Lekarz, który pokonał koronawirusa: - Mam dług do spłacenia wobec pacjentów i spłacę go swoją pracą!

Czytaj dalej
Fot. fot. Materiały prywatne
Mirosław Dragon

Lekarz, który pokonał koronawirusa: - Mam dług do spłacenia wobec pacjentów i spłacę go swoją pracą!

Mirosław Dragon

- Nie lekceważmy koronawirusa, 10 milionów Polaków jest w grupie ryzyka. Jeśli ktoś młody i zdrowy lekceważy wirusa, bo przejdzie go pewnie bezobjawowo, to niech palcem wskaże osoby, które mają umrzeć. Jego babcia, którą zarazi? Ojciec chorujący przewlekle na płuca? - pyta Szymon Barabach, kardiolog z Kluczborskiego Centrum Kardiologii, który sam pokonał koronawirusa.

Ponad miesiąc walczył pan z koronawirusem…
Dokładnie 47 dni, bo tyle dni minęło od zakażenia do drugiego ujemnego wyniku na obecność wirusa.

Jaki był najgorszy moment w tym czasie?
Najgorszy był dzień, kiedy przyjechałem do szpitala wojewódzkiego w Opolu na Oddział Zakaźny i miałem już dodatni wynik. Bałem się nie o siebie, ale o swoją rodzinę. Zostawiłem w domu córki i żonę w ciąży. Nie wiedziałem, czy ich nie zaraziłem.

Nikogo pan nie zaraził!
Ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Kiedy o godzinie 23:06 odebrałem telefon z sanepidu o dodatnim wyniku, nie zmrużyłem już oka do rana. W nocy dwa razy odkaziłem cały dom: wszystkie klamki, meble i inne powierzchnie płaskie. Spakowałem się też do szpitala.

A jaki był najlepszy moment w ciągu ostatnich 47 dni?
Droga powrotna z izolatorium do domu po ponad miesiącu w zamknięciu i całkowitej izolacji. Kolega przyjechał po mnie. Jadąc na fotelu pasażera, otwarłem okno, wciągałem w płuca zapach rzepaku i kwitnących kasztanowców. To była wielka euforia!

To była już połowa maja. Wróćmy do 7 kwietnia, wtedy napisał pan na Facebooku, że jest pan zakażony. Nie bał się pan, że zostanie pan napiętnowany, jak wielu zarażonych?
To był mój koronwirusowy coming out (śmiech) Napisałem to na mojej stronie „Szymon Barabach kardiolog”, którą założyłem w marcu, kiedy z powodu pandemii musiałem zawiesić pracę w moich dwóch poradniach kardiologicznych w Kluczborku. Udzielałem przez tę stronę pacjentom darmowych teleporad. Wszyscy wtedy pisali o pierwszym zakażonym mieszkańcu powiatu kluczborskiego. Zdawałem sobie sprawę, że za chwilę po mieście rozejdą się plotki, że chory jest lekarz i że pewnie zaraził mnóstwo pacjentów. Poinformowałem, że od zakażenia nie miałem kontaktu z pacjentami szpitalnymi w Kluczborku.

Skąd pan wiedział, że jest pan zakażony?
Po powrocie z delegacji źle się poczułem. Bolało mnie gardło, miałem gorączkę. Tak naprawdę byłem przekonany, że to infekcja gardła, ale na wszelki wypadek zastosowałem autoizolację, jak się to fachowo nazywa. Czyli spałem w domu w osobnym pomieszczeniu, nigdzie nie wychodziłem, z nikim się nie spotykałem, ograniczyłem kontakty z członkami rodziny. Kiedy objawy się nasiliły, zadzwoniłem do sanepidu.

Wtedy już się pan domyślił, że to SARS-CoV 2?
Ależ skąd, zwłaszcza że wynik pierwszego wymazu był wątpliwy. Byłem przekonany, że robię to na wszelki wypadek, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, zwłaszcza że czułem się już lepiej!

Jednak trafił pan do szpitala, i to na długo.
W szpitalu byłem trochę ponad tydzień, później miesiąc przebywałem w izolatorium. Przez tydzień miałem bardzo silne bóle mięśniowe. Tak silne, że nie miałem nawet siły obrócić się na łóżku na drugi bok. Te objawy po kilku dniach ustąpiły i zostałem przeniesiony do izolatorium. I to było najbardziej frustrujące. Bo przez miesiąc czułem się już dobrze fizycznie, ale kolejne wykonywane wymazy nadal dawały dodatnie wyniki! Koronawirus nie chciał mi odpuścić!

Kiedy pytałem o najgorszy dzień, myślałem, że powie pan o swoich urodzinach, które spędził w izolatorium.
Nie tylko moje urodziny, ale także Święta Wielkanocne, a także urodziny mojej żony. Najbardziej dołująca była Wielkanoc. Moi rodzice, żona i córki, przyjaciele, przyjechali pod izolatorium i mogłem im tylko pomachać przez okno. Żona płakała, 1,5-letnia córeczka Nela wołała mnie i nie rozumiała, dlaczego tata do niej nie zejdzie. Okropna sytuacja. Nawet przez okno nie dało się porozmawiać, trzeba było rozmawiać przez telefon komórkowy.

Był pan przekonany, że swoje urodziny 25 kwietnia spędzi pan w domu?
Czułem się już dobrze, żona upiekła już swój firmowy tort bezowy. Ale test wyszedł dodatni! Zadzwoniłem do mojej żony Basi i powiedziałem: „Trudno, wrócę za to na twoje urodziny 6 maja”. Ale kolejny wymaz też wyszedł dodatni! Mogłem tylko zamówić pocztę kwiatową dla żony. Byłem ogromnie sfrustrowany, bo do tamtej pory żaden inny pacjent nie spędził w izolatorium tyle czasu! Byłem pierwszym mieszkańcem opolskiego izolatorium. Po mnie przychodzili inni pacjenci, którzy zdążyli już wyzdrowieć i wrócić do domu, przychodzili kolejni, a ja ciągle siedziałem tam zamknięty!

Jak spędza się cały miesiąc w całkowitej izolacji? To jak w więzieniu, albo nawet gorzej, bo nie ma się prawa nawet do spacerniaka!
Chodziłem po pokoju jak zwierzę po klatce. Próbowałem skakać na skakance, ale niestety było tam za mało miejsca! Dwa razy dziennie przychodziła do mnie pielęgniarka, żeby zmierzyć mi temperaturę, puls, saturację. Ubrana w podwójny kombinezon, podwójne rękawiczki, maskę – tylko jej sympatyczne oczy było widać! W dniu urodzin przyniosła mi nawet prezent od wspaniałych lekarzy i pielęgniarek z Oddziału Zakaźnego!

Co za prezent?
Maseczki ochronne, środki do dezynfekcji, soki i słodycze, żeby podnieść mnie na duchu. W izolatorium trzy kolejne testy były dodatnie, dopiero czwarty ujemny. Kiedy pobrano mi kolejny wymaz, żeby potwierdzić wyzdrowienie, nie mogłem spać całą noc. Rano zadzwoniła pani ordynator, że mam się szykować do domu, oni pośpieszą się z wypisem i za godzinę będę w domu!

Na duchu podnosili pana także pacjenci i mieszkańcy Kluczborka, którzy nagrali specjalny film złożony ze zdjęć, na których trzymają kartki ze wspierającymi pana hasłami!
Ależ byłem przyjemnie zaskoczony! Tym bardziej, że na zdjęciach nie byli tylko moi pacjenci i znajomi, ale także przyjaciele mojej żony oraz osoby, których jeszcze nie miałem okazji poznać. Codziennie dostawałem różnymi komunikatorami pozdrowienie, wyrazy wsparcia i życzenia powrotu do zdrowia. To było bardzo pokrzepiające!

Które hasło z filmu podobało się pani najbardziej?
Wszystkie bardzo mnie wzruszyły, ale najbardziej rozśmieszył mnie transparent: „Uwolnić doktora!” (śmiech)

- W końcu jestem zdrowy i wróciłem do domu, do żony i córek! - mówi kluczborski lekarz kardiolog Szymon Barabach, na zdjęciu z 1,5-roczną córeczką N
Kadr z filmu „Szymon, trzymaj się!”

Po wyjściu ze szpitala napisał pan na swojej stronie: „Mam wobec Was wielki dług, który postaram się spłacić”. Jak pan spłaci ten dług wdzięczności?
Oczywiście, pracując jako lekarz. Chcę pomagać wszystkim moim wspaniałym pacjentom za wszystkie oznaki życzliwości, modlitwę i wszelką okazaną pomoc.

Obieca im pan, że zostanie pan w szpitalu w Kluczborku, nie przeniesie się pan do innego szpitala, w dużym mieście?
Obiecuję. Nie pochodzę stąd, tylko jak zawsze mówię: „jestem pierwszy z Brzegu”, ale to tu właśnie, znalazłem swoje miejsce na ziemi. Kluczbork podoba mi się, dobrze się tu czuję, czerpię olbrzymią satysfakcję zawodową z pracy w Kluczborskim Centrum Kardiologii.

Podczas choroby nie tylko informował pan o swoim stanie, ale swoimi wpisami w internecie uświadamiał pan też ludzi o koronawirusie i obalał mity.
Tak, bo mnóstwo ludzi powiela fake newsy, że SARS-CoV 2 to wymyślony problem, że zwykła grypa zabija więcej ludzi. Słuchajmy autorytetów, np. prof. Krzysztofa Simona, prof. Piotra Kuny, a nie znawców od wszystkiego.
Nawet jeśli ktoś jest młody i zdrowy, i lekceważy wirusa, bo przejdzie go pewnie bezobjawowo, to niech palcem wskaże osoby, które mają umrzeć. Jego babcia, którą zarazi? Ojciec chorujący przewlekle na płuca? Jak ma to dotykać nas i nasze rodziny, to patrzy się na to trochę inaczej. A statystyki nie da się oszukać! Prawda jest taka, że 10 milionów Polaków jest w grupie ryzyka. To seniorzy, chorzy przyjmujący leki sterydowe, pacjenci hematologiczni, onkologiczni, chorzy z niedoborami odporności, kobiety w ciąży, diabetycy, czy chorzy kardiologiczni.

Problem w tym, że nie tylko facebookowi znawcy od wszystkiego, ale nawet minister zdrowia Łukasz Szumowski mówi, że on nie musi nosić maseczki...
Wstyd, że minister zdrowia publicznie mówi, że nie nosi maseczki, bo nie musi. Chociaż ja pacjentom też mówią, że nie muszą nosić maseczek, ale...

Słucham?!
...ale jeśli nie maseczkę, to trzeba nosić przyłbicę ochronną. Nie dał mi pan dokończyć. Część moich pacjentów skarży się, że ma trudności z oddychaniem przez maseczkę. Odpowiadam: zgodnie z przepisami to nie musi być maska, to może być przyłbica.

Zirytowały pana też wpisy, że zwykła grypa zabija więcej ludzi niż koronawirus.
Nawet jak ktoś nie chce wierzyć autorytetom, to niech zapozna się rzetelnie z liczbami. Otóż w całym sezonie 2018/2019 grypa uśmierciła w Polsce 143 osoby, co było zresztą wskaźnikiem najwyższym od pięciu lat! W obecnym sezonie z powodu powikłań po grypie zmarło 65 osób, a z powodu pandemii koronawirusa już ponad 950 osób. Epidemiolodzy szacują, że rzeczywista liczba chorych, a tym samym zgonów, jest kilkunasto-, jeśli nie kilkudziesięciokrotnie wyższa. To liczby dla tych, którzy dalej uważają, że SARS-CoV-2 jest mniej groźny niż grypa. Śmiertelność jest co najmniej 10 razy wyższa! Do tego grypę znamy i wiemy, jak ją leczyć, są szczepienia. A w przypadku koronawirusa, nawet przy takiej izolacji społecznej, mamy już prawie tysiąc zgonów od marca!

lekarz Szymon Barabach:
- Nawet jak ktoś nie chce wierzyć autorytetom, to niech zapozna się rzetelnie z liczbami. Otóż w całym sezonie 2018/2019 grypa uśmierciła w Polsce 143 osoby, co było zresztą wskaźnikiem najwyższym od pięciu lat! W obecnym sezonie z powodu powikłań po grypie zmarło 65 osób, a z powodu pandemii koronawirusa już ponad 950 osób. Epidemiolodzy szacują, że rzeczywista liczba chorych, a tym samym zgonów, jest kilkunasto-, jeśli nie kilkudziesięciokrotnie wyższa.

Na swojej stronie ostro traktuje pan wpisy osób nie wierzących w pandemię koronawirusa.
Bo COVID to nie Yeti, nie trzeba w niego wierzyć, tylko zapoznać się z faktami, liczbami i naukową wiedzą. Irytuje mnie bezmyślne upowszechnianie sensacyjnych teorii, tworzonych przez wątpliwej klasy „autorytety”. Sieje to dezinformację, budzi niepokój i potęguje strach. Nawet niektóre osoby z tytułem profesora to robią! Ale tytuł profesora nie czyni jeszcze nikogo mądrym... Skoro tak bogate kraje, jak USA czy Niemcy, nie mogą sobie z tym poradzić, to dowód na to, że problem jest poważny. SARS-Cov-2 to nie jest ściema, sprawka Billa Gatesa, sieci 5G czy przykrywanie obecnej sytuacji politycznej, jak twierdzą zwolennicy teorii spiskowych.

Czy to wina mediów społecznościowych, gdzie teorie spiskowe są masowo udostępniane?
30 lat temu podobnie niektórzy nie wierzyli w wirus HIV, który wywołuje AIDS. Przyroda nie jest wolna ani od wirusów, ani od teorii spiskowych. One były z nami, są i będą. Większość z wirusów jest niezauważalnych i dla większości ludzi niegroźnych, ale są też te zjadliwe i mordercze, takie jak SARS-CoV-1, MERS-Cov, wirus Ebola, Zika czy Zachodniego Nilu. Nie wolno panikować, ale nie wolno też bagatelizować obecnej epidemii. Bo ignorancja prowadzi nie tylko do wypisywania głupot i teorii spiskowych w internecie, ale prowadzi też do zakażenia i zgonu.

Krytykuje pan też działania rządu.
I tak, i nie. Obostrzenia wprowadzone przez władze są słuszne, ale moim zdaniem spóźnione. Szczególnie, jeśli chodzi o obowiązek zakrywania ust i i nosa. Dlaczego Czechy i Słowacja tak dobrze radzą sobie z koronawirusem? Bo od marca nie dyskutują, tylko obowiązkowo noszą maseczki oraz testują na potęgę! Byliśmy w ogonie Europy, jeśli chodzi o ilość wykonywanych testów na obecność wirusa SARS-CoV 2. U nas też powinno się wykonywać więcej testów, żeby wyłapywać osoby przechodzące koronawirusa bezobjawowo, żeby nie zakażały kolejnych osób. Na szczęście ostatnio ilość wykonywanych testów w Polsce znacząco wzrosła.

Pan na pewno nikogo nie zarazi, bo jest pan już zdrowy. Kiedy wraca pan do pracy?
Od 25 maja, czyli od poniedziałku, wracam do pracy. Przy okazji, jako lekarz, przypomnę wszystkim pacjentom, że pandemia koronawirusa nie sprawiła, że innych choroby zniknęły! W Polsce co roku 60-70 tysięcy osób doznaje udaru, a 30 tysięcy z nich umiera! Udar jest też najczęstszą przyczyną trwałego inwalidztwa. Drodzy pacjenci, zachowujcie środki ostrożności: dezynfekcję rąk, maseczki ochronne, ale niech strach przed koronawirusem nie sprawia, że nie chodzicie do lekarza.

Polacy przestali chodzić do lekarza?
Rozmawiam z kolegami lekarzami i to jest dramat – ilość pacjentów spadła drastycznie! Ludzie nie zgłaszają się nawet po recepty na przyjmowane regularnie leki. A przecież przepisanie e-recepty nie wymaga nawet wizyty u lekarza. Najczęściej wystarczy teleporada. Ale jeśli trzeba iść do lekarza, to nie można tego odkładać w nieskończoność. Bo co z tego, że uniknie się zakażenia koronawirusem, jeśli zabije nas zawał albo udar. Zresztą, nie lecząc się na choroby układu krążenia, zwiększamy szanse koronawirusa.

Jaki to ma związek?
Aktualne analizy rejestrów medycznych dowodzą, że regularne przyjmowanie leków przeciwnadciśnieniowych i obniżających poziom cholesterolu znacząco zmniejsza ryzyko zgonu z powodu COVID-19. Chorzy, którzy nie byli leczeni najczęściej stosowanymi lekami ACE i ARB, umierali trzykrotnie częściej! Czyli co trzeba robić: leczmy nadciśnienie i inne choroby sercowo-naczyniowe i nie kombinujmy z lekami!

Mirosław Dragon

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.