Leńce. Mały Romek chciał ostrzec rodziców. Zginął od kul

Czytaj dalej
Fot. IPN
Marta Chmielińska

Leńce. Mały Romek chciał ostrzec rodziców. Zginął od kul

Marta Chmielińska

Szczątki małego chłopca na odnalezienie i wydobycie z dołu na ziemniaki czekały aż 77 lat. Miejsce, w którym Niemcy kazali zakopać zwłoki siedmiolatka, dziś znajduje się na prywatnej posesji we wsi Leńce, między domem a budynkiem gospodarczym.

We wrześniu 2020 roku pracownicy Biura Poszukiwań i Identyfikacji Instytutu Pamięci Narodowej przeprowadzili prace poszukiwawcze i odnaleźli miejsce skrywające szczątki dziecka.

Po przeprowadzeniu identyfikacji Romuś Lenczewski spocznie w Łomży na cmentarzu, na którym pochowani są jego rodzice.

Biegł przez pole do rodziców

Historia małego Romka Lenczewskiego odkrywana była od końca. Poszukiwania zaczęły się w momencie, gdy 77 lat po śmierci 7-latka jego krewna, pani Ewa Szleszyńska, zgłosiła się do białostockiego oddziału IPN.

Na początku tej historii Romek jawił się jako przypadkowa ofiara jednej z wielu obław niemieckich. Październikowego dnia w 1943 r. Niemcy wjechali do wsi Leńce (obecnie gm. Dobrzyniewo Duże).

Siedmiolatek biegł do rodziców przez pole i tu go dosięgła seria z karabinu. Dające jeszcze oznaki życia dziecko Niemcy kazali wrzucić do przygotowanego na ziemniaki dołu i zakopać.

Wydaje się, że to koniec tej historii. Nic bardziej mylnego... To w pewien sposób był dopiero początek. Poszukiwania archiwalne doprowadziły do ułożenia w całość niesamowitej historii dziecka – świadka ważnych wydarzeń, rozumiejącego powagę sytuacji, które pomimo zaledwie siedmiu lat wiedziało, jak powinno się zachować w obliczu niebezpieczeństwa.

Leńce były przychylne partyzantom

Dziś niewielu mieszkańców wsi Leńce zdaje sobie sprawę z wydarzeń, jakie miały tu miejsce w czasie okupacji niemieckiej. A tymczasem niektórzy z ich przodków sprzyjali konspiracji. Ważnym punktem na mapie podziemnych struktur był – stojący na kolonii – dom wielopokoleniowej rodziny Lenczewskich. To u nich ukrywali się „spaleni” członkowie podziemia.

W październiku 1943 r. przebywali tu bracia bliźniacy Janusz i Andrzej Owsińscy. Pierwszy nosił pseudonim „Dołęga” i był adiutantem komendanta Obwodu AK Białystok Powiat. Drugi - „Rola”– pełnił funkcję szefa łączności alarmowej w tym samym Obwodzie.

Kilka miesięcy przed dramatycznymi wydarzeniami w Leńcach pojawili się partyzanci Uderzeniowych Batalionów Kadrowych. Bracia Owsińscy wraz z matką, Anną ps. „Dźwignia”, byli łącznikami partyzantów z VIII UBK i resztek VI UBK z Komendą Okręgu AK Białystok Powiat.

Z tego okresu zachowały się fotografie oddziału Zbigniewa Czarnockiego „Czarnego”. Wśród żołnierzy ze zdjęć uśmiechają się też Andrzej i Janusz Owsińscy i ich matka. Oddział pozuje na tle jednego z domów w Leńcach. Z tego czasu w pamięci mieszkańców pozostali partyzanci „warszawscy”, którzy przyszli w mundurach na niedzielną mszę do miejscowego kościoła.

Zakopany w dole na ziemniaki

Wielce prawdopodobne jest, że niemiecka obława była wynikiem rozpracowania siatki wspierającej podziemie. Także pobyt w Leńcach chłopców z UBK nie mógł ujść uwadze okupanta, tym bardziej, że w opiekę nad partyzantami zaangażowana była cała wieś.

W czasie niemieckiej akcji kilkoro małych dzieci bawiło się przy jednym z budynków, w tym siedmioletni Romuś i jego cioteczny brat Jerzy. Kiedy chłopcy zauważyli zbliżające się niemieckie ciężarówki, jeden z nich wpadł do domu, gdzie w kuchni krzątała się jego matka – Jadwiga Modrzejowska, córka Lenczewskich. Błyskawicznie zareagowała na wieść o zbliżających się Niemcach.

Z pokoju, w którym nocowali bracia Owsińscy, wyciągnęła spod poduszek trzy pistolety i wrzuciła je do dzieży z mąką. W tym samym czasie Romek już biegł w stronę pola, gdzie pracowali jego rodzice – Karol i Maria Lenczewscy. Nie zdążył jednak ich ostrzec przed niebezpieczeństwem, bo upadł trafiony serią z broni maszynowej.

Ciężko rannego chłopca Niemcy kazali zakopać w jamie, przygotowanej do przechowywania ziemniaków. Zmusili do tego przypadkową osobę – sąsiada Lenczewskich.

Ukrywający się Andrzej i Janusz Owsińscy przebywali w tym czasie poza domem. Andrzej schował się i dzięki temu udało mu się uniknąć aresztowania. Natomiast nie wiadomo dlaczego Janusz wrócił do domu. Został zatrzymany, gdy wyskakiwał z pokoju przez okno.

Niemcy przeprowadzili rewizję w całym obejściu, przetrząsnęli wszystkie zabudowania, jednak nie znaleźli ani ulotek, ani broni (ukrytej w dzieży z mąką). Jednak – pomimo braku jakichkolwiek dowodów na współpracę z podziemiem – wszyscy mieszkańcy domu zostali aresztowani i trafili do więzienia. Nie oszczędzono nawet kilkuletnich dzieci, które również zostały przewiezione do Białegostoku. Rodzinę Lenczewskich wypuszczono po kilku miesiącach. Janusz Owsiński zaginął.

Gdy w roku 1945 specjalna komisja inwentaryzowała inskrypcje, pozostawione przez więźniów w celach białostockiego więzienia, wśród wielu wpisów i nazwisk znalazło się także jego imię. Został stracony podczas jednej z egzekucji w Grabówce.

Pozostało jeszcze 34% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Marta Chmielińska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.