrótce Gorsenia zaczęła się specjalizować w stanikach na duże biusty.
- Chcieliśmy się wyróżnić na rynku, opracowaliśmy więc konstrukcje, które pozwalały na tworzenie takich biustonoszy - mówi Mateusz Walczak z działu marketingu Gorsenii. - A misją właścicieli było dać kobietom w każdym rozmiarze bieliznę ładną, elegancką i wygodną - wyjaśnia.
Dlatego obecnie staniki na duże rozmiary są kolorowe, przewiewne i lekkie, bo panie z obfitym biustem też chcą się prezentować ładnie. Gorsenia szyje je w rozmiarze od A do M według polskiej rozmiarówki. To oznacza, że powstaje aż 13 różnych rozmiarów miseczek, a jeden stanik może pojawiać się nawet w kilkudziesięciu wielkościach.
Wiedza polskich kobiet o bieliźnie, jej rozmiarach, rodzajach czy właściwościach rośnie. A to przekłada się na popyt. - Jednak niektóre panie nadal nie wiedzą, że sieciówki nie zawsze zapewnią im właściwy rozmiar. Zakładają bieliznę źle dobraną, co może w przyszłości zakończyć się chorobami kręgosłupa - mówi Walczak.
Gorsenia sprzedaje w dwóch własnych sklepach w Łodzi, wysyła do sklepów w całej Polsce, a także duże partie do Europy Zachodniej: Niemiec, Holandii, Belgii, Wielkiej Brytanii. Zdobyła też tak trudne rynki jak Kanada, RPA czy Arabia Saudyjska. Sporo towaru wyjeżdża też do Rosji. Tam polskie staniki cieszyły się dobrą opinią jeszcze w czasach socjalistycznych.
- Ta renoma polskich produktów pozostała - podkreśla Walczak.
Od walizki do dużej firmy
Łódzki rynek bieliźniarski to także mniejsze firmy, które powoli zyskują uznanie na świecie. Marka Effuniak jeszcze kilkanaście lat temu mieściła się w jednej walizce, z którą właścicielka Ewa Michalak objeżdżała zloty dziewczyn z dużymi biustami. Michalak działa w tym samym segmencie bielizny co Gorsenia, szyjąc na duży i bardzo duży biust.
Ewa Michalak z wykształcenia jest konstruktorką odzieży. Tworzyła kostiumy kąpielowe i bieliznę dla dużych firm, w końcu postanowiła zacząć działalność pod swoją własną marką. Jej model biznesowy to bezpośredni kontakt z klientkami przez internet i sprzedaż online. W ten sposób sprzedaje się większość produkcji, a staniki wysyłane pocztą mogą dotrzeć nawet w najdalsze zakątki globu.
Effuniak nie inwestuje w kampanie reklamowe, nie ma też własnego salonu. Siedziba firmy to jednocześnie biuro i dział produkcyjny.
- Naszym sposobem na biznes jest marketing szeptany. Klientki polecają nas kolejnym osobom - mówi Ewa Michalak.
Jednak i ona wchodzi powoli w biznes tradycyjny. Wysyła staniki do sklepów stacjonarnych, głównie za granicę.
- Odzywają się do nas sklepy z całego świata: Stanów Zjednoczonych, Australii, a nawet Singapuru - wylicza szefowa firmy.
Od spółdzielni do własnych marek
Łódzkie jest jednym z dwóch w Polsce (poza Białostocczyzną) zagłębi bieliźniarskich. Działa tu 395 firm produkujących bieliznę, z czego w samej Łodzi 162. Większość firm z regionu to małe przedsiębiorstwa zatrudniające do 9 osób. Zaledwie 68 ma 10 i więcej pracowników, a dwie zatrudniają ponad 50 osób.
Wśród bardziej znanych jest założony w Łowiczu Kriss Line, Alles z Głowna czy łódzki Comexim. Wiele firm szyje na zlecenie, nie tworząc własnych marek. Ale inne rozwijają swoje brandy. Zwłaszcza łódzkie staniki na duże biusty są w świecie znane.
Nie bez powodu przemysł bieliźniany rozwija się właśnie w Łodzi i regionie. Jeszcze w czasach socjalistycznych działało tu wiele firm produkujących bieliznę. Tylko Spółdzielnia Gorseciarska w Głownie zatrudniała 1,8 tys. osób z Głowna i okolicy.
- Łódź zawsze była zagłębiem odzieżowym. Gorseciarstwo, produkcja bielizny w tym rejonie były bardzo silne. Tylko w czasie transformacji na jakiś czas warunki się pogorszyły. Obecnie na terenie województwa mamy dobre firmy o profilu bieliźniarskim - mówi Maria Antoniewska-Banach, prezes Gorsenii.
Potem wiele przedsiębiorstw upadło. Ratunkiem dla branży stało się szycie dla dużych, światowych marek. W ten sposób dla Triumpha szył sulejowski Motex, a w Łasku powstawały staniki dla Feliny.
Jednak łódzkie szwaczki okazały się tanie tylko na krótko. Staniki Feliny od wielu lat już nie są szyte w Polsce. Trzy lata temu Triumph zakończył współpracę z firmą Motex.
Etap szycia pod cudzą marką wiele łódzkich firm ma już dawno za sobą. Na dodatek nie tylko promują własne linie, ale i znajdują odbiorców. Wnoszą też do światowej wiedzy o stanikach zupełnie nowe spojrzenie.
Największy stanik na świecie?
Ewa Michalak przez wiele lat walczyła z problemem dopasowania rozmiaru do właścicielki. Chociaż mierzyła obwody pod biustem i w biuście, staniki nie pasowały. Wprowadziła więc do swojego sklepu tzw. trzeci wymiar, czyli obwód w biuście mierzony po nachyleniu. Jej zdaniem to właśnie działa. Michalak stworzyła też prawdopodobnie największy stanik na świecie. Uszyty został dla klientki w USA i ma polski rozmiar 70 Z...
Gorsenia wprowadziła właśnie transparentny biustonosz z profilowanymi termicznie miseczkami. Jego miski wykonane są z materiału o bardzo cienkim splocie. Dzięki temu skóra oddycha, a wyprany stanik schnie momentalnie.
Natomiast naukowcy z Politechniki Łódzkiej stworzyli model stanika, który nie uciska piersi. Na model kobiecych piersi nałożyli stanik i zbadali, gdzie najbardziej uciska. Następnie zmieniali kształt stanika tak długo, aż leżał idealnie.
Innowacyjne podejście, sprawdzone konstrukcje i ładne wzory sprawiają, że łódzkie firmy nie narzekają na brak klientek.
- Każdy stanik znajduje swojego nabywcę, zarówno mój, jak i od konkurencji - mówi Michalak.
Problem jest natomiast brak rąk do pracy. - Możliwości sprzedaży i rozwoju produkcji są bardzo duże. Ale od dawna na rynku brakuje szwaczek. Z każdym rokiem to się nasila - mówi Michalak.
Obecnie jej firma zatrudnia 25 osób.
- Spokojnie mogłabym zatrudnić kolejnych 10, wtedy produkcja odbywałaby się bardziej płynnie - mówi.
Dobra szwaczka bieliźniana w regionie łódzkim może otrzymać na rękę 2,5-3 tys. zł. Jeśli szyje na akord lub chce wyrabiać nadgodziny, to jeszcze więcej.
Jednak młodych osób wchodzących na ten segment rynku pracy nie ma.
- Po firmach krążą od lat te same osoby. Jeśli szwaczka odejdzie z jednej firmy, zatrudnia się w innej. Brakuje natomiast narybku - mówi Ewa Michalak.
Kariera szwaczki nie jest dla dziewcząt atrakcyjna. Zawód szwaczki nie jest prestiżowy, a w regionie łódzkim jego wizerunkowi dodatkowo zaszkodziły trudne lata transformacji. Najpierw kobiety pracujące w zakładach odzieżowych masowo trafiały na bezrobocie. Z trudem odnajdywały się w nowej rzeczywistości i sytuacja finansowa wielu łódzkich rodzin się pogorszyła. Potem latami pracowały za marne pieniądze w niedogrzanych szwalniach, często bez umowy o pracę.
W mającej odzieżowe tradycje Łodzi nie ma już szkoły, która przygotowywałaby do pracy w zawodzie szwaczki. Także dlatego, że brakuje kandydatek do nauki. Tymczasem w zakładzie bieliźniarskim wyuczenie szwaczki trwa nawet rok. Firmy nie chcą płacić za tak długi okres przyuczenia do zawodu ani na zmarnowane na naukę drogie materiały. I koło się zamyka.
Mateusz Walczak z Gorsenii jest przekonany, że zdobycie fachu szwaczki jest dobrą inwestycją w przyszłość.
- Praca szwaczki jest precyzyjna i bardzo zmienna. W najbliższej przeszłości nie ma możliwości, by zastąpiły ją maszyny. Tymczasem wiele innych zawodów i stanowisk wkrótce może przejść do historii - mówi. Jak podkreśla, szwaczki nie powinny już się martwić, że stracą pracę z powodu przenoszenia produkcji do Azji. Szycie w Azji nie jest już takie tanie. Pracownikom trzeba zapłacić coraz więcej - tłumaczy.
A to kolejna dobra wiadomość dla firm z Łodzi.
Jolanta Czerwińska, brafiterka ze sklepu EliLine w Łodzi:
Wybór biustonoszy jest dziś ogromny. Można je dopasować zarówno do dużych biustów, jak i do małych. Można biust zmniejszyć minimiserem lub powiększyć push-upem, można zebrać albo go podnieść.
Wiele zależy też od okazji. Do sukienek wieczorowych panie chcą mieć biust podniesiony i wyeks-ponowany, a stanik z odpinanymi lub silikonowymi ramiączkami.
Do biura biustonosz jest zupełnie inny. Wiele firm nie zgadza się, by pracownice nosiły biustonosze z koronkami, które odznaczają się pod bluzką. Dlatego do firm kobiety często wybierają staniki gładkie, bez ozdób.
Między innymi dlatego po latach mody na biustonosze barwne, wraca moda na bieliznę w tradycyjnych kolorach: białą, czarną, beżową, écru. Bardzo proste, bez dodatków koronek. Choć są też zwolenniczki odważnych kolorów: czerwonego, zielonego czy turkusowego. Wiele z nich nadal szuka kolorowej bielizny.
Sprzedaż staników jest w dużej mierze sezonowa. Najwięcej sprzedaje się ich wiosną i latem. Ramiączka wystają, panie zwracają większą uwagę na to, co noszą.