Lech Raczak: Mój związek z Poznaniem jest bardzo dwuznaczny... [ROZMOWA]
Teatr nie znalazł w swoim języku i tematyce czegoś wystarczająco atrakcyjnego, by porwać nowe pokolenia, czyli kolejnych potencjalnych widzów. Odnoszę wrażenie, że polska widownia bardzo się starzeje – mówił Lech Raczak, reżyser teatralny, współtwórca Teatru Ósmego Dnia i laureat Nagrody Artystycznej Miasta Poznania w 2018 roku. Lech Raczak zmarł w piątek, 17 stycznia 2020 roku. Przeczytaj wywiad przeprowadzony z nim w lipcu 2018 roku.
Rozmawiamy na kilka dni przed wręczeniem panu Nagrody Artystycznej Miasta Poznania. Jak wiele ona dla pana znaczy? W końcu – mimo że nie mieszkał pan w Poznaniu przez cały czas – to właśnie z tym miastem wydaje się być najbardziej związany. Tu się wychował, tu rozpoczął swoją przygodę z teatrem. Zresztą, wciąż ją przeżywa…
Nie ukrywam, że ta nagroda była dla mnie dużym zaskoczeniem. Sądziłem, że już dawno przestałem znajdować się w centrum czyjejkolwiek uwagi. Moje zdziwienie było o tyle większe, że Nagrodę Artystyczną Miasta Poznania odebrałem już 26 lat temu – jako dyrektor Teatru Ósmego Dnia, wspólnie z całym jego zespołem. Założyłem więc, że będąc współlaureatem jednej nagrody, niekoniecznie jestem kandydatem do drugiej. Poza tym, to właśnie w tym roku miałem dość niemiłą przygodę z Urzędem Miasta, który odmówił mi grantu na zrobienie spektaklu z okazji odzyskania niepodległości przez Polskę. Komisja odrzuciła mój wniosek, decyzję uzasadniając tym, że granty należy dawać twórcom młodym, a przecież ja jestem już stary (śmiech). Nie ukrywam, że bardzo mnie to zirytowało. Pomyślałem sobie: może te wszystkie srebrne i złote pieczęcie, które w minionych latach otrzymywałem od miasta, powinienem teraz spakować w karton i odnieść do urzędu? Przyjmijmy jednak, że z uwagi na tę zaskakującą dla mnie wiadomość, nie będę już o tym pamiętać (śmiech).
Jaki charakter ma pana związek z Poznaniem?
Ten związek jest bardzo dwuznaczny. Tu zakładałem Teatr Ósmego Dnia, jednak w połowie lat osiemdziesiątych, decyzją urzędników, został on zakazany. Grywałem z nim więc po kościołach w całej Polsce – w Poznaniu zdecydowanie najrzadziej. Później, kiedy kościoły również zaczęły się na nas zamykać, wyjechaliśmy na kilkuletnią emigrację. Graliśmy na zachodzie, później w rozpadającym się Związku Radzieckim... Do Poznania wróciliśmy po długiej nieobecności. Dziś bardziej w nim pomieszkuję i wykładam niż reżyseruję.
Dlaczego?
Ponieważ ani poznańskim teatrom dramatycznym nie jest ze mną po drodze, ani mnie z ich dyrektorami (śmiech). Od lat jestem reżyserem bardziej legnickim aniżeli poznańskim, co zresztą zupełnie mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – uważam, że tamtejszy Teatr im. Heleny Modrzejewskiej stoi na o wiele lepszym poziomie niż wszystkie teatry w Poznaniu razem wzięte.
Został pan uhonorowany za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie teatru”. Zastanawiam się, które z nich są dla pana największym, osobistym powodem do dumy?
Wyreżyserowałem ponad siedemdziesiąt przedstawień i wśród nich znajduje się przynajmniej kilka takich, do których lubię czasem sięgać pamięcią. Myślami wracam wtedy choćby do lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, a więc do spektakli „Przecena dla wszystkich”, „Więcej niż jedno życie”, a zwłaszcza „Jednym tchem”, który – jak mniemam – wiele zmienił w sposobie myślenia o kontestacyjnej funkcji teatru w czasach opozycyjnej Polski. Z sentymentem wspominam też „Ziemię niczyją” – ostatnią sztukę zrealizowaną w ramach Teatru Ósmego Dnia, niejako zamykającą wspomniane doświadczenie emigracji. Mówiąc zaś o Legnicy, wyróżniłbym niemniej istotny „Tryptyk Rewolucyjny”, składający się z trzech przedstawień: „Dziady”, „Marat/Sade” i „Czas terroru”.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień