Lekarz: Większość naszych błędów wynika z... przepracowania
Medycy zatrudnieni na kontraktach pracują ponad siły, gdyż chcą zarabiać tyle, ile mają tzw. kominy płacowe. Jednak, gdyby nie ten system, brakowałoby lekarzy, przede wszystkim w małych miejscowościach
Podkrążone oczy, drżenie rąk, opryskliwość... Jak opowiada proszący o anonimowość jeden z zielonogórskich lekarzy, kiedyś pacjent wezwał policję, będąc przekonanym, że pracuje on w stanie nietrzeźwym. Tymczasem był to „tylko” trzeci dyżur pod rząd. - Rozumie pan, kolega zachorował, nie było nikogo innego - tłumaczy. Inny dodaje, że w warunkach pokoju nie ma chyba drugiego takiego zawodu, w którym człowiek musiałby pozostawać na posterunku - czyli w miejscu pracy - po kilkadziesiąt, a nawet ponad sto godzin.
- Wiem, o czym mówię, bo jako pediatra, a więc przedstawiciel dyscypliny deficytowej i wyjątkowo ubogiej, sam tak pracuję - dodaje. - Czy muszę? Jestem ordynatorem oddziału, więc w sytuacji gdy nie ma kto wziąć dyżuru, to na mnie lub mojego zastępcę spada ten obowiązek. Mogę oczywiście, po 30 blisko latach pracy, zostawić tę całą publiczną służbę zdrowia i utrzymywać się z prywatnego gabinetu. Albo zrezygnować z ordynatury i mieć w nosie problemy kadrowe. Ale kocham medycynę kliniczną, szpital i to, co robię. Do tego wiem, że rodziców wielu moich małych pacjentów nie stać na prywatne leczenie, więc zasuwam. Ale czasem już sił nie starcza... Warto sobie zdać sprawę, iż gdyby od dziś wszyscy lekarze w Polsce zmówili się i zaczęli pracować w ludzkim wymiarze godzin - nie więcej niż 40 na tydzień - to blisko połowę publicznych placówek medycznych trzeba byłoby zamknąć...
Pstrowski to był leń
Związkowcy alarmują, że kontrakty lekarskie pozwalają szpitalom omijać przepisy regulujące czas pracy. Efekt? Medycy dyżurują wiele godzin, ba, dni. O tym problemie mówiono od dawna; wrócił po śmierci anestezjolog z Białogardu. Kobieta była w pracy cztery doby non stop. Zmarła podczas pełnienia dyżuru w szpitalu. Okazuje się, że lekarka była na tzw. kontrakcie. Oznacza to, że prowadziła firmę i sama dyktowała sobie warunki. Nawiasem mówiąc, rzecznik szpitala tłumaczył, że w dniu, w którym doszło do tragedii, lekarka pracowała przez cztery godziny, a resztę „pozostawała w gotowości do podjęcia działań”.
Związkowcy są oburzeni takim tłumaczeniem - ich zdaniem lekarz nie pracuje tylko wtedy, gdy stoi przy stole operacyjnym. Okazało się, że szpital w Białogardzie od dawna ma braki kadrowe. W tym roku już dwa razy zamykał niektóre oddziały, bo brakowało anestezjologów...
Gdy pięć lat temu Państwowa Inspekcja Pracy skontrolowała trzysta polskich szpitali, okazało się, że tylko połowa z nich prowadzi ewidencję czasu pracy. Ale już przeglądając te nieliczne, znaleziono lekarza, który pracował 103 godziny bez przerwy i pielęgniarkę z bloku operacyjnego, która „zaliczyła” 144 godziny. W 2014 ten rekord został pobity: pewien lekarz pracował 175 godzin bez przerwy. I zazwyczaj ci rekordziści robili to zgodnie z prawem, gdyż mimo przepisowych 48 godzin pracy w tygodniu lekarz może podpisać klauzulę, która pozwala normę podnieść nawet do 78 godzin. Do czasu pracy lekarzy pracujących na kontraktach nikt się nie miesza.
Wiedzą co robią
- To są osoby dorosłe i świadome - mówi Bożena Osińska, dyrektor szpitala w Nowej Soli o dyżurach lekarskich i dyżurujących tam lekarzach. - To nie jest tak, że ktoś komuś coś narzuca. Ale bywają sytuacje, gdy lekarz, z niezależnych od niego przyczyn, nie może dojechać na dyżur. Wówczas ten, który jest na dyżurze, nie może opuścić posterunku. Musi być na miejscu tak długo, aż nie znajdzie się jakieś zastępstwo. Różne sytuacje losowe mają miejsce.
Gdyby nie było dłuższych dyżurów, to w wielu miejscach nie byłoby dostępu do lekarzy
Dyrektor Osińska dodaje, że w nowosolskim szpitalu dyżur 24-godzinny nie jest żadną rewelacją. Dyżury są tak konstruowane, zwłaszcza te świąteczne i weekendowe. Zdarzają się też i 48-godzinne. - Wszystko zależy od sytuacji - tłumaczy. - Dyżury są różne. Nie da się wrzucić wszystkiego do jednego worka, bo ktoś gdzieś podjął jakąś decyzję, że będzie dyżurował kilka dni w tygodniu. A gdyby nie było dłuższych dyżurów, to w wielu miejscach nie byłoby dostępu do lekarzy. Bo generalnie brakuje specjalistów, nie ma lekarzy do karetek. I tak należy to czytać! W Polsce w karetkach jeżdżą ludzie, którzy mają po 70 czy 80 lat! Ja też nie jestem nastolatką, ale są pewne granice... Dużo się dziś mówi o samozatrudnieniu lekarzy. W szpitalu w Nowej Soli też są kontrakty. Ale gdyby ich nie było, to gwarantuję, że około 60 procent szpitali w Polsce musiałoby być zamkniętych! Umieralibyśmy z powodu braku dostępności lekarza!
Jak dodaje dyrektor Osińska, zna oddział szpitalny w województwie lubuskim, gdzie jest dyżur, ale nie ma lekarza! NFZ powinien zamknąć ten oddział, bo tam jadą pacjenci! I uważa, że w zawód lekarza wpisany jest dyżur i misja, jaką jest ratowanie życia ludzkiego. Natomiast lekarzy w Polsce nie ma. I żaden uniwersytet nie jest w stanie z dnia na dzień tej luki wypełnić. Za chwilę nie będzie komu operować. Bo w chwili rozmowy dyrektor właśnie walczyła z problemem ułożenia dyżurów chirurgicznych. Dlaczego? Brak lekarzy i pieniędzy na to, by zapłacić w miarę godnie za ten dyżur.
Pracują ile chcą?
W słubickim szpitalu wszyscy lekarze są na kontraktach. Czyli - mówiąc krótko - mają tyle dyżurów, ile chcą. Przyglądamy się miesięcznemu grafikowi. Tylko jeden lekarz z SOR-u ma więcej dyżurów niż jego koledzy. „Ale on sam chce pracować ponad normę” - natychmiast słyszymy.
- O przepracowaniu można dyskutować w różnych aspektach. Jeśli zrobimy trzy operacje, to oczywiście jesteśmy zmęczeni, ale jest to w godzinach naszej pracy i w granicach wytrzymałości. Tworzymy zespół i regularnie się wymieniamy. Najdłuższy mój dyżur to dobowy, bo więcej nie chcę. Czasami się zdarzy, że koledzy pracują dwie doby, ale to są wypadki sporadyczne - zapewnia Wojciech Piechowicz, ordynator oddziału.
- Czasami mam tak, że schodzę z ortopedii i idę na SOR, ale nie pracuję więcej niż dwie doby - uzupełnia lekarz ortopeda Damian Stube.
Czasami się zdarzy, że koledzy pracują dwie doby, ale to są wypadki sporadyczne
Podobne zapewnienia słyszymy w Gorzowie Wielkopolskim. - Nie spotykam się już z przypadkami, by ktoś miał kilka dyżurów po sobie, ale kilka lat temu był przypadek, że ktoś miał trzy dyżury z rzędu - mówi nam anonimowo jeden z lekarzy w gorzowskim szpitalu wojewódzkim. - Nie oznacza to jednak, że wszyscy lekarze chodzą wyspani. Dlaczego? Zdarza się bowiem, że lekarz pracuje na zmianie od 7 do 15. Później bierze 16-godzinny dyżur, który kończy następnego dnia o godzinie 7, kiedy to rozpoczyna kolejną zmianę. Nasz rozmówca przyznaje jednak, że zdarza się to wyjątkowo.
Jak skonstruowany jest system dyżurów? Zasady są proste. W dni powszednie jest on 16-godzinny (od 15 do 7), natomiast w weekendy całodobowy. Jeśli lekarz jest zatrudniony na etat i w jego ramach ma dyżur, nie może wziąć dyżuru rozliczanego umową cywilnoprawną. - Trudno mu jednak zabronić pracy w innym szpitalu, gdzie też może brać dyżury. Takie przypadki trudno jest jednak sprawdzić. W wolnym czasie każdy może przecież robić, co tylko zechce - mówi nasz rozmówca.
Zaraz, zaraz, przecież lekarze zarabiają krocie! - Tak, ale właśnie dzięki takiemu szaleńczemu trybowi pracy - tłumaczy wspomniany już lekarz. - I tak naprawdę większość błędów lekarskich bierze się moim zdaniem właśnie z przemęczenia. Często jak po takim maratonie wracam samochodem do domu, to myślę, że powinienem za to odpowiadać tak samo, jak za jazdę po pijanemu. Jestem półprzytomny...
Z opublikowanych krótko po wprowadzeniu kontraktów danych resortu zdrowia wynika, że przez trzy lata zarobki lekarzy zatrudnionych właśnie na umowę cywilnoprawną zwiększyły się nawet o ponad 60 procent...