Lech Poznań: Twierdza Bułgarska padła. Czy porażka z Koroną wyjdzie Kolejorzowi na dobre?
Zimny prysznic, który Lechowi Poznań sprawiła w piątek Korona Kielce, może jednak wyjdzie Kolejorzowi na dobre...
Kolejny raz okazało się, że w naszej ekstraklasie przed meczem nie należy dzielić skóry na niedźwiedziu, bo poziom drużyn jest bardzo wyrównany i nie ma w niej zbyt wielu zawodników, którzy są w stanie indywidualną akcją wygrać mecz.
Mecz Lecha z Koroną, nieoczekiwanie wygrany przez gości 1:0, pokazał też, że nawet imponujące serie, historyczne statystyki niewiele znaczą, bo stabilizacja formy to największy problem wszystkich drużyn i wystarczy małe załamanie, by zespół, który przez jakiś czas wygrywał efektownie, łatwo i przyjemnie, nagle ma problem ze skonstruowaniem dobrych akcji, brakuje mu pomysłu na grę i powtarza stare błędy, wydawałoby się na zawsze już wyeliminowane.
Ponad rok w Poznaniu nie oglądaliśmy przegrywającego Lecha. Twierdza Bułgarska padła w najmniej spodziewanym momencie, bo przecież Korona w stolicy Wielkopolski jeszcze nigdy nie wygrała. Rywal wydawał się więc wymarzony, a jednak Kolejorz sobie nie poradził.
- To nie był nasz mecz, Korona wygrała szczęśliwie i chciałbym kiedyś wygrać z Lechem tak szczęśliwie, jak dziś wygrała Korona
- mówił po meczu trener Lecha Poznań Nenad Bjelica.
Poza tym, że Kolejorz bardzo długo nie potrafił poradzić sobie z agresywną grą rywali, grał niedokładnie i znów zapomniał, że adresowanie górnych piłek do Gytkjaera to strata czasu, można by się zgodzić z Chorwatem.
Szczęście nie było w piątek po stronie Lecha, na dodatek w końcówce meczu, gdy goście opadli już z sił, raził brak skuteczności. Poznaniacy mimo kiepskiej postawy mieli kilka szans by przynajmniej zremisować.
- To prawda, w pierwszej połowie mieliśmy swoje szanse, lecz ich nie wykorzystaliśmy - potwierdził Emir Dilaver. - Po przerwie próbowaliśmy się podnieść, natomiast popełniliśmy zbyt wiele błędów w rozegraniu. Poza tym nasza gra w powietrzu, zbieranie tzw. drugich piłek nie wyglądała najlepiej. W końcówce stworzyliśmy naprawdę dużo okazji do wyrównania, ale przegraliśmy i jesteśmy na siebie bardzo źli - komentował Dilaver.
Remis mógł dać Lechowi Ołeksij Chobłenko. Zamiast do siatki, z 5 metrów posłał piłkę w trybuny.
- Miałem świetną okazję, dobrze widziałem piłkę. Niestety, nie wyszło - przyznał wyraźnie zmartwiony Ukrainiec. - Potrzebujemy jeszcze więcej popracować, żeby wygrywać takie mecze. Jestem bardzo niezadowolony. Co z tego, że mieliśmy sytuacje, skoro nie potrafiliśmy zdobyć gola. Trzeba to zmienić. Rozumiemy to, że każdy punkt może być ważny w walce o mistrzostwo - dodał Chobłenko.
- Przewidzieliśmy wszystkie ruchy taktyczne Lecha. Nasza gra pod względem i wybiegania boiskowego była dzisiaj wyjątkowa. Dzięki temu zasłużyliśmy na zwycięstwo - mówił trener Korony Gino Lettieri.
- Nie wiem czy Korona była lepszą drużyną, gra się dla nich dobrze ułożyła. Strzelili gola, potem czekali na kontry, my mieliśmy dużo lepsze sytuacje - nie zgadza się ze słowami szkoleniowca gości Darko Jevtić.
Szwajcar nie miał nie miał dobrego dnia, przegrywał wiele pojedynków, to był jeden z jego najsłabszych występów w tym sezonie. Poza tym zmarnował karnego.
- Bardzo mi smutno, z tego powodu, bo przy naszym prowadzeniu, być może ten mecz inaczej by się potoczył. Wyszło niestety źle. Oni zdobyli dosyć szczęśliwą bramkę i dobrze się potem bronili. Próbowaliśmy atakować, walczyliśmy do końca, ale nie znaleźliśmy lekarstwa na nasza nieskuteczność. Chcieliśmy wygrać i odskoczyć rywalom, jednocześnie wywrzeć tez na nich trochę presji. Szkoda, że się nie udało, bo był to fajny mecz, żeby pokazać, że nie chcemy oddać lidera - szczerze wyznał Jevtić.
O rzucie karnym, strzelanym na dwa tempa wypowiadał się z żalem w głosie.
- Zazwyczaj czekam i patrzę gdzie idzie bramkarz. W tym wypadku, gdy się nie ruszył, wybrałem róg i chciałem strzelić mocno. Ale za bardzo mi ten strzał nie wyszedł. Podszedłem do jedenastki, bo się dobrze czułem. Wcześniej pokazywałem, że potrafię strzelać gole z jedenastek. Tym razem się nie udało. Ale będą jeszcze okazje, żeby się zrehabilitować - przyznał Darko.
WSPÓŁPRACA: KAROL MAĆKOWIAK