Od 2019 r. sklepy będą otwarte tylko w jedną niedzielę w miesiącu - ostatnią. Najpewniej duże zakupy zrobimy, jak teraz, przed weekendem w dyskoncie. Sieci zarabiają krocie, spożywczaki padają. Nie taka była idea zakazu. Analizujemy, jak zmiany wpłynęły na rynek.
Nie wiem, czy ten biznes się opłaca, ja w nim jestem bardziej przez zasiedzenie, od ponad 20 lat - mówi nam szczerze właściciel spożywczaka w gminie Śliwice (Bory Tucholskie). - Klienci nie robią u mnie dużych zakupów w niedziele, gdy są zamknięte markety. Przychodzą po tanie piwo, papierosy, latem na lody. No, kokosów to ja na tym nie zbiję. Ale co mogę zaproponować: masło, za które w hurtowni płacę więcej, niż oferuje Biedronka? Zresztą, sam jeżdżę tam czasami na zakupy.
Zakaz handlu wzbogacił dyskonty, w soboty ludzie robią zapasy, jak za PRL-u.
Za to klienci mają na razie powody do zadowolenia, bo do końca grudnia wszystkie sklepy pracują w każdą niedzielę, czyli 16., 23. i 30. Zimny prysznic zaraz po Nowym Roku. Wtedy zakupy zrobimy tylko w jedną niedzielę w miesiącu - ostatnią.
Niedzielne zakupy robimy w piątek i sobotę
Pracownicy cieszą się z wolnego dnia. Klienci nie mieli wyjścia, musieli zmienić nawyki. Małe sklepy upadają, bo nie są w stanie konkurować z dużymi cenami i płacami. Dyskonty zarabiają miliardy - analizujemy mijający rok z ograniczeniem handlu .
- Mam już serdecznie dość, niech ten dzień wreszcie minie. Dobrze, że jutro jest wolne - tak relacjonuje rozmowę dwóch kasjerek z Biedronki pani Stanisława, która w sobotę, 8 grudnia, robiła zakupy w dyskoncie na bydgoskim Górzyskowie.
W niedzielę, 9 grudnia, sklepy były zamknięte.
Zobacz wideo. 60 Sekund Biznesu: Zakaz handlu a zakupy w sieci.
Bali się obniżki pensji, a dostali podwyżki
- Nie znam ani jednego pracownika handlu, który byłby przeciwny zakazowi. Na to czekali zatrudnieni i to im się należało - przekonuje Jan Dopierała, sekretarz Sekcji Krajowej Pracowników Handlu NSZZ „Solidarność” i współtwórca obywatelskiego projektu ustawy ograniczającej handel w niedziele. - Wbrew temu, co prognozowali niektórzy eksperci, nie spadło ani zatrudnienie, ani płace. One, wręcz przeciwnie, wzrosły.
Najnowsze badania platformy konsumenckiej TakeTask potwierdzają, że decyzję rządu o zamknięciu sklepów w niektóre niedziele za dobrą dla siebie uznaje aż 71 proc. kasjerów, a tylko 25 proc. jest przeciwnych. Natomiast 76 proc. ankietowanych przyznało, że dzięki temu zyskało dodatkowy czas dla siebie, rodziny i znajomych. Coraz więcej sprzedawców mówi, że ich zarobki wcale nie zmniejszyły się, a wzrosły.
- Część obawiała się obniżki wynagrodzeń, ale z czasem dostrzegła więcej zalet nowego rozwiązania - komentuje w rozmowie z portalem MondayNews Sebastian Starzyński, prezes TakeTask.
Wygląda na to, że również klienci szybko pogodzili się z zakazem.
„Niedzielne zakupy” robimy teraz głównie w piątek i w sobotę - wskazuje raport firmy analitycznej IQS „Sunday is coming”. Spadła liczba odwiedzających sklepy na początku tygodnia - w poniedziałki aż o 5 proc. Konsumenci robią zapasy przed niedzielą.
- Czyli, związkowcy mogą obwieścić światu swój wielki sukces. Problem w tym, że dyskusja o wolnych niedzielach jest w Polsce zbyt powierzchowna i naszpikowana ideologią - uważa dr Andrzej Faliński, prezes Stowarzyszenia Forum Dialogu Gospodarczego, niezależny ekspert ds. handlu. - Oczywiście, zatrudnieni cieszą, że sklepy są zamknięte i mogą zostać w domach. Mają wyższe pensje, które wahają się między 3,5 - 4 tys. zł brutto miesięcznie, zależy od lokalizacji. W wielu przypadkach były podwyżki wynoszące nawet 500 zł brutto. Dlatego kasjerzy mogą dobrze oceniać swoją sytuację zarobkową. Jednak to jest zasługa tylko i wyłącznie świetnej koniunktury. Branża handlowa kwitnie, bije rekordy. Od początku tego roku sprzedaż wzrosła aż 10 procent. Pracownicy są potrzebni od ręki. Mogą więc sobie pozwolić nawet na wybrzydzanie. Zatrudnienie w tym sektorze wzrosło do 1,15 mln osób. Pytanie: czy to dotyczy wszystkich sklepów? Wbrew oczekiwaniom związkowców i rządu, najwięcej na zakazie handlu zarabiają duże, a najbardziej tracą małe. Dla tradycyjnego handlu (sklepy rodzinne - red. ) rynek pracy okazał się zabójczy, nie stać go na ceny i płace na poziomie dyskontowym. Nie jest w stanie korzystać z koniunktury, jak handel nowoczesny (dyskonty, supermarkety, hipermarkety - red.). Nie ma pieniędzy na reklamy. Szacujemy, że w tym roku może zniknąć z rynku aż 15 tysięcy małych sklepów, a to niespotykane od lat.
Zakaz handlu wzbogacił dyskonty, w soboty ludzie robią zapasy, jak za PRL-u - mówi właściciel spożywczaka.
Do końca grudnia wszystkie sklepy pracują w każdą niedzielę, czyli 16., 23. i 30. Zimny prysznic zaraz po Nowym Roku - wtedy zakupy zrobimy tylko w jedną niedzielę w miesiącu - ostatnią.
Więcej o tym, co w zakazie handlu zmieni się od 2019 roku czytaj w pełnej wersji artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień