Pamiętacie historię mieszkańca Guzowa, który znalazł ponad sześć tysięcy srebrnych monet? W czwartek Bogusław Szwichtenberg odebrał nagrodę – 50 tysięcy złotych. Za co? Za uczciwość...
Wczwartek Bogusław Szwichtenberg, leśnik z Guzowa, nie krył wzruszenia. Bo i okazja była wyjątkowa. Odbierał nagrodę – 50 tys. zł – z rąk wicepremiera, prof. Piotra Glińskiego. Za co? za uczciwość. Leśnik znalazł ponad 6 tys. monet pochodzących z XV w., ukrytych w dwóch glinianych naczyniach. Ten trudny do ogarnięcia skarb był zresztą do obejrzenia już w czwartek na okolicznościowej wystawie w Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Były kamery, oklaski, podziękowania...
Na kwietniowym spacerze
Wszystko działo się przed rokiem, niedaleko guzowskiej leśniczówki. Pan Bogusław ruszył na spacer. Jak zawsze. Jednak finał przechadzki był nieoczekiwany. Oto niedawno, obok jego tradycyjnego szlaku, pracował ciężki sprzęt, który poruszył ściółkę. I niespodziewanie leśnik ujrzał fragmenty naczynia.
– Oczywiście natychmiast skontaktowałem się z archeologami – opowiadał przed rokiem, pokazując miejsce odkrycia. – Sprawdziłem w internecie, mniej więcej ustaliłem, co to jest i... przestraszyłem się. Wyszła mi jakaś przerażająca wartość tych monet. Oj, tego wieczora miałem problem z zaśnięciem... Z emocji, ale i ze strachu o te cenne przedmioty.
Skarb został ukryty przez właściciela w pobliżu uczęszczanego przed wiekami traktu
Jak się później okazało, w naczyniach znajdowały się łącznie 6152 monety, w tym: 5365 halerzy zgorzeleckich, czeskich, morawskich oraz 787 groszy miśnieńsko-saksońskich, heskich, pochodzących z mennicy w Halberstadt i czeskich. Eksperci po dokonaniu badań potwierdzili, że znalezione w okolicy Guzowa przedmioty są zabytkami archeologicznymi o wyjątkowej wartość zabytko-wej dla dziedzictwa kulturowego. A szacunkową wartość skarbu wycenili na...
423 535,00 zł. Stąd była jak najbardziej uzasadniona podstawa do wystąpienia o nagrodę dla guzowianina.
W czwartek rano Marlena Magda Nawrocka, archeolog z Muzeum Archeologicznego Środkowego Nadodrza, przygotowywała wystawę w siedzibie ministerstwa. I już zapraszała wszystkich do świdnickiego muzeum na 21 maja. Tutaj będzie można podziwiać skarb w pełnej okazałości. Zresztą nie tylko ten skarb.
– To największy skarb tego typu znaleziony w naszym regionie – mówi Nawroc-ka. – Monety pochodzą przede wszystkim z ostatnich trzydziestu lat XV wieku. Wśród nich najwięcej jest tych saksońskich, ale nie ma w tym niczego dziwnego, gdyż te tereny znajdowały się wówczas w granicach lub w strefie wpływów państwa saskiego. Gros znaleziska stanowią monety miejskie miasta Zgorzelca. Udało to się ustalić dzięki numizmatykom, którzy rozszyfrowali znaki mennicze.
Ktoś ukrył majątek
To prawdziwy skarb, także zgodnie z terminologią archeologów. Monety zostały celowo zdeponowane, czy raczej ukryte. Zdaniem naukowców garnki pełniące rolę sejfów zostały zakopane tuż przy wykorzystywanym przez wieki trakcie handlowym, dziś już zapomnianym. Jedno z naczyń nosiło ślady używania w ognisku, czyli osoba ukrywająca skarb brała jako pojemnik coś, co znajdowało się pod ręką. Dlaczego? To oczywiście gdybanie, ale działo się to zapewne podczas wojny trzydziestoletniej: drogi nie były bezpieczne nie tylko za sprawą przemarszów armii. Osoba podróżująca z tym majątkiem, gdyby chciała założyć „bank”, zapewne znalazłaby bardziej charakterystyczne miejsce, bliżej miejsca zamieszkania. Okolica była bogata, leżała u zbiegu trzech państw.
– To była spora fortuna – mówi Nawrocka. – Wtedy przeliczano wszystko na kopy groszy, tzw. szerokich groszy. W tych dwóch garnkach rzeczywiście zgromadzono niezłą fortunę. Dla porównania, wówczas osiem groszy kosztowała świnia, a czeladnik zarabiał od jednego do czterech groszy tygodniowo. Monety z tego znaleziska noszą ślady zużycia. Nie ma wśród nich tzw. oszukanych, chociaż sporo jest jednostronnych.
Już wiemy, że skarb w przyszłości trafi na stałe do świdnickiego muzeum. Monety czeka kosztowna konserwacja. Do naczyń dostało się powietrze, co nie służy srebru. Na dodatek to nie są monety talarowe, ale drobniejsze i co za tym idzie cieńsze.
Wystarczy się schylić?
W ostatnich latach mamy szczęście do wyjątkowych przypadkowych znalezisk. Niedawno w świdnickim muzeum eksponowano skarb kultury unietyckiej znaleziony w jednej z podkrośnieńskich wsi. Przypadek miał wiele do powiedzenia także przed kilkoma dniami. Podczas prac budowlanych znaleziono 39 naszyjników, berło sztyletowe, dwa sztylety i rękojeść trzeciego.
Pochodziły z pierwszego okresu epoki brązu (jakieś 1800-1500 rok p.n.e.) i reprezentują kulturę unietycką. I także był to celowo ukryty skarb, który odkryli robotnicy budowlani. Początkowo naszyjniki wzięli za... obręcze do donic. W lesie, podobnie jak w przypadku Guzowa, grzybiarz znalazł inny skarb, tym razem odlewcy (odlewnika): było to prawie 10 kg wyrobów z brązu i żelaza. W obu tych przypadkach mówiono o sensacji. A archeolodzy również nie mogli się nachwalić znalazców. I tylko czasem zastanawiają się, ile skarbów do nich nie trafia. Tylko w ostatnich miesiącach na wyjątkowo cenne przedmioty trafiono także w okolicy Skwierzyny i Nowego Kramska. Nawiasem mówiąc, wcześniejsi znalazcy również cieszyli się z nagród. I nie tylko oni: satysfakcji nie kryją archeolodzy i wojewódzka konserwator zabytków, która występuje o nagrodzenie uczciwych odkrywców.
– Naprawdę ta świadomość jest coraz wyższa, coraz częściej przychodzą do nas ludzie, którzy coś znaleźli, nawet ci poszukiwacze pracujący z użyciem detektorów metalu – dodaje archeolog Julia Orlicka-Jasnoch i ma nadzieję, że coraz rzadziej znalezione w Lubuskiem zabytki będzie można spotkać na internetowych aukcjach, a coraz częściej w muzeach.
Tymczasem pan Bogusław z żoną już rozdysponował 50 tys. z nagrody. Zostaną przeznaczone na remont domu... Jak stwierdziła małżonka, te pieniądze, mimo ze wydobyte spod ziemi, trochę spadły jak z nieba. I leśnik dodaje, że zgłaszając swoje znalezisko archeologom, nie myślał o nagrodzie. Po prostu uznał, że... powinien tak postąpić.