Leonard i Richard. Kuzyni ze Śląska, świetni piłkarze, obcokrajowcy bez nagrobków
Leonard był starszy, o 14 miesięcy. Wiele rzeczy robił prędzej od kuzyna Richarda, np. w reprezentacji debiutował 2 lata przed nim, dokładnie. Ale to Richard zginął pierwszy i co ważniejsze - zginął szybciej. Ich niezwykłe, tragiczne losy odkrywa Marcin Zasada.
Historia dwóch kuzynów – Leonarda i Richarda Malików mogłaby być alegorią absurdalnego śląskiego dramatu, jaki rozegrał się na tej ziemi w trakcie i tuż po II wojnie światowej. Piętrowego dramatu rozumianego w pełnej rozciągłości tylko na Śląsku: tego z Hitlerem, volkslistą, mundurem Wehrmachtu na początek i Stalinem na drugą nogę: z sowieckim „wyzwoleniem” oraz powojennymi prześladowaniami Górnoślązaków w polskich obozach pracy. A Malikowie chcieli tylko grać w fusbal.
Ten w Pogoni, tamten w Beuthen
Leonard urodził się w Kattowitz, 25 października 1908 r. Gdy jako 15-latek przyszedł na pierwszy trening Pogoni, miasto było już Katowicami. Niespełna rok wcześniej razem z rodzicami oglądał mecz swojego przyszłego klubu ze Strzelcem Wilno, mecz zorganizowany w ramach uroczystości z okazji przyłączenia części Górnego Śląska do Polski. To był 16 lipca 1922 r. Dnia poprzedniego w polskim Sejmie świętowano drugą rocznicę uchwalenia Statutu Organicznego Woj. Śląskiego. Śląsk był autonomicznym obszarem II RP.
Leo nie mógł wiele rozeznać z tego, że do kuzyna „Hatka” trzeba było teraz jeździć za granicę. Kuzyn Richard (jego ojciec i ojciec Leonarda najpewniej byli braćmi) był niemal rówieśnikiem Leonarda – przyszedł na świat 19 grudnia 1909 r., w Beuthen. W Beuthen, który Beuthen został, gdy Kattowitz stawało się Katowicami. Jeden Śląsk, ale tu Niemcy, a tam Polska - nie wiadomo, co z tego wszystkiego rozumiał Richard. On jako nastolatek zapisał się do klubu większego i słynniejszego niż Pogoń z nowych Katowic – Beuthen 09, dokładniej: Beuthener Spiel- und Sport-Verein 1909. Mistrzowie Śląska, wicemistrzowie południowo-wschodnich Niemiec. Ale z Pogonią Lwów w 1920 przegrali. Że niby mecz propagandowy? Hatek miał 11 lat, nie wiedział, co to propaganda, pamiętał za to, kto szczyloł dla Beuthen.
Co wiemy o ich rodzinach? Ojciec Richarda zapewne pracował w kopalni rud cynku i ołowiu Neuhofgrube (Nowy Dwór). Sam Hatek piłkarską karierę przez lata dzielił z robotą na lokomotywie w tym samym zakładzie, przy szosie łączącej Beuthen i Tarnowitz, pardon, Tarnowskie Góry, które choć głosowały w plebiscycie za Niemcami, w Genewie przegłosowano, że należą się Polsce. Liczna w Oberschlesien familia Malików solidnie przysłużyła się Rzeczypospolitej: na liście powstańców śląskich znajdziemy kilkana-ście osób o tym nazwisku, kilka blisko Katowic. Czy któryś z nich był krewnym Leonarda? Faktem jest, że jego rodzice po wbiciu biało-czerwonej flagi w Kattowitz nie opuścili miasta jak rzesza niemieckich optantów.
Kadra Polski, kadra Niemiec
Sportowe talenty Leonarda i Richarda rozwijały się, można powiedzieć, zwierciadlanie po obu stronach plebiscytowej granicy. I nie tylko o umiejętności chodziło, ale też o sposób gry i pozycję na boisku. Obaj byli napastnikami i to bardzo skutecznymi. Gdy w latach 20. ogromną popularnością cieszyły się mecze reprezentacji polskiego i niemieckiego Śląska, zwane przez niemiecką prasę „kleine Landerspiele” (małe mecze międzypaństwowe), w składach jednej i drugiej drużyny pojawiali się też Malikowie. Nigdy jednak nie zagrali przeciwko sobie! W czerwcu 1927 r. w kadrze polskiego Górnego Śląska zadebiutował 19-letni Leonard. Pojedynek na stadionie Pogoni w Katowicach, jego stadionie, zakończył się wygraną Deutch O/S 2:1. Rok później u niemieckich Ślązaków wystąpił Richard. Leo w kadrze przeciwnego zespołu nie było. Leo był już wtedy w drodze do Warszawy.
W stolicy Leonard zjawił się jako ochotnik do przedterminowej służby wojskowej. Dla szefów Polonii Warszawa patriotyczne obowiązki były nie do przecenienia, choć angażując Malika do swojego klubu, patrzyli przede wszystkim na jego niebywałe zdolności piłkarskie. Już w pierwszym sezonie w nowych barwach (rok 1930) Leo czarował snajperskim wyrafinowaniem – strzelił w lidze aż 21 bramek, ustanawiając rekord, którego do dziś nie pobił żaden napastnik Polonii. Nic więc dziwnego, że bardzo szybko zasłużył na powołanie do reprezentacji Polski. Trener Stefan Loth wziął go do kadry na mecz ze Szwecją, ale debiutował w niej przeciwko Łotwie 26 października 1930 r. Biało-czerwoni wygrali 6:0, Malik strzelił jednego gola i przy dwóch asystował. „Przeboje Malika nie tylko efektowne, ale i skuteczne” – ekscytował się Przegląd Sportowy. Leonard był w szczytowej formie.
A Richard? Podobno jeszcze lepszy. Gdy Leo brylował w Warszawie, on wyrósł na największą gwiazdę Beuthen. To głównie dzięki niemu bytomski wunderteam w latach 30. zdominował rywalizację ligową na Śląsku i kilkakrotnie grał w finałowej fazie mistrzostw Niemiec (w 1933 r. awansował do ćwierćfinału rozgrywek!). Niemiecka prasa zaczęła nazywać go nadzieją Fußballnationalmannschaft. 30 października 1930 r. zaliczył znakomity debiut w kadrze (jako pierwszy Górnoślązak w historii) – w przegranym 1:2 meczu z silnymi Węgrami strzelił dla Niemców jedynego gola.
Niewiarygodne, że tak jak sukcesy kiełkowały u śląskich kuzynów parami, tak i pech się ich podobnie imał. Leo po doskonałym sezonie w Polonii, 2 kolejne lata grywał nieregularnie z powodu kontuzji kolana. Problemy ze zdrowiem w końcu przekreśliły jego dalszą karierę na najwyższym szczeblu – w 1934 r. przeniósł się, jako grający trener, do Prochu Pionki, małego klubu spod Radomia. Z kolei gdyby Richard nie złamał nogi w jednym z meczów ligowych, znalazłby się w reprezentacji Niemiec na mistrzostwa świata w 1934 roku (Niemcy zdobyli w nich brązowy medal). Później, choć wrócił do dawnej dyspozycji w Beuthen 09, nigdy więcej nie zagrał w drużynie narodowej.
Losy równoległe aż do śmierci
Epilog tej historii pisze polityka. W 1938 roku Leonard trafił do obozu w Berezie Kartuskiej, tego samego, w którym kilka lat wcześniej sanacyjne władze szykowały miejsce Wojciechowi Korfantemu. Malikowi zaszkodziły ponoć jego lewicowe poglądy. Po wybuchu wojny, Leo dobrze władający niemieckim, pracował w Pionkach w kasynie dla żołnierzy Wehrmachtu. A później zniknął.
Richard jeszcze w I połowie 1941 r. był grającym trenerem Beuthen 09. W sierpniu 1941 r. dostał powołanie do wojska. Jeśli liczył, że przeżyje wojnę, mniej więcej do końca 1944 szło mu nie najgorzej. 20 stycznia 1945 r. do sądu w Gelsekirchen przychodzi jednak informacja o jego śmierci, „na froncie wschodnim”. Gdzie dokładnie? Wystarczająco „wschodnie” mogły być np. rubieże jego rodzinnego Śląska. Tu toczyły się wtedy ostre walki Sowietów z wycofującymi się Niemcami.
Leonard już po niemieckiej kapitulacji odnalazł się w Mysłowicach, jako więzień tamtejszego obozu pracy, do którego Ślązaków wtrącano początkowo nawet na podstawie niepotwierdzonych donosów. Leo siedział za volkslistę, nie wiadomo, za który numer, ale to i tak nie miało dla nikogo (od ubeckiego aresztu aż po komendanta obozu) żadnego znaczenia. Nikogo nie obchodziło też, że ten poniewierany w nieludzkich warunkach człowiek to były piłkarz reprezentacji Polski i polskich klubów. W archiwach nie zachowała się żadna korespondencja w jego sprawie – nikt więc się o niego nie upominał, nikt nie protestował przeciwko wysłaniu go na powolną śmierć.
10 października 1945 roku Leonard zmarł w obozie, najprawdopodobniej w trakcie trwającej w nim epidemii tyfusu.
Malikowie nie mają nawet nagrobka. Leżą gdzieś w ziemi równie anonimowo jak anonimowo umierali. Taka wieczna paralela kuzynów obcokrajowców.