Lech Poznań: Strzelają tylko z akcji
Lech jeśli już strzela gole, to z akcji. Stałe fragmenty gry szwankują, a mogłyby być siłą zespołu w trudnych momentach.
Sobotnie spotkanie z Legią Warszawa pokazało, że Kolejorz ma wielkie problemy ze stworzeniem zagrożenia pod bramką rywali po stałych fragmentach gry. Lechici mieli aż 11 rzutów rożnych, z których niewiele wynikało. Dośrodkowania ze stojącej piłki nie docierały do adresatów, były niecelne i jakby przypadkowe. Ze strzelonych w tym sezonie w lidze 13 goli, co prawda cztery padły ze stałych fragmentów, lecz gdyby w ten bilans nie wliczać rzutów karnych, zostałyby… tylko dwie, czyli 15 proc. zdobytych bramek! Na drugim biegunie jest Termalica Nieciecza, która pod wodzą Czesława Michniewicza aż 65 proc. bramek strzela po stałych fragmentach gry (dane pochodzą z serwisu EkstraStats)!
Obie bramki padły po dośrodkowaniach z rzutów rożnych – do siatki rywali po strzale głową Jan Bednarek trafił 12 sierpnia (2:1 z Cracovią), zaś Abdul Tetteh pokonał bramkarza Pogoni Szczecin 11 września (3:1). I na tym skończyło się strzelanie po podaniach ze stojącej piłki. Żaden z lechitów w tym sezonie w lidze nie zdobył gola po uderzeniu z rzutu wolnego.
- Janek Bednarek czy Lasse Nielsen mają warunki do tego, by grać dobrze w powietrzu i potrafią to robić. Brakuje odpowiednich wrzutek
– mówi Marek Rzepka, były znakomity obrońca Lecha Poznań. – Za trenera Jana Urbana nie było chyba w ogóle planu na stałe fragmenty. Teraz widać, że jest w tym zamysł, piłkarze nabiegają w określony sposób. Co z tego jednak, skoro albo te piłki fruwają wysoko jak baloniki, albo tak nisko, że rywal wyprowadza kontry, jak właśnie w meczu z Legią – dodaje podenerwowany Rzepka.
Od kilku tygodni na ławce rezerwowych siedzi stoper Paulus Arajuuri, który w mistrzowskim sezonie 2014/15 potrafił zdobyć aż cztery bramki! Tyle, że wówczas mógł on liczyć na dokładne dogrania ze strony Szkota, Barrego Douglasa.
- Po odejściu Douglasa nie ma gracza, co do którego można by być pewnym, że dogra w punkt. Podobnie jest w przypadku dośrodkowań z gry. Tomek Kędziora dogrywając z akcji może się pomylić o pół metra, może nawet metr, ale nie o pięć. Niestety, żeby to dopracować, to trzeba zostać po każdym treningu i wrzucać, wrzucać, wrzucać…
– kontynuuje Rzepka. – Nie robi tego też właściwie Radek Majewski, który przyszedł do klubu i w zasadzie… zaginął – zaznacza nasz ekspert.