Lekarz przed sądem. Za śmierć pacjentki Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Białymstoku
Pacjentka była ciężko chora i cierpiąca. Lekarz wypuścił ją do domu. Mimo objawów sepsy, za późno zdecydował też o usunięciu chorej nerki. Wkrótce 62-latka zmarła. Skazany za błędy w sztuce lekarskiej urolog ze szpitala wojewódzkiego w Białymstoku usłyszał wyrok pół roku więzienia w zawieszeniu. Walczy o uniewinnienie
Biegli, prokuratura, a na koniec sąd. Byli zgodni. Lekarz prowadzący podjął wiele złych decyzji, które naraziły panią Halinę na ryzyko utraty życia.
- Nie można mu przypisać winy za wszystkie czynności diagnostyczno-lecznicze, w tym wykonywane przez innych lekarzy podczas jego nieobecności i bez jego wiedzy - podkreślała adw. Alina Korzeniewska-Borawska na czwartkowej rozprawie apelacyjnej.
Twierdzi, że 62-latka była hospitalizowana w sumie przez 32 dni, a przez 13 oskarżonego nie było na oddziale, bo albo miał wolny dzień, albo pracował w poradni. Ale to nie wszystko. Sam oskarżony podkreślał, że nadzór nad pacjentką był prowadzony przez kilkunastu lekarzy z oddziału urologii i intensywnej terapii. On był tylko asystentem.
- Kluczowe decyzje podejmuje ordynator i jego zastępca. Mimo to sąd uznał, że odpowiedzialność za cały tok leczenia, bez względu na nieobecność w pracy, na leczenie zespołowe, ponosi lekarz prowadzący. A „lekarz prowadzący” jest to termin zwyczajowy, nigdzie konkretnie nie uregulowany prawnie. Nie jest odpowiedzialny za dopilnowanie wszystkich czynności związanych z pacjentem - brzmiał wywód obrońcy. Wnosiła o uniewinnienie oskarżonego lub uchylenia wyroku i cofnięcie sprawy do ponownego rozpoznania.
- Ze słów apelacji obrońcy wynika, że żaden lekarz nie może ponosić za nic odpowiedzialności. Pytanie: od czego był oskarżony na tym oddziale? - pytał retorycznie prokurator Bartłomiej Horba. Prosił o utrzymanie wyroku (to 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata oraz pokrycie kosztów sądowych w wysokości około 16 tys. zł). Przypomniał, że oskarżony na rozprawie przyznał, że zabieg leczenia wodonercza powinien zostać odroczony.
- W mojej ocenie były ewidentne błędy, wskazane w opinii biegłych z zakładu medycyny sądowej. Sam oskarżony stwierdza, że „gdyby wszyscy lekarze zachowali się tak, jak trzeba, pacjentka mogłaby żyć” - cytował śledczy. - Nawet uznając, że inni dopuścili się uchybień, nie zwalnia to R. B. od winy w tym przypadku.
Sąd Okręgowy w Białymstoku odroczył wydanie wyroku do 11 lipca.
Halina Ł. na oddział urologiczny szpitala wojewódzkiego trafiła pod koniec lipca 2013 r. Kobieta przeszła zabieg leczenia wodonercza, ale według biegłych nie powinna. Miała infekcję, która po operacji się nasiliła. Lekarze nie zlecili wcześniej badania bakteriologicznego moczu, późniejsze niepokojące objawy ignorowali. Kobietę wypisano do domu.
Mąż pacjentki w pierwszym procesie relacjonował, że jego żona wciąż narzekała na ból. Lekarze odpowiadali, że musi boleć. Kobieta dostanie antybiotyki i w końcu przejdzie. Ale nie przeszło. Kobieta kilkukrotnie zgłaszała się do poradni urologicznej. Z rany wciąż się sączyło. 62-latka dostawała coraz silniejsze antybiotyki. W końcu ponownie trafiła do szpitala. Chora lewa nerka miała być usunięta. Ale lekarze zrezygnowali. Mimo że (jak ocenili eksperci z Wrocławia) szereg objawów wskazywało na postępujące zakażenia posocznicą i rozwój ropni nerek. Mało tego, podczas sondowania prawej doszło do zakażenia całego organizmu.
Ostatecznie lewa nerkę usunięto. Przez chwilę było dobrze. Ale stan kobiety się pogorszył. Zapadła w śpiączkę. Trafiła na OIOM, lecz było już za późno. Zmarła 10 października 2013 r.