Lepiej kiedy sztuka wk...ia!
Wolność słowa (sztuki, wiary) kiedy nie jest zagwarantowana także oponentom, czyli jest tylko „dla swoich”, to cenzura. Korzysta z wolności mecenas kurii arcybiskupiej Mikołaj Drozdowicz w swoim paszkwilu w „Głosie”, przynoszącym moralizatorsko-estetyczne, acz dowcipne, snujstwo wokół spektaklu „Klątwa”. Korzystam i ja, kpiąc tu z mecenasowego tekstu. I tak być powinno - mecenas swoje, ja - swoje, publika ew. czyta i ew. myśli - swoje. W tym duchu wyrokował warszawski sąd, uchylając zakaz demonstracji przeciw „Klątwie” - ostatecznie odbyły się dwie: ZA i PRZECIW. I tak być powinno.
Wolność słowa, wiary (i niewiary), sztuki, nauki, krytyki to jest fundament systemu demokratycznego i nowoczesnej cywilizacji. Jej nadużycia są mniej niebezpieczne niż odchudzanie wolności. Oczywiście istnieje konieczność ograniczania wolności słowa, kiedy zachodzi konflikt z innymi wartościami - to materia doniosła i skomplikowana, nie na felieton. Co do zasady jednak uważam postawę np. Charlie Hebdo, kpiącego ze wszystkich i wszystkiego, za potrzebną, a jego cenzurę za szkodliwą. Wolę być atakowany i mieć prawo obrony, niż zamykać usta krytykom i sobie...
Mecenas Drozdowicz stawia kwestię ograniczeń wolności w sztuce z subtelnością młotka - dopuszczalna jest sztuka „ładna”, a zwłaszcza „słuszna” - czyli obecnie bogoojczyźniana i konserwatywna. Reszta to szajs nadający się na śmietnik. Koniec kropka.
Wpisuje się to 1:1 w kanony socrealistycznej „krytyki” sztuki nowoczesnej sprzed 65 lat, broniącej „klasowej” estetyki rzeźb przodowników pracy oraz produkcyjnych pieśni przed miazmatami twórców gnijącego Zachodu. Tylko pewne słowa pozamieniać... I rzeźby - na papieża Jana Pawła II i Lecha Kaczyńskiego na przykład.
Konserwatywne lobby chce zatrzymać Poznań w jego ruchu w progresywną stronę. Najbardziej destrukcyjnym dla przestrzeni miasta „dokonaniem” tego środowiska jest Gargamel na Wzgórzu Przemysła. Jeszcze większa wtopa w postaci tzw. Pomnika Wdzięczności pewnie zostanie miastu oszczędzona.
Teraz walczy się z Festiwalem Malta, bo zawiaduje nim reżyser „Klątwy”... Dlaczego sztuka „grzeczna” jest społecznie szkodliwa? Zwykle niesie potworny kicz, ale przede wszystkim - zwyczajnie kłamie. Przekazuje fałszywy, aż do mdłości jednostronnie polukrowany obraz świata, historii, kraju - dzisiaj z perspektywy kościelno-konserwatywnej i nacjonalistycznej. Ma poprawiać samopoczucie, generować samozadowolenie, nasz sarmacki zachwyt nad sobą. Konserwuje, zamraża, zabija kolejnymi dechami „polską wieś zaciszną...”.
Sztuka szargająca świętości jest wiarygodna, bo z istoty odkłamuje dominujące przekazy i fałsze demaskuje, krzyczy o tym, co przemilczane - nawet jeśli błądzi i przegina. Denerwuje, wzbudza obrzydzenie, bo nie ma się podobać - raczej ma wk..iać. Taki jej sens. I pożytek - drażni i budzi, żebyśmy nie przespali swego czasu i nie rozminęli się z jego wyzwaniami.
Sztuka ma swe kody, wymagające kompetencji odbiorcy. Podobnie jak język prawa, ale ten akurat Pan mecenas rozumie zdecydowanie lepiej.