Lewy sierpniowy [kanapa polityczna]
Prof. Roman Bäcker i Adam Willma dyskutują o sytuacji politycznej w kraju i na świecie.
Sport to ciekawa odmiana polityki. Weźmy takiego Jewgienija Tiszczenkę. Biedak został straszliwie obity przez boksera z Kazachstanu, ale - jakby tego było mało - musiał jeszcze zachować siłę na dźwiganie złotego medalu olimpijskiego.
Bardzo ciekawa walka. Gdyby ostatnia runda trwała kilkanaście sekund dłużej, Tiszczenko zostałby znokautowany i wówczas sędzia miałby problem z uniesieniem jego ręki w geście zwycięstwa. Na szczęście jest jeszcze publiczność, która wie swoje.
Tak się składa, że Tiszczenko jest osobistym ochroniarzem Władimira Putina, więc nie miał szans. Musiał wygrać.
Mówiąc brutalnie - jest Rosjaninem i jego obowiązkiem było przywiezienie medalu. Jest to zadanie do wykonania nie tylko przez zawodnika, trenera, psychologa i lekarza, ale i wszystkich innych - od załatwiających odpowiednie środki wzmacniające dla boksera do dostarczającego dary zapewniające przychylność sędziów. Ta machina musi się kręcić, bo inaczej Rosja mogłaby źle wypaść w rankingach zdobytych medali. A państwa o ambicjach imperialnych na to nie stać.
Co ciekawe, drugi wielki skandal z sędziowaniem również dotyczy boksu. I również jako zwycięzcę wskazano Rosjanina. Tym razem pecha miał Irlandczyk.
Dobrze by było, by dziennikarze (nie śmiem namawiać policji, bo to niby która ma to zrobić?) przeprowadzili porządne śledztwo dotyczące możliwych darów wdzięczności dla sędziów.
Co ciekawe, stosunki dyplomatyczne pomiędzy Rosją a Kazachstanem kwitną. Władimir Putin odwiedził prezydenta Nazarbajewa. Politolodzy spekulują, że Nazarbajew może być pośrednikiem w rozwiązywaniu donieckiego węzła.
Wątpię, aby Nazarbajew mógł zrealizować misję, której nie podjęły się Niemcy. Ten bardzo ostrożny i sprytny gracz walczy przede wszystkim o to, by Kazachstan był w miarę niezależny. Zagrożeniem dla tej niezależności jest dziś nie tyle Rosja, co Chiny. Sojusz z Rosją (chociaż po aneksji Krymu przypomina zabawę z tygrysem) daje poczucie, że jest się w miarę bezpiecznym. Chiny mogą połknąć od razu, Rosja aż taka silna nie jest.
Tymczasem spełnia się czarny scenariusz - Ukraina upada na naszych oczach.
Putin nie będzie ani podbijał Ukrainy, ani nie będzie chciał zakończenia tej wojny. Dlatego czeka, aż to słabe państwo padnie na kolana. Na razie Ukraina jest coraz bardziej niesprawna i coraz bardziej rozdarta przez oligarchów. Nie oznacza to jednak, że zaczyna kochać Rosjan.
Putin ma swoje problemy. Kilku jego zaufanych zostało właśnie odsuniętych od żłoba.
Tak to na zewnątrz wygląda. W rzeczywistości Putin zapewnia sobie większą stabilność. Eliminuje ludzi ze zbyt dużymi ambicjami. Każdy, kto pomyśli, że mógłby być sukcesorem, jest w większym niebezpieczeństwie niż jakikolwiek zawodowy opozycjonista. Dla Putina ten ostatni nie jest bowiem aż tak groźny.
Niespodziewanie jeszcze jedno państwo ma duże problemy. Posypał się budżet Mongolii do niedawna posiadającej status cudownego dziecka. Jest kąsek do pożarcia - kto po niego sięgnie?
To pytanie jest retoryczne. W Rosji problem Mongolii nawet nie jest zauważany w mediach. Pod względem geopolitycznym Mongolia stała się częścią imperium chińskiego i to nie tylko ze względu na zależności gospodarcze. Mongołom do bankructwa wystarczyło jedynie uzależnienie od rynku w Chinach. Gdy Chińczyk kichnął, Mongoł zapadł na gruźlicę. To ważna nauczka. Dzisiaj na podbój niekoniecznie trzeba wysyłać czołgi, wystarczy dobrze zainwestować. Jedni inwestują we wdzięczność sędziów sportowych, inni uzależniają od siebie całe kraje. O ile Chiny są faktycznie supermocarstwem, nie tylko w Azji, ale i w skali świata, to Rosja cieszy się ze złudnych zwycięstw w trakcie przemijających igrzysk. To jest na szczęście krótka radość.