Lech Poznań: W Lechu już nie ma co bardziej zepsuć. Czy Djurdjević powinien dalej być trenerem?
Lech Poznań we wtorek został upokorzony po raz kolejny. Po beznadziejnej grze z Rakowem Częstochowa przegrał 0:1 i już w 1/16 finału odpadł z Pucharu Polski. Nic więc dziwnego, że od kilku tygodni jak bumerang powraca pytanie czy Ivan Djurdjević powinien nadal być trenerem poznańskiej drużyny.
Kolejorz przez długie fragmenty wtorkowego meczu był tylko tłem dla pierwszoligowca. Po stracie gola, już na początku spotkania, lechici wyglądali na sparaliżowanych i przestraszonych. Pressing Rakowa spowodował, że podopieczni Djurdjevicia kompletnie się pogubili i zaczęli się desperacko bronić. Wybijali piłki na oślep, jak zespół z klasy okręgowej. Gospodarze przez cały mecz byli drużyną zdecydowanie lepszą pod każdym względem. Taktycznie i motorycznie Lech wyglądał żałośnie.
Na pomeczowej konferencji prasowej trener zadeklarował, że chce nadal pracować w Kolejorzu, ale przyznał też, że jest zaniepokojony postawą swoich podopiecznych. - Kiedy poprzednio wpadaliśmy w dołek, to widziałem reakcję, co było ważne. Teraz tego nie było, co mnie mocno niepokoi.
Czy to świadczy, że czas Serba w Lechu już minął i czy powinien otrzymać jeszcze jedną szansę?
- Ostatnie wyniki na pewno nie bronią Djurdjevicia. Styl, a w zasadzie jego brak, zaprezentowany w spotkaniach z Pogonią i Rakowem - tym bardziej
- mówi Adam Godlewski wieloletni szef tygodnika „Piłka Nożna”, a obecnie publicysta katowickiego „Sportu”.
- Też jestem bardzo rozczarowany sposobem w jakim trener Djurdjević prowadzi zespół. Lech wygląda jak grupa dzieci we mgle. Nie wiedzą jak się poruszać na boisku. Próbowali pressingu, ale odległości między zawodnikami były tak duże, że Raków łatwo potrafił Lecha rozklepać i z łatwością przechodził pod bramkę.
- Motoryka kuleje, nie czuć chemii między nim a piłkarzami
- dodaje Marek Rzepka, były obrońca Lecha, wielokrotny reprezentant Polski.
- Lista błędów jakie popełnił jest długa. Przede wszystkim nie widać na boisku myśli szkoleniowej. Jest chaos i zniechęcenie. Wydaje mi się, że wynika z to z tego, że piłkarze nie rozumieją taktyki z trójką obrońców. Djurdjević zamiast rozpocząć od prostych schematów i je ćwiczyć do bólu, aż drużyna je opanuje do perfekcji, zaczął wszystko niesamowicie komplikować i w efekcie doprowadził do sytuacji, w której nikt nie wie już jak się poruszać i reagować - dodaje Marek Rzepka.
Za duży kapelusz?
- Lech okazał się dla Djurdjevica zbyt dużym kapeluszem jak na jego głowę - twierdzi z kolei nasz ekspert Andrzej Grajewski, były prezes Lecha i Widzewa.
- Wydaje się, że stracił kontrolę nad zespołem. Jest spanikowany, kamery czasem pokazują jego reakcje podczas meczu i ten widok niestety nie jest budujący. Djuka pewnie ma nadzieję, że jak wygrają kolejny mecz, to jakoś to pójdzie, trochę na szczęściu, trochę na umiejętnościach graczy, których posiada, bo przecież nikt rozsądny nie powie, że Kolejorz ma gorszych piłkarzy niż Raków czy Pogoń - mówi Andrzej Gajewski.
- Uważam jednak, że obarczanie trenera za całą sytuację, jaka jest w klubie, to wielkie uproszczenie. Cała atmosfera wokół Lecha jest fatalna od wielu miesięcy. Ivan sam się nie zatrudnił. Piotr Rutkowski wymyślił, że powierzenie drużyny legendzie klubu, która cieszy się zaufaniem kibiców, poprawi te nastroje. To się nie udało, stąd to zniechęcenie, obojętność, o czym najlepiej świadczy frekwencja na trybunach
- dodaje Grajewski.
- Djurdjević nie potrafił właściwie zbalansować drużyny i na dziś trudno o inny wniosek niż taki, że zbyt wcześnie dostał pierwszy zespół Lecha. Tyle że to nie początkujący na poziomie ekstraklasy trener jest największym problemem Kolejorza. To kolejny sezon, w którym poznańska drużyna jest nijaka, pozbawiona charakteru, nie umie podnieść się po stracie gola nawet z zespołem z niższej ligi, co obnażył Raków Częstochowa w meczu Pucharu Polski. Brakuje lidera w szatni i na boisku, zaś mental całej drużyny to katastrofa. A ktoś sprowadza na Bułgarską tych obieżyświatów, którzy potrafią żeglować jedynie na spokojnych wodach - dodaje Adam Godlewski.
Lech doszedł do ściany
Te opinie potwierdza też facebookowy wpis Jarosława Pucka, polityka, zagorzałego kibica Kolejorza.
- Lech Poznań jest jak Jacek Jaśkowiak - nie realizuje obietnic, ale nic sobie z tego nie robi. Kibice Lecha są jak wyborcy PiSu - obojętnie jak jest, zawsze głosują. Zarząd Lecha jest jak Jarosław Kaczyński - uważa, że jak zmieni premiera (trenera), na tego, którego bardziej lubią wyborcy (kibice), to będzie lepiej. Piłkarze Lecha są jak Partia Razem - jeżdżą razem autobusem i wszyscy się z nich śmieją. Ivan Djurdjević jest jak Beata Szydło - od początku było wiadomo, że zrobiono mu krzywdę. Dział skautingu Lecha jest jak PO - udaje, że ma program. A my, jak zawsze, dajemy się na to wszystko nabrać...
- napisał były kandydat na prezydenta Poznania, Jarosław Pucek.
- Nie chcę w tej chwili oceniać, czy Ivan to dobry czy zły trener. Główny problem Lecha polega na tym, że stracił wiarygodność - mówi dodaje.
- Nikt już nie wierzy ludziom, którzy trzymają stery w klubie. Nie dotrzymali żadnej ze swoich obietnic. Miała być przemodelowana szatnia, nic takiego nie nastąpiło. Trzon mieli stanowić Polacy, a tymczasem szatnia zrobiła się jeszcze bardziej międzynarodowa. W Lechu są kosmetyczne zmiany, taki doraźny remont, ale jak to często bywa, jest on dużo bardziej kosztowny niż budowa czegoś nowego, od podstaw. Lech nie tylko nie ma genu zwycięzcy, ale stracił też swoje DNA. Potrzebne jest nowe spojrzenie na klub, bo doszedł on już do ściany i próbowanie przebicia jej głową, to zadanie karkołomne. Nie widzę w klubie osoby, która posiadałaby autorytet, by konieczne zmiany przeprowadzić. Zarządzanie klubem sportowym różni się od zarządzania firmą czy korporacją. Potrzebny jest element ryzyka, szaleństwa, serce do tego co się robi, a mam wrażenie, że przy Bułgarskiej wszystko opiera się na zimnej kalkulacji i to prowadzi do degrengolady tego klubu - dodaje Jarosław Pucek.
Nowe spojrzenie na Lecha
- Też uważam, że potrzebne jest nowe spojrzenie na klub. Lechowi potrzebna jest świeża krew, ktoś, kto spojrzałby na klub inaczej, z innej perspektywy niż robili to ludzie dotychczas zatrudniani przez Jacka Rutkowskiego. On często chwalił się znajomością Bundesligi, ale ja w Lechu niemieckich wzorów nie dostrzegam. Naszą ligę można wygrać dyscypliną i wybieganiem
- mówi Grajewski. - Trzecioligowym trenerom z Niemiec Lettieriemu i Runjaiciowi udało się sklecić ze zbieraniny zawodników całkiem ładnie grające zespoły. A Lech jak nie wiedział jak ma grać, tak nadal nie wie i mam duże wątpliwości, czy potrafi to zmienić ktoś, kto 5-6 razy wylatywał z innych polskich klubów - dodaje popularny „Grajek”.
Niewiele można już popsuć
Pozostaje więc pytanie czy Ivan Djurdjević, w obecnej sytuacji jest jeszcze coś w stanie z tego zespołu „wyciągnąć”?.
- Jeśli Djurdjević jest traktowany jako długofalowa inwestycja klubu, to zwolnienie go już po połowie sezonu zasadniczego byłoby przyznaniem się właściciela i szefa Lecha, że przed kilkoma laty źle wyselekcjonował kandydata. Jeśli Ivan ma kiedykolwiek być rasowym trenerem, a Lech mieć korzyść z tego, że tak odważnie na niego postawił, to obecny szkoleniowiec powinien dostać szansę przezwyciężenia kryzysowej sytuacji, w jakiej niewątpliwie znalazł się Kolejorz. Tym bardziej, że do końca tegorocznej części ligowych rozgrywek niespecjalnie jest już co przegrać. Natomiast strata do czołówki jest na tyle niewielka, że po zimowych przygotowaniach ewentualny nowy trener spokojnie mógłby ją zniwelować - uważa Godlewski.
No chyba, że po niedzielnym meczu z Lechią, kibice wyciągną białe chusteczki i trzeba będzie znów w trybie alarmowym zwołać sztab antykryzysowy. Co w Lechu na przełomie października i listopada często jest stałym punktem programu.