Lewe szkolenia w szkole dla kierowców w Poznaniu
W poznańskiej szkole nauki jazdy fałszowano wiele zaświadczeń o odbyciu szkoleń z teorii i praktyki - twierdzi Prokuratura Okręgowa. Przed sądem postawiła 5 osób. Dowodami są głównie zeznania byłych kursantów. Mówili, że zajęcia z teorii były rzadkością, a jazdy samochodem także odbywały się niezgodnie z harmonogramem. Główny oskarżony, czyli były właściciel szkoły Piotr B. nie przyznaje się do winy.
Śledczy przesłuchali wielu kursantów i jak wynika z wyliczeń w 116 przypadkach doszło do fałszowania dokumentów przez ówczesnego właściciela szkoły oraz współpracujących z nim instruktorów. Jaki byłby cel fałszerstw?
- Prawdopodobnie szkole zależało na dużej liczbie kursantów, bo wiązało to się z wyższymi dochodami. W efekcie
wiele szkoleń odbyło się tylko na papierze
- opowiada osoba znająca kulisy sprawy.
Główny oskarżony, czyli były właściciel szkoły Piotr B. w trakcie śledztwa odmówił składania wyjaśnień. Właścicielem szkoły był do 2011 roku. Ośrodek Szkolenia Kierowców nadal istnieje i jak się dowiedzieliśmy, Piotr B. jeszcze do niedawna z nim współpracował.
Śledztwo prokuratury zaczęło się wskutek działań Urzędu Kontroli Skarbowej. Chodziło o uszczuplenia podatkowe, o które podejrzewano Piotra B. UKS w 2012 roku przekazał materiały do prokuratury, a ta skupiła się na latach 2007-2008. Z ustaleń śledztwa wynika, że Piotr B. oraz instruktorzy z jego ośrodka sfałszowali zaświadczenia dotyczące 116 osób.
Podstawą aktu oskarżenia, który trafił do sądu, są głównie zeznania byłych kursantów. Niektórzy rozpoczynali naukę dzięki dofinansowaniu z UE. Zgodnie z przepisami mieli odbyć 20 godzin zajęć z teorii oraz 30 godzin jazdy. Z ich relacji wynika, że teorii nie mieli wcale albo pojedyncze godziny. Nieco lepiej miało być z jazdą, bo część tych zajęć się odbywała.
Jeden z kursantów zeznał, że od razu, w momencie rozpoczęcia kursu, dostał zaświadczenie o jego ukończeniu.
Inni mieli usłyszeć w szkole, że najważniejsza jest jazda, dlatego teorię można odpuścić. Ale jazda była dla szkoły tak „ważna”, że jak zeznał jeden z uczących się, przed egzaminem miał wyjeżdżone zaledwie 2 godziny.
Następnemu kursantowi, jak sam twierdził, bardzo zależało na zajęciach praktycznych. Ale gdy chciał je dokończyć, miał usłyszeć w szkole, że nie ma wolnego placu manewrowego lub instruktor jest zajęty.
- Instruktor nie naciskał, bym chodziła na teorię. Więc nie poszłam na nią - to już zeznania jednej z kobiet, która chciała mieć prawo jazdy na motor i samochód. Do egzaminu na jednoślad w ogóle nie podeszła, bo nie czuła się siłach. Teorii dotyczącej jazdy samochodem sama się nauczyła, ale oblewała praktykę, czyli jazdę. Tak było sześć razy. Siódmej próby zostania kierowcą samochodu już nie podjęła.
Główny oskarżony, Piotr B., pracuje jako strażak w jednej z komend na terenie Wielkopolski. Ma kierownicze stanowisko.
Nie chciał z nami rozmawiać. Odesłał nas do swojego obrońcy, adwokata Pawła Sowisło. Ten poinformował, że były właściciel szkoły nie przyznaje się do winy.