Lek dla Maćka zdrożał o ponad 2 tys. zł!
Ministerstwo zdrowia opublikowało listę leków refundowanych. Zdania na jej temat są mocno podzielone Ucierpią na niej m.in. pacjenci po przeszczepach. Ich leki bardzo podrożały. Zapowiadają protest pod resortem
Od piątku obowiązuje nowa lista leków refundowanych. Publikuje ją kilka razy w roku Ministerstwo Zdrowia i za każdym razem wywołuje ogromne emocje wśród pacjentów.
Dodano 89 produktów - nie tylko tych, które będą sprzedawane w aptekach, ale także stosowanych w chemioterapii i w ramach tzw. programów lekowych, czyli terapiach innowacyjnymi i drogimi środkami u pacjentów, którym nie pomogły inne, konwencjonalne metody.
Pacjenci będą płacić mniej za 366 produktów. Więcej będzie kosztowało 286 preparatów.
- Dla samych aptek te zmiany są kosmetyczne. Mówię o lekach, których sprzedajemy najwięcej, czyli tych na krążenie czy nadciśnienie. To zwykle są wahania o dwa złote w jedną albo w drugą stronę - mówi Katarzyna Gondek, właścicielka jednej z krakowskich aptek. - Spore podwyżki dotyczą leków specjalistycznych, mniej popularnych. Tutaj zmiana może wynosić np. kilkadziesiąt złotych, a kiedy pacjent musi kupić kilka opakowań, robi się z tego spora suma - tłumaczy.
Dodaje także, że pacjenci często narzekają na wysokie ceny leków, ale nie mają zaufania do tańszych zamienników.
- Proponujemy pacjentom tańsze leki, o tej samej substancji czynnej. Może różnić się jedynie dodatkowymi elementami, które budują tabletkę, ale skład leczniczy jest identyczny, jak w preparacie, który przepisał lekarz. Mimo tego nie każdy chce się zgodzić na odpowiednik bez konsultacji z lekarzem - dodaje farmaceutka.
Ponad 2000 zł więcej
Najbardziej niezadowolonymi ze zmian na liście są pacjenci po przeszczepach. Okazuje się, że po raz kolejny podrożał jeden z leków, Valcyte, chroniący organizm przed wirusem CMV, który atakuje gruczoły ślinowe i może być dla pacjentów po przeszczepach zabójczy.
Jeszcze do maja tego roku za opakowanie trzeba było zapłacić 3,20 zł. Po majowej liście - już ponad 1300 zł. Teraz lek jest jeszcze droższy, a jego cena wynosi 2427 zł. W związku z tymi zmianami pacjenci oraz ich rodzice zapowiadają protest. Odbędzie się w przyszły piątek, 8 września, pod siedzibą Ministerstwa Zdrowia.
- Nam nie chodzi o upieranie się przy jednym leku, czy negowanie tego, że istnieją zamienniki - mówi Anna Serczyk, mama Maćka, który sześć lat temu przeszedł przeszczep serca. - Chodzi o to, że nikt nam nie pokazał wyników badań, które by udowadniały, iż zamienniki są bezpieczne. Ani ja, ani inni rodzice, którzy są takiej samej sytuacji, nie chcemy, by nasze dzieci były królikami doświadczalnymi - denerwuje się. Podkreśla, że podawanie nowej substancji dziecku po przeszczepie to ryzyko. Nawet mały błąd może skończyć się tragedią. - Dzięki pomocy jednej z fundacji mamy zapas leków do października. Boję się myśleć, co będzie, kiedy wszystkie opakowania nam się skończą - mówi.
Zmiany na plus
Na pewno dobrą wiadomością dla pacjentów jest to, że objęty refundacją został lek Imbruvica, stosowany u chorych na przewlekłą białaczkę limfocytową. Na liście znalazł się także lek Pixuvri, używany w terapii chłoniaków złośliwych i Rixubis, który pomaga małym pacjentom z hemofilią.
Ważne zmiany objęły także leczenie chorych na stwardnienie rozsiane. Kilka substancji, które do tej pory mogły być podawane jedynie osobom pełnoletnim, teraz będą dostępne od 12. roku życia. - To bardzo dobra wiadomość, bo daje większe pole wyboru, jeśli jeden lek na dziecko nie zadziała - mówi Dominika Czarnota-Szałkowska z Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego.
Pacjentki ze stwardnieniem rozsianym, które przerwały terapię z powodu ciąży, dotychczas po urodzeniu dziecka musiały ponownie przejść proces kwalifikacji, żeby znowu zacząć brać leki. Teraz kobiety będą mogły bez problemów wrócić do przyjmowania potrzebnych preparatów. - Ważny jest również usunięcie zapisu mówiącego o tym, że kobiety w ciąży nie powinny zażywać octanu glatirameru. Okazuje się, że nie ma przeciwwskazań, więc pacjentka nie musi na czas ciąży przerywać terapii - tłumaczy Dominika Czarnota-Szałkowska.
Lista wprowadza ważną zmianę w leczeniu choroby Leśniowskiego-Crohna u dzieci. Do tej pory po przerwaniu leczenia jednym z dwóch środków (adalimumabem lub infliksymabem) można było wrócić do terapii, jeśli dziecko uzyskało 51 punktów we wskaźniku PCDAI. Punktacja oznacza stopień zaawansowania choroby. 51 punktów to nasilona biegunka, ból brzucha, osłabienie, wysoka gorączka i anemia. Ogromne cierpienie dla dziecka. Po latach starań rodziców małych pacjentów, zrzeszonych w stowarzyszeniu J-elita, udało się wywalczyć zmianę - do leczenia będzie można wrócić, jeśli dziecko uzyska 10 punktów.
- Miejmy nadzieję, że dzięki zmianom nie będzie dochodziło do sytuacji, kiedy rodzice i lekarze czekają na cierpienie dziecka, aby podać mu lek. To było nieetyczne - mówi Anita Michalik, wiceprezes małopolskiego oddziału J-elita i mama chorej na Leśniowskiego-Crohna Igi.
Czas pokaże, jak nowe zasady będą działać. Wciąż zostaje jednak sporo problemów.
Dzieci, które mają po raz pierwszy dostać leki, nadal muszą osiągnąć 51 punktów. Tu pojawia się obawa, że wielu pacjentów zostanie włączonych do programu lekowego zbyt późno.
- Prowadzimy rozmowy w tej sprawie z resortem zdrowia - tłumaczy pani Michalik.