Lech ze strachem w oczach! Taką postawę trudno zaakceptować...
Rok temu Nenad Bjelica debiutował w roli trenera Lecha i też rywalem była Pogoń. Kolejorz wygrał 3:1. Tamtego meczu nie da się porównać z niedzielnym
Chorwat ujął kibiców tym, że nie rzucał słów na wiatr. Kiedy mówił o chęci zwyciężania, odważnie postawił na ofensywę, rozbijając mało kreatywny duet Tetteh - Trałka. Lech nie czekał na to, co zrobi Pogoń. Starał się od początku przejąć inicjatywę, być stroną dominującą i miał plan, jak to zrealizować. Podstawą był wysoki pressing. To wymagało poświęcenia i zaangażowania. Było je widać. Nawet szybko stracony gol tego nie zmienił. Kolejorz parł do przodu, tworzył sytuacje i solidnie zapracował na wygraną.
Minęło 12 miesięcy. Klub nie tylko sfinalizował wszystkie transfery, o które zabiegał Bjelica, trener miał mnóstwo czasu, by dobrze przygotować zespół i zobaczyliśmy dokładne przeciwieństwo, tego co Kolejorz zaprezentował w pierwszym oficjalnym meczu Chorwata w ekstraklasie.
Tak jakby przez cały rok drużyna była na wagarach
i zupełnie nie przyswoiła sobie, tego co szkoleniowiec wykładał na treningach i obiecywał publicznie.
Lech bowiem sprawiał wrażenie przestraszonego, grał bojaźliwie, nie miał w sobie chęci zwycięstwa. Czekaliśmy prawie dwa tygodnie na to, że zobaczymy wypucowaną „Poznańską Lokomotywę” gotową do drogi o mistrzostwo Polski, a przyszło nam oglądać ciuchcię, która na tle ligowego średniaka jest wolna, brakuje jej pary i jakości, by wjechać na zwycięskie tory. A przecież była okazja, by zrewanżować się za pucharowe baty, odskoczyć od największego rywala, dać kibicom odrobinę radości z dobrego widowiska. Zamiast hitu był kit.
Od kandydata do mistrzostwa oczekujemy zupełnie innej postawy niż w Szczecinie.
To była katastrofa i nie chodzi tu o wynik, bo on pozwolił przetrwać Lechowi na pozycji lidera, ale o styl gry. Bezradność w ataku można tylko porównać do meczu w Płocku. Tam też fatalnie spisała się cała formacja ofensywna.
Po raz kolejny mogliśmy się przekonać kim są dublerzy Makuszewskiego, Jevticia czy Majewskiego. Radut i Barkroth solidnie pracują na miano transferowych niewypałów roku, Situm znów był totalnie bezproduktywny, a przecież w kolejce na ligową weryfikację czekają jeszcze Rakelss czy Vujodinović.
Jeśli Bjelica szybko nie ogarnie tego co stało się z drużyną, to oprócz łatki trenera, który nie umie wygrywać ważnych meczów, przylgnie do niego też określenie mistrza zaklinania rzeczywistości.
Kibice dosyć mają już oglądania takiej bezbarwnej kopaniny jak w Szczecinie, Płocku czy wcześniej w Niecieczy.
Niewiele lepsze były też przecież spotkania w Krakowie czy przy Bułgarskiej z Sandecją. Lech pokonał Arkę, nie po składnych akcjach, lecz po stałych fragmentach gry. Do tej pory z zębem i pasją zagrał tylko w dwumeczu z Utrechtem. Trochę mało jak na nasze oczekiwania.
Najbardziej martwi fakt, że od dłuższego czasu forma Kolejorza nie wzrasta i jest daleka od optymalnej. A przecież pojedynki z poważnymi rywalami dopiero przed Lechem.
Ze Śląskiem, Legią czy Wisłą też będzie chciał dotrwać do 90 minuty ze szczęśliwym 0:0?